Hulaj dusza piekła (i nadzoru) nie ma! Niemal 3 miliony złotych zarabiać będzie dyrektor artystyczny Opery Wrocławskiej, która jednocześnie szuka pieniędzy w zbiórkach publicznych. Te szokujące informacje, dotyczące kontraktu „stulecia” w operze, łączą się z wątkami politycznymi, jedynie pozornym nadzorem państwa i samorządu nad kulturą i „układem wrocławskim”. W sprawie szokuje też hipokryzja lokalnej władzy, która pozbawiła pracy wybitnego dyrektora Opery Wrocławskiej Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, na podstawie wydumanych zastrzeżeń NIK (prokuratura stwierdziła, że nie doszło do żadnego przestępstwa). Tej samej władzy nie przeszkadza jednak, gdy nowa dyrektor opery podpisuje milionowe umowy, które budzą oburzenie nie tylko polityków, ale zwykłych wrocławian. Sprawa niepokoi też polityków i działaczy Prawa i Sprawiedliwości, którzy wspólnie z lokalnymi samorządowcami tworzą koalicję w Sejmiku Dolnośląskim.
Portal wPolityce.pl dwukrotnie opisywał już sprawę Opery Wrocławskiej, z której decyzją Urzędu Marszałkowskiego, zwolniono wybitnego dyrygenta i menadżera Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego. Sprawa jego odsunięcia stała się głośna, gdy w operze pojawili się kontrolerzy NIK. Kuriozalny raport pokontrolny trafił do prokuratury. Portal wPolityce.pl jako pierwszy opisał bezzasadność zarzutów kontrolerów, ich ignorancję i kompromitację Izby. Kompromitację tym bardziej bolesną, że prokuratura uznała, iż nie ma żadnych podstaw, by uznać, że Nałęcz-Niesiołowski popełnił jakiekolwiek przestępstwo. Bolesna porażka NIK nie przeszkodziła jednak, by Nałęcz-Niesiołowski stracił stanowisko. Z naszych ustaleń wynika jednak, że utrata stanowiska przez jednego z najlepszych polskich menadżerów z zakresu kultury wysokiej, wynikała także z faktu, że Nałęcz-Niesiołowski mógł naruszyć interesy dobrze zorganizowanej sitwy, której macki sięgają wielu wrocławskich urzędów i świata polityki.
Sygnalizowałem, że atmosfera wokół mojej osoby zagęściła się, gdy wspólnie z moimi współpracownikami chcieliśmy rozpocząć, w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, inwestycję rozbudowy opery na działce, która znajduje się tuż przy operze i która wciąż jest własnością Opery. Od tego momentu poczuliśmy, że sytuacja zaczęła się zmieniać. Do tej pory mogliśmy pracować przy tym projekcie w miarę normalnie, pomimo, że byłem dyrektorem, który otrzymał poparcie ministra kultury i dziedzictwa narodowego. W momencie, gdy mieliśmy ostatecznie przejąć tę działkę, otrzymałem informację, że „trzeba zrobić wszystko, by się mnie pozbyć”
– mówił nam Marcin Nałęcz-Niesiołowski.
Nowe porządki w Operze
W czasie, kiedy przejściowo rolę p.o. dyrektora Opery Wrocławskiej pełniła główna księgowa, Ewa Koleszko zaniechano inwestycji a Opera Wrocławska w szybkim tempie zaczęła przechodzić zmianę organizacyjną. Zaczęto likwidować dotychczasowe działy i stanowiska, także kierownicze, wprowadzono nowy regulamin i schemat organizacyjny. Trudno zrozumieć celowość wprowadzanych zmian. Można jednak odnieść wrażenie, że wspomniane zmiany miały służyć wymianie personalnej kadr. W efekcie pracę straciło kilkunastu pracowników, wielu z nich z dużym doświadczeniem. W końcu dyrektorem Opery została Halina Ołdakowska, która sprowadziła do Opery Mariusza Kwietnia. To z tym nazwiskiem kojarzy się kolejna bulwersująca sprawa związana z operą. To z firmą Kwietnia pani Ołdakowska podpisała umowę z firmą Mariusza Kwietnia, zgodnie z którą pan Kwiecień ma być dyrektorem artystycznym opery. Warto tu wspomnieć, że dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski nie potrzebował dodatkowej osoby do pełnienia funkcji dyrektora artystycznego. Sprawa budzi jednak kolejne wątpliwości. Firma Kwietnia powstała początkiem października, a już 26 października opera podpisała z nim umowę na okres 4 lat. Kwota umowy może wywołać ból głowy. To aż 2 932 000.00 złotych. Co się na nią składa? Do końca nie wiadomo. Pan Kwiecień ma pełnić funkcję dyrektora artystycznego i zarabiać. Osobliwa jest też formuła ogłoszenia, które pojawiło się w listopadzie, czyli kilka dni po tym, jak podpisano umowę z Kwietniem. Próżno jej też było szukać w BIP-ie opery. Trafiło ono na europejski portal zamówień publicznych. I tak dyrektor Kwiecień będzie (statystycznie) zarabiał ponad 60 tysięcy złotych brutto miesięcznie, a jego szefowa 15 tys. złotych miesięcznie. Ciężko o większy absurd, których w Operze Wrocławskiej jest dużo więcej. Dziś Opera Wrocławska ma już trzech dyrektorów, gdy za czasów Nałęcz-Niesiołowskiego wystarczał jeden. Dyrektorem głównym jest więc Halina Ołdakowska, Mariusz Kwiecień (z umową na prawie 3 miliony złotych) jest dyrektorem artystycznym, zaś Bassem Akiki jest dyrektorem muzycznym.
