Jak państwo wiecie, przyglądamy się tej sprawie ze szczególną uwagą i troską. Rozstrzyga się bowiem dużo więcej niż tylko budżet Unii Europejskiej, niż tak potrzebny narodom Europy Fundusz Odbudowy po epidemii. Stawką tych negocjacji stała się też - za sprawą polityki Berlina i jego pomocników - także suwerenność państw wspólnoty. Wszystkich, ale na pierwszy ogień miały pójść Polska i Węgry, dwa historyczne, świadome znaczenia państwowości i zdolne wyczuwać nadchodzące zagrożenia, narody.
Tego, co zaproponowano wskutek niejawnych, ukrytych przed opinią publiczną negocjacji pomiędzy niemiecką prezydencją, Komisją Europejską i Parlamentem Europejskim, przyjąć nie można było.
Tak zwany mechanizm praworządności, ogólnie sformułowane pozatraktatowe narzędzie do karania wolnych państw przez urzędników, na podstawie nawet donosów, był próbą skokowego obniżenia zdolności naszych narodów do kierowania własnym losem. Sięgnięcie po groźbę weta było niezbędne.
Jak bardzo bezprawna była ta propozycja, dobrze wybrzmiało w trakcie wczorajszej konferencji zorganizowanej przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości pt. „Przyszłość Unii Europejskiej. Budżet i praworządność”.
Najwyższej klasy prawnicy i eksperci wykazali, że zagrożenie dla suwerenności państw jest realne, że mamy do czynienia z chęcią wykonania dużego kroku w kierunku unijnej federacji - bez pytania państw narodowych o zgodę.
Od początku popełniliśmy błąd, ponieważ straciliśmy czas na udowadnianie, że jesteśmy praworządni. Trzeba było od początku udowadniać, że to UE w tej materii (proponując ten mechanizm) jest niepraworządna. Kolejna sprawa - to kwestia polityczna, czyli próba zmiany ustroju. Istniejący traktat dominująca część politycznego spektrum uważa za niewystarczający
— powiedział znający Unię od podszewki europoseł Jacek Saryusz-Wolski.
Chcą działać poza traktatem, a cała reszta jest tego konsekwencją.
— podkreślił.
CZYTAJ WIĘCEJ: RELACJA. Konferencja „Przyszłość UE. Budżet i praworządność”. Eksperci: „Rozporządzenie ma się tak do praworządności, jak pięść do oka”
Odniesiono się też do przywiezionej przez Jarosława Gowina z Brukseli propozycji, by do tekstu mechanizmu praworządności dodać wyjaśnienia. Eksperci zgodnie wskazywali na słabość takiego rozwiązania. Określono, że byłoby ono warte tyle samo ile żółta karteczka naklejona na notarialnie zatwierdzony dokument - nic.
I tu dochodzimy do wyłaniającego się właśnie kompromisu, wypracowywanego w rozmowach pomiędzy prezydencją niemiecką a Polską i Węgrami.
Istotą ustępstwa wobec Polski i Węgier ma być ma być zawarcie w konkluzjach najbliższego szczytu Rady Europejskiej (czwartek, piątek) deklaracji, że państwa członkowskie zachowują swoje uprawnienia zapisane w traktatach, oraz że warunkowość ma być ograniczona do kwestii korupcyjnych.
To z naszego punktu widzenia dobre rozwiązanie. Ale czy to zadziała? Jaka będzie siła takiej deklaracji?
Na pewno zdecydowanie większa niż tego, co proponował wicepremier Gowin.
Komisja Europejska będzie zobowiązana stosować ten mechanizm zgodnie z konkluzjami Rady Europejskiej. Wyrażona przez 27 państw Unii wspólna wola, jasna wykładnia, to nie jest coś, co można łatwo pominąć, uznać za nieistniejące. Znając sposób działania UE mamy pełne podstawy sądzić, że to będzie miało dużą moc sprawczą, że ograniczy zakres stosowania tego narzędzia, wykluczy możliwości nadużyć mechanizmu
— podkreśla w rozmowie ze mną osoba znająca kulisy wypracowywania polskiego stanowiska.
To, w jej opinii, zmniejsza ryzyko wynikające z faktu, że konkluzje Rady Europejskiej nie były dotąd traktowane w Unii jako źródło interpretacji prawa. A pamiętajmy - mechanizm praworządności będzie narzędziem prawa unijnego. Wyłania się z tego taki obraz: z jednej strony nowe rozporządzenie, mające moc prawną, z drugiej (możliwa) polityczna - wyrażona na najwyższym szczeblu - interpretacja.
Konkluzje mają też być wzmocnione publicznym zobowiązaniem największych unijnych graczy, że tak właśnie postrzegają mechanizm praworządności. Drugim niejawnym zobowiązaniem ma być obietnica, że nie będzie on w ogóle używany do czasu oceny przez TSUE jego zgodności z traktatami - co powinno potrwać około dwóch lat.
O tym, czy długoterminowo mamy do czynienia z sukcesem czy porażką, czy warto było ostatecznie rezygnowąć z weta, rozstrzygnie zatem to, jak silne będzie w unijnym systemie umocowanie ewentualnej konkluzji Rady Europejskiej.
Polscy negocjatorzy grają o najwyższą stawkę. Muszą do końca zachować zimną krew, muszą pilnować każdego przecinka, dążyć do jak złożenia przez kluczowych graczy publicznych zobowiązań. Jest szansa na dobre porozumienie, jest też ryzyko ukrytej - odsuniętej w czasie - bolesnej porażki w sprawie fundamentalnej.
Oczywiście, o ile wyłaniający się kompromis zaakceptują inne państwa. CZYTAJ O TYM: Kuźmiuk o ustaleniach wPolityce.pl ws. kompromisu: To jeszcze nie oznacza, że konkluzje są podpisane. Muszą to zrobić wszyscy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/530163-jest-szansa-na-porozumienie-jest-tez-ryzyko-ukrytej-porazki