Rady opozycji są tak sprytne, jak pomysły wachmistrza Flanderki na werbowanie agentów - w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka”.
Najlepsza opozycji fucha – podpucha. Tak można by częstochowsko zrymować o tym, czym zajmują się przede wszystkim Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe oraz „Gazeta Wyborcza”. Ta ostatnia umieszczona między partiami nie dziwi, wszak miała własną partię, a i obecnie chce mieć. Skoro w żaden sposób nie udaje się przejąć władzy własnymi siłami, wymienione partie (i nie tylko one) chcą, żeby wszystko za nich zrobiła zjednoczona prawica albo jakaś jej część. Innymi słowy, Lenin zachęcał kapitalistów, żeby mu sprzedali sznurek, na którym ich następnie powiesi, a teraz opozycja zachęca zjednoczoną prawicę, żeby się sama powiesiła.
Jedni podpuszczają rządzących „na rympał”, inni trochę inteligentniej. Pierwszą wersję forsują PO oraz „Gazeta Wyborcza”, drugą - PSL przebrane w szatki Koalicji Polskiej. Obie wersje zmierzają do tego, by zjednoczona prawica straciła większość w Sejmie, a to wymusiłoby wcześniejsze wybory, bo dłuższe rządzenie w formule mniejszościowej nie miałoby specjalnie sensu. Mogą nawet chwalić Zbigniewa Ziobrę (Jarosława Gowina chwalą od kwietnia 2020 r.), żeby tylko któryś koalicjant zechciał się tak zbuntować albo zbiesić, by mosty zostały spalone. I tak czekają, a mosty jak stały, tak stoją.
Najzabawniejszy, jak zwykle, jest przewodniczący PO Borys Budka, który opowiada, jak to jego partia wytrwale pracuje nad pozbawieniem zjednoczonej prawicy większości. Wytrwale i tak bardzo koncepcyjnie, że wychodzi z tego antykoncepcja. To znaczy są kłopoty z zapłodnieniem jakimś sensownym pomysłem. Łatwo sobie wyobrazić, na czym ta praca polega. Oto spotyka się Borys Budka z Cezarym Tomczykiem i mówią: „Kurna, co by tu zrobić, żeby im się stała krzywda i oddali władzę”. Po czym ten drugi stwierdza: „Myślmy nad tym”. I rozchodzą się, ale tylko do następnego podobnego szczytu.
Koncepcje wysiudania PiS są trzy. Pierwsza (i to jest największa podpucha, w dodatku pozytywna) polega na tym, żeby wmawiać rządzącym, iż tylko w przyspieszonych wyborach są w stanie utrzymać władzę. Mimo że w niektórych sondażach poparcie dla PiS spadło do 30 proc., rządząca koalicja powinna się zdecydować na wcześniejsze wybory, gdyż i tak osiągnie najlepszy z wyników możliwych do uzyskania w najbliższych kilku latach. Tym bardziej że opozycja jest podzielona i rozdrobniona, więc i tak PiS utrzyma władzę. Najwyżej potrzebując koalicjanta, ale jakiś się znajdzie.
Druga koncepcja wsadzenia PiS na lewe sanki sprowadza się do tego, że rządzenie bez większych zmian jest przedstawiane jako nieuchronne gnicie, rozpad i degrengoladę. W ten sposób PiS może nawet przetrwa trzy lata, ale tak bardzo się zużyje i tak sobie nagrabi, że w 2023 r. nie miałoby żadnych szans na dobry wynik, a tym bardziej na rządzenie przez trzecią kadencję.
