Nie podoba mi się, że za rejestrację ewentualnych naruszeń praworządności, już od nowego roku, mają odpowiadać dwaj komisarze. Mówiliśmy, że stwierdzenie naruszenia praworządności powinno być udowodnione i potwierdzone przez organ niezależny. Tymczasem takim organem nie jest pani komisarz, która grozi, że się „weźmie za Polskę i Węgry”. Ta wypowiedź to wręcz szkolny brak dyplomacji
– mówi portalowi wPolityce.pl prof. Genowefa Grabowska, konstytucjonalista i wykładowca akademicki.
CZYTAJ TAKŻE:Wiceszefowa KE nie zamierza odpuścić swojej wojenki! Jourova zapowiada: Już wkrótce zajmiemy się Polską i Węgrami
wPolityce.pl: Viera Jourova przekonuje, w wywiadzie dla „Tagesspiegel”, że mechanizm praworządności nie jest cudowną bronią”. Czy nastąpił jakiś moment opamiętania u pani komisarz? Może zdała sobie sprawę, że nowy mechanizm nie jest czarodziejską różdżką? A może mamy do czynienia z puszczaniem oka do tych, którzy w Polsce i w Europie oczekują drastycznej rozprawy z Polską i Węgrami?
Prof. Genowefa Grabowska: Już mówi przecież o 2-3 miesiącach, ale o prawie roku. Sama nie wie też, czy TSUE zajmie się sprawą w trybie przyspieszonym, czy też nie. Pewnie marzy o trybie przyspieszonym, ale nie jest to przecież przesądzone. Zwróciłam uwagę na pewne rozczarowanie komisarz Jourovej, że mechanizm praworządności zapisany w tym rozporządzeniu, nie uważa ona za broń, którą można wziąć do ręki i „ukarać”. Niektórym członkom Komisji Europejskiej marzy się, by ten mechanizm polegał na tym, że to komisarz stwierdza „naruszenie praworządności” i to on wstrzymuje środki. Tak rozumują niektórzy, ale tego nie ma. Najpierw to Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej będzie się musiał wypowiedzieć, a pamiętajmy, że zarzuty wobec rozporządzenia są poważne. W projekcie zauważamy brak jasnej podstawy prawnej, pewną nieostrość i karanie nawet za ewentualne „zagrożenie” naruszenia praworządności.
Rozporządzenie rodzi więc więcej pytań niż odpowiedzi.
To rozporządzenie napisane „na kolanie”, niedobrze, zbyt szybko. To tak jakby chciano wyrzucić dziecko ze szkoły, gdyż się źle zachowuje. Gdy rodzice pytają, „co takiego złego zrobił syn”, to szkoła przekonuje, że „syn generalnie źle się zachowuje, ubiera i to wystarczy”. Jeśli byśmy uznali, że to rozporządzenie będzie stosowane, wciąż jednak tego nie wiemy, gdyż wypowie się na ten temat TSUE, to będzie ono stosowane tylko do ochrony interesów Unii. By te interesy chronić, będzie musiała być prowadzona cała procedura, która wskaże konkretnie z jakimi przepisami działanie danego państwa jest sprzeczne i które instytucje państwa stwarzają zagrożenie dla złego wydatkowania budżetu unijnego. Nie będzie można tego podciągnąć pod to o czym marzyły niektóre osoby z Komisji Europejskiej.
Ale Jourova mówi, że to właśnie ona oraz komisarz Didier Reynders będą decydowali o rejestrowaniu każdego przypadku naruszenia. Nie ma pani profesor obaw, że będą więc się tym zajmowali właśnie politycy i to w konkretnym otoczeniu politycznym?
To mi się bardzo nie podoba. Za rejestrację ewentualnych naruszeń praworządności, już od nowego roku, mają odpowiadać dwaj komisarze. Mówiliśmy, że stwierdzenie naruszenia praworządności powinno być udowodnione i potwierdzone przez organ niezależny. Tymczasem takim organem nie jest pani komisarz, która grozi, że się „weźmie za Polskę i Węgry”. Ta wypowiedź to wręcz szkolny brak dyplomacji. To niespotykane, że pani Jourova publicznie grozi innym państwom. Wskazuje to na brak wyrobienia dyplomatycznego. To wręcz dyskwalifikujące tę panią, jako osobę zajmującą się tak newralgiczną kwestią. Tu podstawą jest równe traktowanie wszystkich państw. Tymczasem mamy do czynienia z jawnym piętnowaniem krajów i to przed okresem (przed 1 stycznia 2021 r. – red.), w którym pani Jourova ma się zająć tym problemem.
Wydaje „wyrok” jeszcze przed „procesem”
Pani komisarz już „wie”. To strzał w kolano całej Komisji Europejskiej. Już pokazuje, że będzie to system dalece upolityczniony.
Wiele krajów unijnych słusznie może się więc obawiać, że dzisiaj czas na Polskę, ale te działania dotkną także innych graczy.
Kogo komisarze uznają za niewygodnego, tego będzie się wciągać na tę listę. Nie bardzo wiadomo za co. Mam nadzieję, że pani Jourova zdaje sobie jednak sprawę, że tak nie może działać żaden urzędnik. Nawet to rozporządzenie tak nie działa, gdyż wytyczne, które Komisja Europejska przygotowała, mówią, że każdy przypadek „naruszenia” musi być wskazany. Cały mechanizm musi działać apolitycznie. Wprawdzie pani Jourova to przyznaje, ale w jej przypadku są to tylko puste słowa, szczególnie w kontekście jej wcześniejszych wypowiedzi. Komisarz piętnująca dwa państwa? To mi się nie mieści w głowie, nawet w przypadku pani Jourovej. To zatracenie instynktu samozachowawczego i wyjście z założenia, że wszystko można. Komisja ma jedynie wskazywać, ale nie na „wyobrażenie” naruszenia praworządności, tylko na konkrety.
Te konkrety muszą dotyczyć kwestii finansów i środków unijnych, a nie dowolnych spraw, które akurat pasują pani Jourovej.
Chodzi m.in. o przetargi unijne, rozmaite sprawy związane z rozliczaniem środków, a nie inne sprawy. Tu nie ma wobec nas żadnych zarzutów.
Czy nadchodzący rok przyniesie więc Polsce dalsze siłowanie się z Komisją Europejską?
Obawiam się, że tak. Wywiad pani Jourovej pokazuje, że mamy do czynienia z rozpaczliwą próbą obrony twarzy Komisji Europejskiej i tego co Komisja głosiła. Komisarze tak bardzo zaangażowali się w rozgrywkę z niektórymi państwami, że gdyby teraz wycofali się z tego, to utraciliby twarz. To dla nich bardzo ważne. Może naiwnie, ale uważam, że jeśli TSUE popatrzy na tę sprawę, jak prawnik, a nie jak polityk, to wtedy mamy szansę na uspokojenie nastrojów. Jeśli jednak tak się nie stanie, a TSUE przyjmie ścieżkę, na którą często wskazywał, to będziemy mieli ciągły spór o kompetencję. Tu leży bowiem istota sporu - kompetencje.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/532655-grabowska-o-grozbach-jourovej-dyskwalifikujace-komisarz