Donald Tusk ma pewien polityczny rytuał, odkąd wyjechał do Brukseli. W kluczowych dla Platformy Obywatelskiej momentach, wyznacza jej szlak, daje wskazówki, kreśli kierunki, namaszcza następców. Tym razem skierował swój palec na Martę Lempart. I to nie byle jak. W Brukseli, w mediach, w portalach społecznościowych, by mocno poszło w świat. Ogłosił, że rozmawiał o tym, jak burzyć mury i budować mosty. W masce z błyskawicą. O czym to świadczy?
Bardzo sobie cenię spotkanie z panią Martą Lempart. Też cenię jej i jej współpracownic i współpracowników wysiłki na rzecz godności kobiet i w ogóle Polaków
— stwierdził Donald Tusk na antenie TVN24.
Nie dość, że ceni wysiłki, to jeszcze zdołał dopatrzyć się w nich działań na rzecz godności kobiet. Wzruszające. Prawdziwy gentelman potrafi dostrzec subtelności nawet, gdy są głęboko ukryte. W ciskającej bluzgami Marcie Lempart, pod powierzchownością agresywnego menela plującego na policję, wypatrzył kobiecą godność. I to jaką? Zdolną czynić wysiłki „na rzecz godności kobiet i w ogóle Polaków”. Jakież to krzepiące.
Nie mam żadnych wątpliwości, że te wielotygodniowe, bardzo masowe protesty nabrały charakteru w jakimś sensie ogólnonarodowego i na pewno pokoleniowego
— dodał.
Czyżby Donald Tusk wreszcie doczekał się Polski ze swoich marzeń? Takiej, której nie musi się wstydzić, która mu nie ciąży bohaterstwem, rojeniami o zwycięstwach, pamięcią o honorze, Bogu, ojczystej służbie? Czyżby mógł się już cieszyć z tego wypatrywanego od lat nowego pokolenia, odciętego od narodowo-katolickiej tożsamości? Czekał na to od lat. W 1987 roku pisał w „Znaku”:
Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię…
Rząd Donalda Tuska był jednym z największych szkodników polskiej edukacji. Wdrażał rozwiązania, które skutkują dziś masowym ogłupieniem, chamstwem, zdziczeniem obyczajów. I to byłego premiera cieszy. W ulicznej chuliganerii upatruje głosu pokolenia. W bluzgach i wulgaryzmach dostrzega wysiłek na rzecz godności i to godności kobiet. W aborcji na żądanie, w pigułkach antykoncepcyjnych rozdawanych za darmo jak dropsy, w wyuzdaniu, demoralizacji, apostazji, dewastacji widzi postulaty warte poparcia. Gdy był premierem, patriotów z biało-czerwonymi flagami tępiono z ulic jak stonkę za Bieruta. Teraz wspiera anarchistów i antifiarzy. Byle tylko przyspieszyć demolkę, doprowadzić do przesilenia i wywołać wcześniejsze wybory. Spotkanie z Martą Lempart jest ważnym wskazaniem. Po słynnej konferencji z antyklerykalnym wykładem Dawida Jażdżewskiego, który porównywał Kościół do świni w błocie, granica została przesunięta jeszcze dalej. Spotkaniem z Martą Lempart i wskazaniem jej jako społecznego przywódcy, Donald Tusk podpisał glejt na radykalną walkę z Kościołem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/530559-tusk-nareszcie-odnalazl-swoja-polskosc-w-marcie-lempart