Bardzo głupiutkie albo celowo takie udające (chociaż raczej to pierwsze) są opowieści funkcjonariuszy postępu i Federacji Europejskiej o interesach, a w szczególności interesach narodowych. Nie inaczej jest zatem z Jarosławem Kurskim z „GazWybu”.
Właściwie wszystko zawiera się w nabożnym traktowaniu treści artykułów 2, 4 i 5 Traktatu o Unii Europejskiej. Czyli są wartości europejskie, jest solidarność, poszanowanie partnerów i współpraca oparta na równości, a czego nie ma w traktatach, należy do poszczególnych państw. Można je nabożnie traktować, tyle że nie robią tego instytucje europejskie oraz najsilniejsze państwa UE, więc wychodzi się na naiwniaka albo Pepika Skocz No.
Testem dla postępaków jest użycie słowa „naród” i różnych jego odmian. Był etap straszenia „narodem” jako największym zagrożeniem postępowej ludzkości (w Polsce praktycznie przez całe lata 90.), co spędzało sen z powiek przede wszystkim Unii Demokratycznej i Unii Wolności. Oraz założycielce tych partii, czyli „Gazecie Wyborczej”. Teraz mamy czas darcia łacha z „narodu”, a przede wszystkim z przymiotnika „narodowy”. Że to niby dewaluacja ważnego pojęcia albo nawiązanie do Gierka: „Partia z Narodem, Naród z Partią”. Innymi słowy, narodowy to obciachowy.
Zupełnie inaczej ma być w Unii Europejskiej czy generalnie na Zachodzie. Tam wszyscy żyją wyłącznie wartościami ponadnarodowymi, dążą do szczęścia powszechnego, a więc żyją kosmopolitycznie. I innym chcieliby nieba przychylić, byleby też się deklarowali jako kosmopolici i internacjonaliści. Ideały komunistycznych międzynarodówek są więc nadal w cenie. I powinny być realizowane choćby w Unii Europejskiej. Oczywiście największe światowe firmy są nastawione wyłącznie na dobro całej ludzkości, a kapitał nie ma narodowych barw.
Gdyby takie bzdety znajdowały się w czytankach dla młodych komsomolców, można by na to machnąć ręką. Ale są ludzie, którzy obecnie traktują to całkiem serio. Na przykład pół-Michnik (a może ćwierć-Michnik) – Jarosław Kurski. Wielką frajdę sprawiają mu śmichy-chichy z przymiotnika „narodowy”. Boki zrywa, że „narodowy rząd dał narodowi Narodowy Program Szczepień”. I wpada w nirwanę konstatując, że „narodowa szczepionka jest niemiecka i pochodzi z Unii. (…) W niemieckich laboratoriach wyszła spod ręki tureckiego imigranta. Bóg jedyny wie, jacy jeszcze innowiercy maczali w niej palce”.
Gdyby ćwierć-Michnik nie miał tak wielkich klap na oczach, jakie ma, może zastanowiłby się, dlaczego rząd Niemiec, wbrew ustaleniom i europejskiej solidarności, buduje w Niemczech wielką fabrykę tej innowierczej szczepionki. Na początku wyłącznie na potrzeby obywateli Niemiec. Gdzie się podział internacjonalizm i podziw dla innowierczych twórców zapewniających kosmopolityczny charakter specyfiku? I dlaczego Emmanuel Macron czeka na zakończenie badań nad szczepionką przez francuską firmę Sanofi, żeby ją aplikować obywatelom Francji poza pulą przyznaną w ramach wspólnych europejskich zakupów? Ta francuska też jest zapewne innowiercza i kosmopolityczna, ale nie przestaje być francuską.
Podnieca się ćwierć-Michnik, że premier Mateusz Morawiecki nie może powiedzieć, że „oto – dzięki potędze rodzimej nauki – dajemy Narodowi Narodową Szczepionkę wykonaną polskimi rękoma w Narodowym Instytucie Szczepionek im. Żołnierzy Wyklętych”. Żarciki to na poziomie przeciętnego postępowego troglodyty, ale niech tam. Równie dobrze można by żałować, iż ćwierć-Michnik nie może powiedzieć, że dzięki potędze Agory, ludzkość otrzymuje ogólnoludzką internacjonalistyczną szczepionkę wykonaną kosmopolitycznymi rękoma w Internacjonalistycznym Instytucie Szczepionek im. Ozjasza Szechtera.
Ćwierć-Michnik udaje, że nie wie, iż technologie farmaceutyczne są bodaj najdroższe spośród wszystkich rodzajów wytwórczości oraz wymagają ogromnego naukowego potencjału (przykład Turków w Niemczech niczego nie zmienia, bo pieniądze i zaplecze badawcze nie były tureckie). I Polska nie ma na razie szans bycia wielkim graczem, tak jak nie jest nim w dziedzinie lotów kosmicznych. To wszystko jednak nie znaczy, że kapitał, a więc pośrednio same szczepionki, nie ma tu narodowych barw. Jak najbardziej ma: Pfizer i Moderna zarabiają dla USA, BioNTech dla Niemiec, AstraZeneca dla Wielkiej Brytanii (i Szwecji), zaś Sanofi dla Francji. I rozwijają technologie opatentowane w swoich krajach, a w razie potrzeby tym krajom przede wszystkim służące.
Nawet nie warto pisać, na jakim poziomie jest żarcik ćwierć-Michnika, że „nie będzie uroczystej prezentacji polskiej narodowej fiolki, w narodowych barwach rzecz jasna, do której szczepionka z husarskimi skrzydłami powinna być pakowana”. Do jakiej fiolki zmieści się rozumek, który takie brednie tworzy? Duża ona na pewno nie będzie. Nawet jeśli kosmopolityczna i internacjonalistyczna, z najlepszej fabryki wirusów, bo nie szczepionek, im. George’a Sorosa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/532744-przedszkolny-kurs-o-narodowosci-szczepionek
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.