Z trafną intuicją rozmawiali na łamach Dwumiesięcznika ARCANA profesor Zbigniew Janowski i historyk wojskowości Ciro Paoleti. Wiadomo że do periodyków tego typu, wywiady przeprowadza się kilka miesięcy przed wydaniem numeru, tym bardziej dobór refleksji okazał się idealnie pasujący do wydarzeń bieżących: o kryzysie społecznym młodzieży spowodowanym płytkim myśleniem wyuczonym przez technologie cyfrowe, ostrzeżenia przed fanatycznym łżeliberalizmem amerykańskiej lewicy, która osłabia mocarstwową wiarygodność, wreszcie portale społecznościowe stające się narzędziem ograniczania, a nie wzmacniania, wolności. Wszystko aktualne, jeśli przyłożymy właśnie do wydarzeń wokół Kapitolu, uciszenia Donalda Trumpa na Twitterze i radości lewicowej ekstremy spod znaku Kamali Harris.
A wywiad zaczyna się tak niepozornie, rozmowa o lewicowej ucieczce przed faktami, o jej niechęci do historii, którą „totalitaryści potępiają jako taką i nie znajdują w niej wiele nauki”. Janowski testuje w Paoletim historyka wojskowości, sprawdza czy badacz najtwardszych konkretów - nie płynnych relacji politycznych, umownych danych gospodarczych czy różnie interpretowanej legislacji, ale właśnie militariów, które bada się z precyzją zegarmistrza - z równą rzeczowością zdiagnozuje zjawiska szersze.
Młodzi ludzie są dziś produktem rozproszonych technologii i powiązanych aplikacji. Zdecydowana większość nie czyta; dlatego nie myślą i głosują zgodnie z tym, jak znajomo brzmi to lub tamto. Tak więc propaganda polityczna jest w zasadzie reklamą: im łatwiejszy slogan, tym łatwiej uzyskać głos, nawet jeśli istnieje instynktowny opór przed „włączaniem” i tym, co to oznacza. Ludzie mogą również polegać na dziedzictwie narodowym, aby uzasadnić reakcję na „inkluzywność”; ale ta reakcja nie jest konsekwencją dziedzictwa narodowego, które przecież istnieje samo w sobie.
Ostrzeżenie przed niekontrolowaną ekspansją rozproszonych technologii nie jest niczym nowym, a jednak historycy muszą zmagać się z tą nieporadną gonitwą człowieka za swoimi wynalazkami, bowiem ludzkość tworzy sobie realia często sprzeczne ze swoją naturą, buduje więzi sztuczne w miejsce tych sprawdzonych przez tysiące lat, wyrywa się z naturalnego środowiska do ekosystemu stworzonego rewolucją przemysłową i może nie byłoby to takim wyzwaniem, gdyby teraz ten zagubiony w nowoczesności człowiek nie miał decydować o kierunkach rozwoju polityki.
Lewica i liberałowie w jednym spali domu
Paoleti jest konserwatystą i oprócz jednoznacznego potępienia lewicy, komunizmu czy socjalizmu, wskazuje na fikcyjność liberalizmu, który także potrzebuje wyprodukować swój typ człowieka, aby utrzymać stabilność systemu. Ma być to człowiek nijaki, miałki, bez wyrazu:
Prawdziwi konserwatyści są dzisiaj zarazem prawdziwymi rewolucjonistami, ponieważ konserwatyści chcą, aby ludzie używali własnego mózgu, karmiąc go edukacją i kulturą, aby myśleć, a następnie postępować zgodnie z własnymi decyzjami. Niestety, myślenie oznacza uświadomienie sobie, jak niebezpieczny może być dług i jak przydatne jest oszczędza- nie. Tak więc myślenie nie jest mile widziane przez obecnych liberałów, ponieważ może wpływać na rynek w nieprzewidywalny sposób. To, co lubi rynek, to ludzie o standardowych poglądach, społeczeństwo, którego konsumenci są przewidywalni – a tym samym „planowani” – w celu maksymalizacji zysków i zminimalizowania strat spowodowanych kosztami magazynowania niesprzedanych artykułów.
Ale też ci „obecni liberałowie” nie są tym, za kogo się podają.
Liberalizm – lub to, co kiedyś nazywano klasycznym liberalizmem – po prostu zniknął i stał się ideologią poprawności politycznej.
-zagaduje profesor Janowski w rozmowie, a Paoleti, patrząc na amerykański model polityczny, to uzupełnia:
Lewicowcy nigdy nie próbowali nazywać siebie socjalistami i wkradali się jako „postępowi liberałowie”.
Czy da się najeść tęczową flagą?
I tutaj panowie dochodzą do wątków ściśle amerykańskich, w którym obecny nurt Demokratów jawi się jako jazda w przepaść. Takie ramy interpretacyjne z determinacją nakreśla prof. Janowski, a włoski, czy też szerzej - zachodnioeuropejski, punkt widzenia rozwija Ciro Paoleti. Przytoczmy obszerniejszy fragment tej rozmowy, zaczynając od refleksji Janowskiego::
Kiedy Hillary Clinton wyjechała do Indii, wypowiedziała swój słynny slogan: „Prawa kobiet to prawa człowieka”. Kiedy Barack Obama odwiedził Etiopię i Kenię, mówił o prawach gejów. Mój przyjaciel z Etiopii był oburzony i powiedział: „Etiopczycy mają poważne problemy do zmartwień: bieda, brutalność rządu, nieistnienie wolnej prasy, skorumpowana klasa rządząca, rządy prawa, a Obama mówi o prawach gejów!” Można oczywiście zdobyć kilka punktów poparcia w domu, mówiąc takie rzeczy u siebie, ale Kenijczykom i Etiopczykom pokazuje to tylko tyle, że Ameryka nie oferuje wsparcia ludziom w Etiopii i Kenii w ich walce z korupcją, ani w celu przeprowadzenia niezbędnych reform w ich krajach.
