„Donald Trump nie bał się stanąć naprzeciwko rewolucji z otwartą przyłbicą i nie bał się wydawać jej bitwy. To wydaje mi się jest pewien kapitał, w odniesieniu do którego polityka amerykańska może się jeszcze odbić od tego neomarksistowskiego chaosu” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, politolog, wykładowca KUL.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Kończy się prezydentura Donalda Trumpa. Jakie są w Pana ocenie jego największe osiągnięcia, które będą miały dalekosiężne skutki, nie tylko doraźne?
Prof. Mieczysław Ryba: Przede wszystkim powstrzymał pewien proces globalizacji w wydaniu tych wielkich koncernów, które w sposób niepohamowany mnożyły swoje zyski, a w istocie wyprowadzały produkcję ze Stanów Zjednoczonych do Chin i do innych krajów dalekiego Wschodu. Wszedł w pewną rywalizację z Chinami i dostrzegł proces dekompozycji ładu, w którym Stany Zjednoczone odgrywają pierwszorzędną rolę w Eurazji i starał się powstrzymać proces hegemonii Chin. Wydaje się, że w dużej mierze to mu się udawało – amerykańska gospodarka się odbijała, firmy wracały, widać było, że to przynosi efekty. To w pewnym sensie powstrzymała pandemia czy raczej wynikające z niej lockdowny.
Donald Trump, chociaż miał bardziej bujne życie osobiste, niepasujące do tego, co jest modelem konserwatywnym, ale jednak w sferze obrony życia zawsze wypowiadał się jednoznacznie, łącznie z tym Dniem Świętości Życia, który ostatnio ogłaszał. W sferze cywilizacyjnej zatem jawił się jako przywódca amerykański jednoznacznie opowiadający się za taką cywilizacją, co miało swoje duże znaczenie.
Wreszcie odegrał też rolę tego, który patrzył na Niemcy inaczej niż na przykład Barack Obama, czyli dostrzegał w Niemczech ten ich partykularny egoizm, który narażał Europę Zachodnią, czy w ogóle Unię Europejską na uzależnienie od Rosji. Był więc realistą. Twardo walczył o interesy amerykańskie, dużo mu się udało ugrać, chociaż był ekscentryczny, nieraz odczytywany jako swoisty skandalista polityczny, ale wbrew wszystkiemu był też bardzo realny, zwłaszcza jeżeli mówimy o interesach Ameryki w rozdaniu globalnym.
Donald Trump był też przywódcą, który nie wplątał Stanów Zjednoczonych w żaden konflikt zbrojny. Czy w Pana ocenie było to elementem powstrzymywania polityki globalizmu czy też miało to jeszcze jakieś inne konotacje?
Te wojny, w które Amerykanie się wpakowali chociażby za czasów Obamy, nie przynosiły wielkich efektów, a na pewno wprowadzały pewien chaos w świecie. Weźmy te kwestie bliskowschodnie, północnej Afryki, Afganistanu – trudno nazwać, że mamy tam do czynienia ze stabilizacją. Były one kosztowne, również w sensie finansowym. Poza tym pamiętajmy, że USA po kryzysie 2008 roku nie stać na prowadzenie wojen na kilku odcinkach. Donald Trump groził więc czasem konfliktem zbrojnym, ale nigdy do niego nie doprowadzał. W tym sensie mówiono, jaki to wojowniczy prezydent, ale rozwiązywał wiele rzeczy politycznie, chociaż niestandardowo i nieszablonowo.
Jaka ta Ameryka jest po zakończeniu jego prezydentury? Jakie jest jej społeczeństwo? Czy jego prezydentura w jakiś istotny sposób przyczyniła się do zmian społecznych?
Na pewno zaostrzyła się neomarksistowska rewolucja w Stanach Zjednoczonych, ale wydaje się, że i konserwatyści stają się bardziej konserwatywni i wyraziści. USA to nie są Niemcy, to nie jest Francja, to nie jest Hiszpania, gdzie rewolucja praktycznie dominuje i nie ma dla niej alternatywy. W Stanach Zjednoczonych ta alternatywa jest, chociaż chwilowo w wyborach konserwatyści przegrali. Donald Trump nie bał się stanąć naprzeciwko rewolucji z otwartą przyłbicą i nie bał się wydawać jej bitwy. To wydaje mi się jest pewien kapitał, w odniesieniu do którego polityka amerykańska może się jeszcze odbić od tego neomarksistowskiego chaosu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/535701-prof-ryba-trump-nie-bal-sie-stanac-naprzeciwko-rewolucji