”Gdyby wówczas, po tej notatce Krzysztofa Bondaryka, ABW zastosowała chociażby podsłuchy, a nie czekała do momentu, kiedy Michał Tusk opuści OLT, to wówczas wiedzielibyśmy o wiele więcej, o wiele więcej materiałów zostałoby zebranych. Sam wniosek o zastosowanie podsłuchów – i to nie w trybie operacyjnym, tylko procesowym – wypłynął z prokuratury 18 lipca 2012 r., czyli dzień po tym, kiedy Michał Tusk zakończył współpracę z OLT Express” – mówi portalowi wPolityce.pl Tomasz Rzymkowski, poseł Prawa i Sprawiedliwości, były członek Komisji śledczej do zbadania prawidłowości i legalności działań organów i instytucji publicznych wobec podmiotów wchodzących w skład Grupy Amber Gold.
wPolityce.pl: Wczorajsza premiera filmu Sylwestra Latkowskiego na nowo rozgrzała emocje wokół afery Amber Gold. Jak pan odbiera ten film, czy wnosi on nowe informacje, czy bardziej traktuje go pan jako podsumowanie i przypomnienie tej sprawy?
Tomasz Rzymkowski: Przede wszystkim jest to autorska wizja pana Latkowskiego – wydarzeń, opisów sytuacji – nawet trochę poszerzona poza aferę Amber Gold, wchodząca w sferę układów trójmiejskich, sieci powiązań, wzajemnych zależności, ale oczywiście na gruncie tej afery, która wybuchła w 2012 r. Można powiedzieć, że jest to wersja reżyserka tych wydarzeń. Reżyser zwrócił uwagę na takie rzeczy, na które każdy autor ma prawo zwrócić. Ja bym położył na pewne rzeczy większy nacisk, na inne mniejszy. Natomiast trudno zadać przedstawionej wersji wydarzeń kłam. Część informacji absolutnie zgadza się i pokrywa z ustaleniami sejmowej komisji śledczej, część informacji nie była w posiadaniu komisji – są to materiały pozyskane przez pana Latkowskiego. Jest to na pewno przypomnienie tego tematu i dobrze, że możemy o nim rozmawiać. Pytanie tylko, czy wszyscy zrozumieli przekaz tego filmu. Ja powiem, że z racji tego, że 2,5 roku życia poświęciłem pracy w komisji, to ten temat znam na wyrywki i poradziłem sobie z tym materiałem, natomiast nie wiem czy przeciętny odbiorca też, bo była to taka skondensowana dawka, z racji na czas. Proszę tego nie traktować jako zarzutu, tylko pewną wątpliwość, czy odbiorcy to zrozumieli.
Czym dla pana jest afera Amber Gold, jakie są najważniejsze wątki i wnioski?
Afera Amber Gold to przede wszystkim kompromitacja państwa polskiego. To kompromitacja rządów PO i PSL. To jest afera, która jak w soczewce zebrała wszystkie patologie tamtej ekipy rządzącej, czyli: absolutny imposybilizm organów państwa, począwszy od prokuratury, a skończywszy na Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, poprzez instytucje skarbowe, szefów tych instytucji, łącznie z ministrami odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo, finanse publiczne; absolutna niemoc organów państwa; absolutna niemoc kierownictwa tych instytucji względem podwładnych sobie urzędników; brak jakiejkolwiek odpowiedzialności, wyciągnięcia konsekwencji. Jak to powiedział Marcin P. podczas przesłuchania przed komisją śledczą – on czuł się przez te cztery lata funkcjonowania Amber Gold, czyli od 2009 r. do 2012 r., tak jakby był rozwinięty nad nim parasol ochronny. I rzeczywiście ze studiowania poszczególnych segmentów tej afery – bo mamy tutaj wątek: policji, służb wyspecjalizowanych jak CBŚ i CBA; prokuratury i to nie tylko w Trójmieście, ale również w Warszawie, różnych szczebli tej prokuratury; ABW; urzędów centralnych jak: Urząd Lotnictwa Cywilnego, UOKiK; instytucji skarbowych, tych zdecentralizowanych na niskim poziomie, jak i tych scentralizowanych w postaci ministerstwa; instytucji rządowych; szefów służb, którzy informują najważniejsze osoby w państwie i mamy absolutny paraliż państwa – wynika takie przyzwolenie, że można to wszystko zrobić, zwinąć i nie ponieść konsekwencji.
