Z bliska, w Brukseli, obserwuję negocjacje wokół budżetu. Choć ze względu na epidemię dziennikarze widzą i słyszą o wiele mniej niż bywało dawniej (wszyscy się antycovidowo) izolują, coś jednak udaje się uzyskać. Zresztą, śledzimy ten temat wyjątkowo uważnie, bo od wielu miesięcy mamy w redakcji poczucie, że rozgrywają się sprawy fundamentalne dla suwerenności Polski.
Bo to, co niemiecka prezydencja, Parlament Europejski i Komisja Europejska wspólnie przedstawiły jako „mechanizm praworządności” było dla Polski nie do zaakceptowania. Opcje były dwie: weto albo śmierć dla tej „gołej” propozycji (co Polska i Węgry położyły na stole) albo bardzo mocne ograniczenie mocy rozporządzenia, zawężenie pola jego działania do spraw budżetowych, wdrożenie precyzyjnych formuł działania Komisji Europejskiej. O to walczyła polska ekipa negocjacyjna z premierem Mateuszem Morawieckim na czele.
A zatem, po kolei.
Kto kogo ograł w Brukseli?
Niemiecka prasa z lubością pisze, że „z tygrysków zostały futerka”, triumfalne wpisy zamieszcza Tusk, a Manfred Weber określa uzyskane przez Polskę mechanizmy gwarancyjne jako „niewiążące prawnie”.
Spójrzmy jednak na fakty, a dostrzeżemy, że ten triumfalizm jest świadomą grą na uspokojenie swojego zaplecza, zwłaszcza lewicowej większości w PE, które naciska na szybkie zrobienie porządku z niepokornymi państwami. Polska poprzez konkluzje Rady - jak przekazują premierzy Orban i Morawiecki - zlikwidowała wieloznaczność mechanizmu praworządności (a precyzyjniej zawęziła możliwość jego stosowania) do spraw wyłącznie związanych z takim naruszeniem praworządności, które powoduje udowodnione konsekwencje finansowe dla UE. Pojawiła się jednoznaczność i reguły, które były celem obu państw od początku.
Jeżeli to wszystko się spełni, to kompromis, zawsze wymagający pewnych ustępstw z obu stron, jest jednak w mojej solidnym zabezpieczeniem suwerenności państw narodowych i mocnym oddaleniem poważnych obaw.
Kto może mówić o zwycięstwie?
Zaczynaliśmy te rozmowy od propozycji uszycia worka z którego może wyskoczyć jakikolwiek pretekst do ukarania Polski nie tylko sądy, ale edukacja, prawa rodziny, ochrona życia), teraz mamy precyzyjne warunku i wytyczne, solidnie umocowane.
Polska wynegocjowała też, że
„samo ustalenie, że doszło do naruszenia praworządności, nie wystarczy do uruchomienia mechanizmu”.
Trzeba będzie udowodnić połączenie miedzy naruszeniem a konsekwencjami dla interesów finansowych Unii. To przesuwa punkt ciężkości właśnie na sprawy wyłącznie budżetowe i korupcyjne.
Czy nas oszukają?
No właśnie, a co, jak komisja będzie i tak używała rozporządzenia w wersji wieloznacznej, szerokiej? Co wtedy?
Komisja Europejska zobowiązuje się stosować rozporządzenie tylko w wypadkach, gdy będzie oo zgodne z konkluzjami Rady Europejskiej
— mówi szef polskiego rządu i zapowiada, że powinniśmy być świadkami takiego publicznego zobowiązania już niedługo.
To byłby ogromny sukces, rozstrzygające zabezpieczenie.
Jakie karty nadal mamy w ręku?
Na wspólnej konferencji prasowej z premierem Węgier Viktorem Orbanem premier Morawiecki potwierdził, że Polska złożyła w toku negocjacji złożyła też oficjalną deklarację, że wszystkie uzgodnienia muszą zostać wdrożone, zobowiązania zostać dotrzymane, bo w przeciwnym wypadku Polska skorzysta z narzędzi do zablokowania porozumienia budżetowego jakimi jeszcze dysponuje. A jest nim odrzucenie go w polskim parlamencie - ratyfikacja jest konieczna bo fundusz odbudowy oznacza dodatkowe, pozatraktatowe, zadłużenie wspólnoty.
To wciąż broń atomowa, choć lepiej, by nie trzeba jej używać - gospodarki europejskie osłabione pandemią pilnie potrzebują pomocy.
Co dalej?
Tu przywołajmy słowa Viktora Orbana ze wspomnianej konferencji:
To nie była walka tylko o budżet i mechanizm praworządności, to była walka o to, gdzie będzie się znajdowało centrum siły w Unii Europejskiej - czy w instytucjach unijnych czy w państwach narodowych. Rozstrzygała się przyszłość Europy
— podkreślał szef węgierskiego rządu.
Można dodać: ta walka się szybko nie skończy. Nie bądźmy naiwni, nie oczekujmy, że niemiecko - brukselski establishment łatwo zaakceptuje niepokorność, uparte wybijanie się na niepodległość, Polski, Wegier czy innych państw. W obecnych warunkach europejskich chęć zachowania pełnej suwerenności wywołuje stałe napięcie, a co jakiś czas burze.
I tak będzie.
Tak, w jakiejś mierze toczy się też gra na czas. Problem może więc wrócić, ale powtórzmy: dziś, z mocnym mandatem jednomyślnej decyzji, Unia oficjalnie rezygnuje z wieloznaczności „mechanizmu praworządności” na rzecz jednoznacznej procedury badającej możliwe konsekwencje finansowe. I daje temu mocne umocowanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/530393-kto-kogo-ogral-w-brukseli-kto-moze-mowic-o-zwyciestwie