Asymetria w relacjonowaniu przez lewicowy establishment podobnych do siebie wydarzeń jest i śmieszna, i straszna. Śmieszna, bo Sienkiewiczowski Kali z „W pustyni i w puszczy” jawi się przy tych CNNach i TVNach jako obiektywny mędrzec sięgający w swoich ocenach do transcendencji, straszna - bo wpływa na ustrój, publiczną dyskusję, demokrację i psychikę. I oto ten sam świat, który klękał przed bandytami z Black Lives Matter, teraz budzi się jako wstrząśnięty epizodyczną przemocą na Kapitolu. Nie nazywajmy tego hipokryzją, bo to za mało.
„Tylko” 200 demonstracji BLM zdemolowało sklepy!
Ruch Black Lives Matter był faktycznie paraterrorystycznym motywem zeszłego roku, ale według relacji mediów przecież tylko 8% demonstracji zakończyło się rozruchami, pożarami, dewastacją sklepów i rozbojami. Oczywiście te 30 dni, w których - nawet wedle lewicowych komentatorów - na ponad dwustu demonstracjach doszło do aktów wandalizmu i przemocy, to dużo mniej niż 30 minut, w których część podekscytowanego tłumu wkracza do Kapitolu porobić sobie zdjęcia i wejść - owszem - do miejsc niedozwolonych. Lewicowe myślenie taką stosuje matematykę: 30 dni agresji w całym kraju to MNIEJ niż 30 minut w jednym miejscu , o ile za to pierwsze odpowiada Lewica, a za to drugie - prawica. 30 dni < 30 minut. Można się zdziwić, że Orwell kazał Winstonowi Smithowi pokazać totalitaryzm na forsowaniu słuszności równania, że dwa plus dwa to pięć, gdy jednak 70 lat po tej powieści trzydzieści dni stanowi mniej niż 30 minut, widzimy że powieść „1984” jeszcze nie wyczerpała swojego potencjału.
CZYTAJ TAKŻE:
Opozycja w Polsce nie powinna się oburzać, sama próbowała siłowego wariantu przejęcia władzy
Podobnież było w Polsce - sto tysięcy nastolatków krzyczących „wyp…dalać” i „j…ć PiS” (albo kler) to przecież mniejsza agresja niż grupki narodowców czy parafian stojących nieruchomo pod kościołami.
Retoryka egzaltacji ma w sobie więcej przesady niż XIX-wieczne teatry: nazywanie prawicy ciemnotą, a PiSu szarańczą ma być mniejszą pogardą niż mówienie o Polakach na usługach państw ościennych, że to „gorszy sort”. Trumpiści wchodzący szturmem do Kapitolu i wychodzący po kilku kwadransach mają być większą przemocą niż trzydniowe okupowanie mównicy w polskim sejmie, wjazdu na Wiejską i napaści na ówczesną poseł prof. Krystynę Pawłowicz.
Hierarchia bytów według mainstreamu ma wiele tomów takiej słownej ekwilibrystyki. Konserwatywni komentatorzy to „PiSowscy dziennikarze”, ale promotorzy Wermachtu w mediach z niemieckim kapitałem to po prostu „dziennikarze” , tak bezprzymiotnikowo. Trybunał Konstytucyjny istniał sobie od czasów Jaruzelskiego, przewodziły mu kreatury PRL-u i Okrągłego Stołu ale dopiero od 2016 roku instytucja stała się „Trybunałem Przyłębskiej”. Mężczyźni uprawiający ze sobą seks to „miłość jak każda inna” (love is love), ale duchowni wyznający miłość Bogu to już „czarna mafia”. Oczywiście ideałem kuriozalnej wypowiedzi były słowa profesor Barbary Engelking, która potrafiła wartościować nawet śmierć w czasach okupacji:
Dla Polaków śmierć to była kwestia biologiczna, naturalna, śmierć jak śmierć. Dla Żydów to była tragedia, dramatyczne doświadczenie, metafizyka.
Nowy rasizm
I w ten oto sposób doczekaliśmy prawdziwego podziału ludzi na lepszych i gorszych. Jedni są natchnieni przez postęp i im po prostu wolno czy to wzywać do przemocy („j…ć kler”) czy plądrować sklepy (Black Lives Matter), a inni przez postęp natchnieni nie są i nie wolno im się nawet bronić, bo wtedy zostaną oskarżeni o mowę nienawiści, agresję i - oczywiście - faszyzm.
Ten paratotalitarny fanatyzm przypomina średniowieczne, gnostyckie sekty. Oni, walczący o jakieś wyzwolenie i zbawienie (w świeckiej wersji podejmie to Marks), dysponują wiedzą do której logika nie jest potrzebna, to właśnie wiedza natchniona. Bo oto dwudziestoletni gej czuje na sobie nietolerancję wobec XIX-wiecznych homoseksualistów, Barack Obama cierpi za niewolnika zbierającego bawełnę na teksańskiej plantacji 200 lat temu, a nastolatka z tiktoka chce mieć prawo do zabijania dziecka, bo burgundzkie rycerstwo odmawiało kobietom zakładania zbroi.
Tak to właśnie wygląda - ich „grupa” kiedyś i gdzieś była dyskryminowana, więc oni dzisiaj i tutaj mogą wyzywać, obrażać, bić i napadać - a my, z jakichś względów potomkowie pruskich prawników penalizujących homoseksualizm, z jakichś powodów krewni plantatorów z Teksasu i dziedzice burgundzkiej szlachty, nie możemy się przed wyzwiskami i napadami bronić.
Czego tu nie rozumiesz, ciemna prawico?
Nic dziwnego, że konserwatywny publicysta Douglas Murray opisując lewackie paradygmaty zatytułował swoją książkę „Szaleństwo tłumów”, bo świat według lewicowo-liberalnego mainstreamu faktycznie bardziej przypomina widma opiumowe niż namacalną rzeczywistość. Trochę to śmieszne i trochę straszne, ale wraz z postępami lewicowej ideologii, proporcję śmiechu i strachu zaczynają się zmieniać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/533978-krytycy-trumpa-nagle-sie-obudzili-jako-przeciwnicy-przemocy