Kwintesencją wszystkiego jest to, że nie znamy mocodawców Marcina i Katarzyna P. To nie było zadanie komisji śledczej, żeby to ustalić, natomiast z czystej ludzkiej ciekawości, śledząc te wszystkie materiały, o których części nie mogę nawet mówić, to nie ma odpowiedzi, ja przynajmniej nie mam odpowiedzi, na pytanie o to, kto stał za Marcinem i Katarzyną P. Oni od samego początku do końca byli wyłącznie podstawionymi figurantami. Marcin P. to przecież człowiek, który zakłada spółkę i nie był nawet w stanie zakończyć formalnej rejestracji spółki, bo przebywał w zakładzie karnym. Wyszedł z tego zakładu karnego, nie wiadomo skąd miał pieniądze na rozruch całego przedsięwzięcia, momentalnie kupił kilkanaście mieszkań, a proszę zwrócić uwagę, że on odbywał karę pozbawienia wolności z tego tytułu, że nie mógł zapłacić kilku tysięcy złotych zadośćuczynienia pokrzywdzonym wskutek swojej poprzedniej działalności przestępczej, a nagle dysponuje milionami złotych potrzebnymi na rozruch całego przedsięwzięcia. Robi to w sposób absolutnie profesjonalny, ba, rozwija to poza ten sektor, nazwijmy go – pseudo finansowy, na sektor lotniczy. To jest rzecz absolutnie niebywała i w to nikt rozsądny nie jest w stanie uwierzyć, że niewykształcony cwaniak z bogatą kartą kryminalną wraz ze swoją małżonką – dwudziestoparoletnią dziewczyną – są w stanie oszukać wszystkie możliwe instytucje państwa, poza kilkoma wyjątkami, które i tak z racji na swoje kompetencje nie były w stanie nic więcej zrobić, poza poinformowanie prokuratury, sądu czy innego organu, który i tak nic w tej sprawie nie zrobił.
Czy według pana jest jeszcze szansa na to, żeby opinia publiczna poznała tych mocodawców i czy jest pan usatysfakcjonowany tym, na jakim etapie jest ta sprawa, czy może potrzebne jest przyspieszenie?
Uważam, że podstawowym błędem było działanie służb, zwłaszcza służb specjalnych, w roku 2011 i 2012. W sierpniu 2011 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego miała świadomość, że Marcin P. transferuje oszczędności swoich klientów na zakup linii lotniczych, na ich rozwój, celem osłabienia pozycji naszego narodowego przewoźnika PLL LOT i wówczas żadnych działań nie podjęto. Do sprawy wrócono dopiero w kwietniu i maju 2012 r., czego zewnętrznym przejawem było sporządzenie notatki przez pana gen. Krzysztof Bondaryka. Została ona rozesłana do sześciu najważniejszych osób w państwie. Niektóre z tych osób zapoznały się z tą notatką jeszcze w maju, inni w czerwcu, a niektórzy – jak Bronisław Komorowski – dopiero po wybuchu afery, w sierpniu 2012 r. I pomimo tego, że szef ABW miał świadomość potężnej skali – bo z tej notatki możemy wyczytać, że ABW nawet nie wiedziała ile osób może być potencjalnie poszkodowanych wskutek tej piramidy finansowej – to nie podjął żadnych działań. ABW nie podjęła działań, które wydają się oczywiste, nawet z punktu widzenia laika, jak czynności operacyjno-rozpoznawcze, założenie podsłuchów operacyjnych, śledzenie tych osób, zbieranie informacji na ten temat. Działania były naprawdę bardzo powolne albo wręcz tych działań nie było. Gdyby wówczas, po tej notatce Krzysztofa Bondaryka, ABW zastosowała chociażby podsłuchy, a nie czekała do momentu, kiedy Michał Tusk opuści OLT, to wówczas wiedzielibyśmy o wiele więcej, o wiele więcej materiałów zostałoby zebranych. Sam wniosek o zastosowanie podsłuchów – i to nie w trybie operacyjnym, tylko procesowym – wypłynął z prokuratury 18 lipca 2012 r., czyli dzień po tym, kiedy Michał Tusk zakończył współpracę z OLT Express. A same podsłuchy zostały uruchomione dopiero, jeśli się nie mylę, 27 lipca i trwały do momentu zatrzymania pana Marcina P., a dalsze podsłuchy – chociażby wobec Katarzyny P. – były zaprzestawane, mimo że ona jeszcze przez pół roku pozostawała na wolności i – to wczoraj mogliśmy obrazowo zobaczyć w tym reportażu – upłynniała resztki majątku, które zostały. Całe podejście do pana Marcina P., już w chwili wybuchu afery, pokazuje, że miał taką swoistą poduszkę powietrzną, miękkie lądowanie. Jeśli w ogóle możemy mówić o miękkim lądowaniu, bo on miał czas, żeby te firmy – mówiąc kolokwialnie – położyć, ogłosić ich upadłość, miał czas, żeby pewne czynności wykonać i dopiero później zajęły się nim organy ścigania. A już sytuacja z jego małżonką, która paradoksalnie dostała więcej zarzutów niż on, a organy ścigania zainteresowały się nią i dokonały jej zatrzymania w 2013 r., to jest już kompletna kompromitacja. W sytuacji, w której można było jeszcze odzyskać część środków na pokrycie strat klientów Amber Gold.