Czy zgodzi się pan, że im bardziej amerykański umysł jest zajęty myśleniem ideologicznym, tym mniej skuteczny może być w kształtowaniu polityki poza Ameryką, bo to właśnie myślenie ideologiczne osłabia jego własny wpływ na resztę świata? To, co Ameryka teraz eksportuje, to ideologia, która nawiasem mówiąc, jest wroga wolności. Taka postawa antagonizuje wielu ludzi w innych krajach. Ludzie w byłych krajach komunistycznych w latach 70. i 80. patrzyli na Amerykę. Dzisiaj nikt już na nią nie patrzy.
Paoleti nazywa to zjawisko „apostolstwem progresywnej ewangelizacji”:
(…) To normalne, ale to, co zrobił Obama i to, co zrobiła Hillary Clinton, wydaje się w pewnym sensie czymś innym: wydaje się, że postrzegali siebie jako apostołów progresywnej ewangelizacji, mówiącym ludziom żyjącym w ciemności, jak mają myśleć, zachowywać się i działać. Nie mieli wątpliwości, że reprezentują oświecenie, a więc są lepsi. Właśnie z czymś takim mamy do czynienia, odkąd Francuzi przybyli do Włoch w 1796 roku – który, wierzcie mi, nie był dobrym rokiem; i nie byli mile widziani, biorąc pod uwagę powszechny opór zbrojny, z którym musieli się mierzyć przez bardzo długi czas – i jest to coś, co my, Włosi, dobrze wiemy. Trzeba na to uważać.
Ze strony polskiego rozmówcy padają przykłady z naszego podwórka, bo ten podział na „oświeconych” i ciemnogród jest tutaj znany aż nadto:
Jak pan powiedział, Obama i Hillary Clinton postrzegali siebie jako apostołów postępowej ewangelizacji. Uderzyło mnie to, ponieważ około 25 lat temu słyszałem ten sam argument od konserwatywnych Polaków: liberalne elity czują pogardę dla niewykształconych, prostych ludzi. 25 lat później ten sam argument wysunął się na pierwszy plan we Francji, Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. Trump i Johnson doszli do władzy na fali powszechnego niezadowolenia z liberalnych elit, które są podejrzliwe wobec zwykłych ludzi. Tak samo jest wszędzie w zachodnim świecie. Liberalne elity, jak Partia Demokratyczna w USA, twierdzą, że stoją po stronie „ludu”, ale jakikolwiek prawdziwy kontakt z ludem przeraża ich: z brudnymi, prostymi, niewykształconymi, a przez to głupimi. Albo, jak nazwała ich Hillary Clinton – z godnymi pożałowania!
Przypadki zachodnich konserwatystów
Cała rozmowa w najnowszych Arcanach zawiera oczywiście więcej wątków. Wymowne są stwierdzenia, że o ile Chińczycy czytają klasyków europejskiej myśli politycznej i strategicznej, o tym na Zachodzie nie czyta się autorów chińskich (darujmy sobie pojedynczy przypadek Sun Tzu). O tej rywalizacji chińsko-amerykańskiej na płaszczyźnie starcia programów politycznych, o obecności Ameryki w Europie, także - tu nieprzekonująco - o rosyjskim położeniu po traumach XX wieku. Profesor Ciro Paoleti wpisuje się w obraz zachodniego konserwatysty - przenikliwie rozpoznaje nowe zagrożenia ze strony lewicy i liberałów (te określenia coraz częściej można stosować zamiennie), ale też z tym samym deficytem poznawczym patrzy na Rosję. Może nie postrzega jej jako katechona, jak to mają w zwyczaju nasi, tzw. „ideowi prawicowcy”, ale jednak wykazuje wobec niej zbyt duże „zrozumienie”. Takim właśnie słowem, „zrozumieniem” (w cudzysłowie), tę część poglądów Paoletiego traktuje redaktor naczelny we wstępie do numeru pisma.
Wczytując się w kolejne diagnozy zachodnich obrońców tradycji, przypomina mi się moja rozmowa z prof. Danielem Pipesem (synem sowietologa Richarda Pipesa). Amerykanin także podzielał entuzjazm wobec europejskiej prawicy narodowej i antyemigranckiej, zatem pozostało mi zagadnąć o tę słabość do Rosji. Profesor Pipes machnął ręką:
To dziecięca choroba - powiedział - wyrosną z tego.
Z rodzimej historii wiemy, że wyrasta się z tego tym szybciej, im bliżej jest się granic rosyjskich.
CZYTAJ TAKŻE INNE DIAGNOZY ZACHODNICH KONSERWATYSTÓW:
Czy liberałowie to tchórze? Prof. Furedi o współczesności
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/534288-obama-karmiacy-glodnych-etiopczykow-prawami-lgbt-oto-lewica