Trzecia koncepcja dobroczyńców z opozycji jest podpuszczaniem PiS do zaostrzenia kursu. Albo twierdzeniem, że bez takiego zaostrzenia obecna władza absolutnie nie przetrwa. Nie tylko chodzi o namówienie rządzących do własnoręcznego założenia sobie sznura na szyję, czyli robienia tego, co Aleksander Łukaszenka. Chodzi też o wdrukowanie rodakom, że właściwie to rządzący niczym się od Łukaszenki nie różnią. Ale może w Polsce, w przeciwieństwie do Białorusi, część wyborców to zaakceptuje, więc władza nie powinna się czuć całkiem wyalienowana. A nawet ta władza powinna coś zachachmęcić z przyszłymi wyborami, co wprawdzie będzie niedemokratyczne, ale rok czy dwa to jeszcze pozwoli rządzić poza dokończeniem obecnej kadencji.
Rady opozycji są tak sprytne i inteligentne, jak pomysły wachmistrza Flanderki z Putimia (oczywiście w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka”) na werbowanie agentów. Nieprzypadkowo udało mu się pozyskać tylko wiejskiego głupka Pepika Skocz No, który skądinąd nie miał nawet świadomości, że został agentem. Te najlepsze pomysły mają liderzy PO. Ale obserwując poczynania Borysa Budki i Cezarego Tomczyka można w ciemno obstawiać, że wachmistrz Flanderka to był przy nich intelektualny mocarz. Małe są więc szanse, żeby ktoś po stronie zjednoczonej prawicy został agentem tych wybitnych myślicieli i polityków.
Cały misterny plan związany z drugą i trzecią wersją podpuchy dla Zjednoczonej Prawicy z powodu swego wyrafinowania i przeintelektualizowania może się znaleźć tam, gdzie po twardym lądowaniu płk. Jose Arcadio Moralesa znalazł się plan Siary odnośnie Jerzego Kilera (oczywiście w filmie „Kiler-ów 2-óch”). Ale Borys Budka i Cezary Tomczyk kombinują dalej, żeby się nie okazało, że są bezradni i beznadziejni. To się oczywiście okazuje, ale mniej nachalnie, przynajmniej nie w wersji nachalności, o jakiej w przygodach Józefa Szwejka mówił niejaki Szymek z Budziejowic.
Widząc niezdarne poczynania Budki i Tomczyka, PSL postanowiło się skupić na pierwszym wariancie dobrych rad dla zjednoczonej prawicy. I ten wariant ma przede wszystkim realizować oraz negocjować były minister rolnictwa Marek Sawicki, w Sejmie obecny nieprzerwanie od 27 lat (dłuższy o dwa lata staż ma tylko Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO, ale ona nie bardzo nadaje się do negocjowania czegokolwiek). Nie bardzo wiadomo, z kim Marek Sawicki ma negocjować, ale działa.
Chodzi o to, żeby wywalono ze zjednoczonej prawicy Solidarną Polskę, a wtedy w sukurs chwilowo mniejszościowym rządzącym pospieszy Koalicja Polska, czyli PSL z ornamentami abstrakcyjno-roślinnymi. Wprawdzie nie zaangażuje się od razu na 100 proc. w popieranie PiS, ale selektywnie i po każdorazowym umawianiu się. A jak dobrze pójdzie, to może wykluje się z tego coś trwałego. W tym wariancie zakłada się, że PSL tworzą ludzie ideowi i dotrzymujący słowa oraz robiący wszystko „za bezdurno”. Tylko gdzie znaleźć kogokolwiek, kto w te cnoty PSL uwierzy?
Generalnie chodzi o to, żeby wszelkimi sposobami namówić zjednoczoną prawicę, aby wbiła sobie nóż w brzuch, a dla pewności jeszcze strzeliła w skroń. I to mają być te nad wyraz inteligentne sposoby podpuszczania rządzących przez opozycję. To może byłoby skuteczne, gdyby po drugiej stronie znajdowało się grono Pepików Skocz No. Ale się nie znajduje, bo cały pepikowy limit wyczerpała opozycja. Dlatego swoje dobre rady opozycja może wsadzić tam, gdzie żołnierze C.K. Armii wsadzili oberlejtnanta Franza von Nogaya (w powieści i filmie „C.K. Dezerterzy”).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/531482-trzy-opozycyjne-koncepcje-dla-pis