Odpowiedzialność karna to jedno, czym innym jest odpowiedzialność polityczna. Czy według pana jedyną odpowiedzialnością polityczną dla osób zarządzających wówczas państwem i służbami specjalnymi pozostaną przegrane wybory i utrata stanowisk, czy można się jeszcze spodziewać jakichś innych rozstrzygnięć?
Moim zdaniem Polacy w 2015 r. odpowiedzieli na aferę Amber Gold podczas październikowych wyborów. Oczywiście było tam jeszcze kilka innych składowych elementów, które spowodowały, że Platforma Obywatelska utraciła wraz z PSL-em ster władzy w Polsce. Natomiast afera Amber Gold pozostanie w kanonie pojęć politycznych w Polsce. To jest jak na razie apogeum rozkładu państwa. Ta afera to był szczyt albo najniższy punkt sprawności, operacyjności państwa polskiego, kiedy absolutnie wszystkie instytucje były nieme, głuche i ślepe. Nie podejmowały jakichkolwiek działań, a gdy już się na nie zdecydowały, to były to działania albo pozorowane, albo wręcz takie, które miały pomóc tej grupie przestępczej w dalszym trwaniu, oszukiwaniu, okradaniu osób fizycznych, które lokowały swoje środki, ale również podmiotów działających na rynku, które wskutek niewypłacalności utraciły znaczną część swojej zapłaty za usługi i towary, które dostarczyły do Amber Gold, OLT Express czy OLT Poland. Wejście na rynek lotniczy pokazuje niebywałą wręcz skalę pewności siebie, bezczelności, świadomości braku jakiejkolwiek odpowiedzialności. Sam wątek lotniczy i rola ówczesnego ministra infrastruktury, transportu i budownictwa Sławomira Nowaka też jest bardzo ciekawa. Minister wysłał kontrolę i skłaniał Urząd Lotnictwa Cywilnego do podjęcia działań w sytuacji, kiedy obydwie spółki lotnicze OLT ogłosiły już upadłość.
Zobaczymy, czy ostatecznie zostaną wyciągnięte konsekwencje.
Jest to niezwykle trudne. Upływ czasu spowodował, że w tej chwili próba odtworzenia pewnych sytuacji, rozmów, dokumentów jest praktycznie niemożliwa. Gdyby wówczas – po wybuchu afery w sierpniu 2012 r. – Platforma Obywatelska i PSL nie zablokowały wniosku, aby powołać komisję śledczą, to moim zdaniem, nasza wiedza, jako opinii publicznej, na ten temat byłaby nieporównywalnie większa. Żyło więcej świadków, było więcej dokumentów, które wskutek procedur zostały zlikwidowane. Nasza wiedza byłaby na pewno o wiele większa i też większe byłoby prawdopodobieństwo dojścia do prawdy o tym, kto stał za aferą Amber Gold. Dzisiaj nie jestem w stanie powiedzieć kto był mocodawcą Marcina i Katarzyny P., poza takim ogólnikiem, że była to zorganizowana grupa przestępcza o charakterze mafijnym.
Not. KB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/534896-wywiad-rzymkowski-amber-gold-to-kompromitacja-po-i-psl