A miało być tak ładnie…Koniec z „totalną opozycją”, która przecież była pomysłem Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny, znajdując w Borysie Budce gorliwego kontynuatora, choć usiłował wmówić z sejmowej mównicy, że jego partia tylko „dała sobie przyprawić gębę totalnej opozycji”.
Dzisiejsze słowa przewodniczącego PO, uznającego za „obrzydliwą” próbę ratowania umierającego z głodu Polaka, to kolejny gwóźdź do trumny partii, która lata całe usiłowała wmówić Polakom, że jest ugrupowaniem najbardziej zasługującym na ich zaufanie i jedynym, któremu można powierzyć losy kraju i narodu. Jasna deklaracja Budki, zapytanego, czy gdyby był dzisiaj ministrem sprawiedliwości, też by się zdecydował na takie działania wobec umierającego w szpitalu w Plymouth Polaka, jakie podjął rząd Zjednoczonej Prawicy :
Nie. Uważam, że to jest kwestia sumienia, rodziny, to jest kwestia medyków, którzy wyraźnie wskazują, że w tej sytuacji osoba jest nie do uratowania
rodzi przekonanie, że nawet los pojedynczego obywatela jest Borysowi Budce i jego partii obojętnym, nie mówiąc nawet o narodzie.
Budka wzniośle mówi o kwestii sumienia, tylko nie bardzo definiuje, o jakie sumienie chodzi – takie, które pozwala zgodzić się na zagłodzenie człowieka, bo „osoba jest nie do uratowania”? I skąd to Budka wie? Od medyków, którzy podobno wyraźnie to wskazują? Medyków z angielskiego szpitala, czekających zapewne z niecierpliwością, kiedy organy Polaka będą mogły być przeszczepione innym pacjentom? Są także specjaliści, którzy mają inne zdanie w tej sprawie i uważają, że trzeba dać człowiekowi szansę, a chęć życia, silny organizm i właściwe procedury medyczne czasami sprawiają cuda, kiedy ze śpiączki budzą się ludzie, o których tacy medycy, jakich wspomina Budka mówili, że są nie do uratowania. A karmienie i pojenie nie jest „uporczywą terapią”, jak to usiłują nam wmówić niektórzy pseudospecjaliści od medycyny i nauki społecznej Kościoła.
Odpowiedź rządu na prośbę części rodziny, na liczne apele domagające się działań państwa w ratowaniu swojego obywatela jest według Borysa Budki wykorzystywaniem przez „ten obóz” tragedii ludzkich i „robieniem” na nich polityki.
To, co powiedział dzisiaj Borys Budka wpisuje się doskonale w nieliczne co prawda, ale równie pozbawione empatii, zrozumienia i obiektywnej oceny sytuacji wpisy w mediach społecznościowych ludzi, którzy równie zaślepieni nienawiścią do obecnego rządu Zjednoczonej Prawicy, nawet nie ukrywając się pod anonimowymi nickami, piszą:
”Pomysł z uczynieniem umierającego człowieka dyplomatą nie jest humanitarny, ale cynicznie polityczny. To sygnał do twardego elektoratu: Polacy są w niebezpieczeństwie, obcy chcą nas zabić. Wmawianie, że jakaś grupa ludzi jest potencjalną ofiarą, ma długą i bardzo mroczną tradycję” ( Marcin Matczak, profesor nadzwyczajny na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego)
„W Polsce nie da się żyć, dlatego rząd ściąga tu zmarłego człowieka, żeby dobić jego rodzinę. Tak to u nas działa” (Katarzyna Markusz, dziennikarka )
„Jeśli rzeczywiście nastąpiła śmierć mózgowa, to będziemy pierwszym krajem na świecie, mającym warzywo z paszportem dyplomatycznym, Kaligula z koniem w senacie chowa się zawstydzony. Media maja piękny temat zastępczy, a chwilę wszyscy zapominamy o burdelu ze szczepionkami (Jan Osiecki, dziennikarz, nauczyciel akademicki).
Jednak większość z nas nie dopuszcza możliwości takiego traktowania człowieka przez angielskich lekarzy i sądy i uznaje to, co się dzieje w Plymouth za zwykłą zbrodnię w majestacie prawa, eutanazję przez zagłodzenie.
Polityk powinien wiedzieć, kiedy milczeć
Polityk, który chce osiągnąć sukces, będąc w opozycji i chcąc doprowadzić swoje ugrupowanie do władzy powinien być na tyle przewidujący, by wiedzieć, kiedy milczeć, kiedy wesprzeć znienawidzonego przez siebie konkurenta, bo tylko na tym zyska, a kiedy nacisnąć guzik nuklearnego ataku, który przeciwnika zmiecie z powierzchni ziemi.
Budka tymczasem wystrzelił z armaty pocisk, który rykoszetem ugodzi jego i PO. I nawet jeśli zyska chwilowo poklask wykształconych ponad swoją inteligencję sprzymierzeńców, pochylających się z pogardą nad „warzywem z paszportem dyplomatycznym”, to w oczach większości Polaków, przyzwoitych i posiadających sumienie oraz wrażliwość obcą zaślepionym, dążącym do władzy za wszelką cenę politykom, zostanie zapamiętany jako, ten, którego potencjalny rząd palcem by nie kiwnął, by ratować swojego obywatela.
My swoich nie zostawiamy
— napisał na Twitterze weteran misji zagranicznych polskiego wojska, autor Życia Stolicy, Tȟašúŋke Witkó, w odpowiedzi na jeden z wyżej cytowanych wpisów :
10 sierpnia 2009 roku kilku twardych Chłopaków z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej walczyło zaciekle kilka godzin z Talibami pod Usman Khel w Afganistanie, aby odbić ciało poległego towarzysza broni, Pana Kapitana Daniela Ambrozińskiego. „My swoich nie zostawiamy!”.
Może ktoś stwierdzi, że sytuacje są nieporównywalne, ale jeżeli żołnierz uznał, że należy to wydarzenie z Afganistanu przywołać właśnie w tych okolicznościach, to warto choć chwilę zastanowić się nad sensem słów „my swoich nie zostawiamy”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/536229-budka-by-nie-ratowal-polaka-wyborcy-zapamietaja