Po co infantylizm połączony z pretensjonalnością pensjonarki i wypiekami na twarzy małoletniego miłośnika gwiazd filmowych ujrzał światło dzienne?
CZYTAJ WIĘCEJ: A co robią w Polsce? Budka napisał do Bidena: Niekiedy podburzana przez polityków mniejszość może rzucić wyzwanie demokracji
Farsowe skłonności Borysa Budki dobrze są w Polsce znane. A światu jest kompletnie obojętne, czy ma on jakiekolwiek skłonności. Tak jak kompletnie obojętne jest światu samo istnienie Borysa Budki, a tym bardziej sprawowanie przezeń funkcji przewodniczącego Platformy Obywatelskiej. Borysa Budkę, jak każdego anonimowego (dla świata), ale ambitnego nikogo trudno jednak zniechęcić. To tak jak z wielbicielami różnych gwiazd filmu czy estrady, którzy latami korespondują (bez zwrotnej) ze swymi idolami, opisując swoje dole i niedole w Głuchej Dolnej czy Szczęśliwej Bocznej. Borys postanowił się więc wybić pisząc listy do Joe Bidena. Dwukrotnie pisząc listy w odstępie dokładnie dwóch miesięcy.
Borys z Wiejskiej Przysejmowej od lat cierpi z powodu bycia niedocenionym, a nawet niezauważonym. A przecież zawsze starał się być prymusem, żeby ktoś wreszcie odnotował jego istnienie i odróżnianie się od innych chłopców z równie wielkimi ambicjami i równie małym poczuciem realizmu. No, ale jednak nie jest dziesięcioletnią Amerykanką Samanthą Reed Smith, która napisała list do nowego wtedy sekretarza generalnego partii sowieckich komunistów Jurija Andropowa. Dziewczynka chciała być sławna tak jak Borys z Wiejskiej Przysejmowej.
Samantha napisała pod koniec 1982 r. do „Szanownego Pana Andropowa”: „Mam dziesięć lat. Gratuluję panu nowej pracy. Martwię się, że pomiędzy Rosją a Stanami Zjednoczonymi będzie wojna nuklearna. Czy będzie pan głosować za wojną? Jeśli nie, proszę mi powiedzieć, jak zamierza pan pomóc, aby nie było wojny. (…) Bóg stworzył świat, abyśmy żyli razem w pokoju i nie walczyli ze sobą. Z poważaniem”. Po kilku miesiącach machina Kremla Samanthę zauważyła, bo uznano, że może być użyteczna w walce o wizerunek Sojuza jako kraju pokoju, wolności i dobrobytu.
W kwietniu 1983 r. Jurij Andropow odpisał na list Samanthy. Porównał ją do Becky, przyjaciółki Tomka Sawyera z powieści Marka Twaina i zapewnił, że oni „w Związku Sowieckim starają się robić wszystko, żeby na Ziemi nie było wojny”, czego nauczył ich „wielki Włodzimierz Lenin”. A nawet dobry wujek zaprosił ją na lato do krainy największej szczęśliwości. Pojechała, ale wujek Jurij był akurat chory i się nie spotkali, choć rozmawiali przez telefon. Wycieczka Samanthy do ZSRS była jednak udana, przyniosła jej sławę, którą po powrocie do USA dyskontowała jako gwiazda mediów, a nawet miała własny show. Niestety wielka kariera została przerwana, bo w 1985 r. Samantha zginęła w katastrofie lotniczej.
Borys Budka, przy wszystkich swoich zaletach, nie jest dziesięcioletnią Samanthą, choć zapewne bardzo chciałby być, gdyby tylko wiedział, że Samantha istniała i może być dla niego wzorem. W pierwszych słowach swojego pierwszego listu (z 6 listopada 2020 r. i jak pozostałe pisanego po polsku) adresatem był „Pan Joe Biden Prezydent elekt Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej”. Kiedy Borysowi z Wiejskiej Przysejmowej zwrócono uwagę, że nie ma takiego państwa, napisał nową wersję (z 7 listopada) adresowaną już do „Prezydenta elekta Stanów Zjednoczonych Ameryki”.
