Czy może być coś zabawniejszego, niż postać Borysa Budki? I zarazem żałosnego. W świecie literatury, czy szerzej rzecz traktując, w świecie sztuki, znamy bardziej groteskowe postaci. Na przykład w jednym z opowiadań Sławomir Mrożek opisuje historię pewnego powstańca, który gotowy był walczyć, ale przed końcem rebelii nie udało mu się wyjść z chałupy. Bo kiedy postawił kosę na sztorc, nadal trzymał ją w pozycji poziomej do podłoża, a ta nie mieściła się w drzwiach, gdyż jej lewa strona (klinga) i prawa (uchwyt) wystawały daleko poza boki futryny.
Mówiąc poważnie, nie sugeruję wcale, że Borys Budka nie pokonałby takiej przeszkody. Chcę tylko powiedzieć, że w życiu realnym naprawdę trudno spotkać postacie miary Borysa Budki. Nie na darmo mówi się o takich ogromnie rzadkich przypadkach, jakim jest aktualny lider Koalicji Obywatelskiej: „Tacy ludzie nie rodzą się na kamieniu”.
Od razu wyjaśniam, że słowa „lider” wobec Borysa Budki używam zwyczajowo, wedle zasad dobrego wychowania, określając takim zwrotem formalnego szefa partii. W przeprowadzonym kilka dni temu sondażu, zawierającym pytanie: - „Który polityk zasługuje na rolę lidera opozycji?”, Borys Budka zajął jedno z miejsc na szarym końcu, z poparciem ok. 2 proc., podczas gdy politycy wymienieni jako liderzy zapisali na swoim koncie poparcie grubo powyżej 20 proc. Muszę przyznać, że z takiego miejsca, nawet ja, który nie mam zbyt dobrego zdania o sobie, nie byłbym zadowolony. Nie mówię zaraz o depresji, wizycie u psychoterapeuty czy podaniu się do dymisji z funkcji przewodniczącego. Szkoda mi by było choćby samochodu z kierowcą.
Dosyć już przynudziłem z tym wstępem. Czas przejść do meritum. Otóż Borys Budka, niewielka chudzina, nadął się strasznie i … „zażądał od Mateusza Morawieckiego, by przestał prężyć muskuły, których nie ma”. Wezwanie to nie dotyczyło bynajmniej kwestii fizycznych, jak czasami bywa, gdy np. mężczyźni rywalizują ze sobą w konkursie na mistera kulturystki. Jakkolwiek i w tej konkurencji, biorąc pod uwagę już tylko wzrost premiera, apel Borysa Budki brzmi po trosze jak nonsens.
Żądanie to dotyczyło specjalności Borysa Budki, można powiedzieć jego hobby, w którym próbuje się odnaleźć - kwestii politycznych. A ściśle zapowiedzi weta na najbliższym szczycie UE w sprawie budżetu unijnego. Polska i Węgry potwierdziły wczoraj, że nie zgodzą, gdyby KE chciała przepchać kolanem porozumienie, wedle którego rozdział pieniędzy unijnych miałby być zależny od oceny praworządności.
Groteskowe, ale i smutne w tym apelu jest to, że Borys Budka, jeśli chodzi o jego „muskuły intelektualne”, żeruje na powiedzeniu znanego niemieckiego polityka Manfreda Webera, który kilka dni temu użył zwrotu: - „Polska i Węgry na pokaz prężą muskuły”.
Nie dość, że Borys Budka chce z góry kapitulacji Polski przed niemieckim dyktatem, którego skutków nikt nie jest w stanie dziś przewidzieć, to jeszcze używa niemieckich kalek do deprecjonowania wysiłków własnego rządu, który próbuje walczyć o niezależność dla naszej wspólnoty na najbliższe dziesięciolecia.
Rzeczywiście, tacy politycy nie rodzą się często. A apele, które wygłaszają do innych, najbardziej pasują do nich samych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/530191-borys-budka-lider-ktory-gotowy-jest-mecz-oddac-walkowerem