Borys z Wiejskiej Przysejmowej gratulował „Ekscelencji” „z okazji wyboru”, czyli jak przeciętny autor przeciętnego listu, a przecież to postać, że ho, ho! Życzył jeszcze, zupełnie niesztampowo, „wszelkiej pomyślności i sukcesów” oraz „żywił nadzieję”. Pani Krysia ze stołówki szkolnej w Szczęśliwej Bocznej lepiej by tego nie ujęła. A jej dziewięcioletni syn Brajan lepiej nie opisałby „historii polsko-amerykańskich relacji”. List pisany w dwóch wersjach i z błędem pewnie był problemem dla Borysa żądnego sławy, więc postanowił się poprawić. A okazja nadarzyła się szczególna, bo Kongres miał przypieczętować wybór, zaś to, co się działo na Kapitolu zelektryzowało świat.
Borys z Wiejskiej Przysejmowej zwietrzył okazję do zaznania sławy Samanthy Reed Smith, nawet mimo niepowodzenia za pierwszym podejściem. Tym razem list zaadresował nie do „Joe”, lecz do „Josepha R.”. A „prezydent – elekt” zyskał myślnik. Stany Zjednoczone były już tylko „Ameryki Północnej”, no i adresat pozostał „Ekscelencją”. Borys pogratulował „raz jeszcze”, czyli sprytnie przypomniał, że już raz gratulował. Po czym przystąpił do szerokiej jak „Panorama Racławicka” Styki, Kossaka, Axentowicza, Tetmajera, Rozwadowskiego, Bollera, Popiela, Sozańskiego i Wodzinowskiego wizji tego, na co „w środę 6 stycznia cały demokratyczny świat w osłupieniu patrzył”. Dobrze, że podał datę i dzień, bo „Joseph R. Biden” mógłby nie skojarzyć, o co chodzi.
W ostatnim liście są ślady tego, że syn pani Krysi – Brajan zdał już do trzeciej klasy podstawówki, więc śmiało mógł być autorem tak śmiałych tez, jak ta, że „państwo - wzór demokracji – zostało zaatakowane przez tych, którzy nie chcą pogodzić się z wynikiem wyborów”. Borys – Brajan wie, co napisał, bo 16 grudnia 2016 r. był w polskim Sejmie i widział, jak to wygląda w szczegółach. Dlatego jest dziwne, że „wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało”. Już przecież powinien móc.
W kolejnych słowach swojego listu Borys – Brajan już tylko nawilża: „Ma Pan rację, Panie Prezydencie”. I snuje historiozoficzne refleksje o tym, jak „agresywna, podburzana przez cynicznych polityków mniejszość może rzucić wyzwanie demokracji. (…) Także w Polsce”. Fakt, dokładnie tak było 16 grudnia 2016 r. w Warszawie. Potem mamy już tylko myśli Brajana jeszcze z drugiej klasy podstawówki: „współczesny świat gwałtownie się zmienia”, „agresja, przemoc i deptanie praw własnego kraju nie jest rozwiązaniem”, „ochrona instytucji demokratycznych jest dziś szczególnie ważnym obowiązkiem wszystkich demokratów”.
Na koniec swojego listu Borys – Brajan „wierzy”, że „wraz z początkiem urzędowania Pana administracji Stany Zjednoczone wrócą w światowym porządku do tej roli, jaką odgrywały przez ostatnie dekady”. I jeszcze „wierzy”, że „szkodliwe projekty dzielenia obywateli, podważania niezależnych instytucji broniących naszych wolności oraz niszczenia zaufania do państwa i siebie nawzajem zostaną trwale odrzucone przez nasze Narody”. Tym razem „wszelką pomyślność i sukcesy” zastąpiło tylko „powodzenie”.
Trudno powiedzieć, czy śmiać się czy płakać, że 42-letni Borys chce być dziesięcioletnią Samanthą, o czym powiadamia świat językiem dziewięcioletniego Brajana. Oczywiście świat ma to poniżej horyzontu zdarzeń czarnej dziury, podobnie jak „Joseph R. Biden”. Pozostaje pytanie, po co ten infantylizm połączony z pretensjonalnością pensjonarki i wypiekami na twarzy małoletniego miłośnika gwiazd filmowych w ogóle ujrzał światło dzienne. Czasem pewne rzeczy warto ukryć, żeby świat jednak się nie dowiedział, kim się jest. Bo tego już nie da się odzobaczyć i zapomnieć. Mimo to Borysowi – Brajanowi pozostaje życzyć „wszelkiej pomyślności i sukcesów”. I wielu autografów od gwiazd filmowych. No i niech czacha nadal dymi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/534087-pisze-budka-do-bidena-czyli-niewiarygodne-przygody-samanthy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.