Nikt nie widzi problemu
Portal wPolityce.pl zwrócił się do Opery Wrocławskiej, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego oraz do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które współfinansuje operę. Okazuje się, że właściwie nikt nie widzi w sprawie umowy z Kwietniem niczego szczególnego. Urząd marszałkowski nie miał pojęcia, że ogłoszenie nie znalazło się na stronie BIP opery. Nie wie także ile wynosić będzie miesięczna kwota przelewana firmie MV Vocal Art Mariusz Kwiecień. Urząd wie jedynie, że umowa opiewa na ok. 3 miliony złotych.
Marszałek Województwa Dolnośląskiego nie jest w posiadaniu tej informacji (zamawiającym był dyrektor jednostki). Informację posiada Dyrektor jednostki
– czytamy w odpowiedzi na nasze pytania dotyczącej wysokości miesięcznego przelewu dla firmy Kwietnia.
Generalnie, Urząd Marszałkowski kieruje nas do dyrektor Ołdakowskiej i tłumaczy jej decyzje o podpisaniu umowy z Kwietniem faktem, że ona sama tej funkcji pełnić nie chciała.
Pani Halina Ołdakowska przystępując do konkursu złożyła program działania Opery Wrocławskiej na sezony 2020/2021-2024/2025 który wskazywał, iż dyrektor Opery nie będzie pełnił funkcji Dyrektora Artystycznego. Program zawierający plan działalności artystycznej Opery Wrocławskiej, jako kompletna koncepcja działania Opery Wrocławskiej, uznany został przez Komisją Konkursową za najlepszy. Stąd też, Komisja postanowiła przedstawić Zarządowi Województwa Dolnośląskiego Panią Halinę Ołdakowską jako kandydata na stanowisko dyrektora Opery Wrocławskiej
– czytamy w odpowiedzi Urzędu Marszałkowskiego Województwa Dolnośląskiego.
Inaczej do tego podchodzą nasi rozmówcy, którzy przekonują nas, że Ołdakowska nie powiedziała całej prawdy w czasie konkursu.
Gdyby powiedziała, że za 3 miliony złotych zatrudni sobie dyrektora artystycznego, to zapewne nie otrzymałaby tej posady. Dlatego próbowała przeprowadzić tę operację poprzez ogłoszenie w europejskim portalu, a nie w BIP. To szokujące, że w okresie pandemii podpisuje się tak szokujące umowy, a jednocześnie prosi się o wsparcie melomanów przy pomocy zbiórek internetowych
– mówi pragnący zachować anonimowość były pracownik opery.
Co ciekawe, Urząd Marszałkowski, który najpierw zatrudnił, a potem zwolnił dyrektora Nałęcz-Niesiołowskiego, sam tłumaczy dzisiaj, że były dyrektor nie potrzebował wsparcia „dyrektora artystycznego”. Oznacza to, że koncepcja Ołdakowskiej jest dużo droższa niż ta, którą zaproponował Nałęcz-Niesiołowski.
Pan Marcin Nałęcz-Niesiołowski przystępując do konkursu na kandydata na stanowisko dyrektora w złożonym programie działania Opery Wrocławskiej wskazał natomiast, iż będzie pełnił funkcję dyrektora artystycznego samodzielnie i taka też koncepcja w połączeniu z dorobkiem artystycznym Pana Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego zyskała najwięcej głosów członków ówczesnej komisji konkursowej
– czytamy w odpowiedzi Urzędu.
Z kolei z oświadczenia dyrekcji Opery Wrocławskiej możemy się dowiedzieć, że pan Kwiecień, to wybitny fachowiec w swojej dziedzinie.
Mariusz Kwiecień to światowej sławy śpiewak operowy, posiadający ogromne doświadczenie artystyczne oraz sieć kontaktów zawodowych, które gwarantują skuteczne budowanie wizerunku i renomy Opery Wrocławskiej na arenie międzynarodowej
– czytamy w oświadczeniu Opery Wrocławskiej.
A zbiórka publiczna? Okazuje się, że do tego ruchu „przekonali” panią dyrektor Ołdakowską sami melomani.
Możliwość wsparcia wpłatami za pośrednictwem strony internetowej jest odpowiedzią na prośby melomanów, którzy chcą wspierać kulturę i artystów w trudnym dla nich okresie spowodowanym pandemią . Zdecydowaliśmy się skorzystać z tego pomysłu, jako elementu przyjętej strategii pozyskiwania środków. Kontynuacją tych działań będzie wpisana w strategię rozwijania mecenatu działalność Klubu Konesera
– informuje nas Opera Wrocławska.
Minister bronił, ale nic nie mógł zrobić
Spytaliśmy o sprawę Opery Wrocławskiej w resorcie kultury? Ze strony ministerstwa otrzymaliśmy dwie informacje. W pierwszej ministerstwo podkreśla, że broniło Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego przed zwolnieniem z Opery Wrocławskiej.
Minister zajął jednoznacznie negatywne stanowisko wobec tego zamiaru. Podkreślił , że decyzja taka „powinna być oparta na ocenie dokonanej po zakończeniu toczących się postępowań kontrolnych lub wyjaśniających i po bezspornym wykazaniu Dyrektorowi jego uchybień, zgodnie z zasadami państwa prawa”. Wskazał na osiągnięcia menadżerskie i artystyczne Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego jako dyrektora Opery Wrocławskiej
– czytamy w oświadczeniu resortu, który podjął się polemiki z naszym poprzednim tekstem.
Zarząd Województwa Dolnośląskiego zlekceważył jednak opinię ministra, która - w świetle obowiązującej ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej oraz statutu instytucji - nie była dla niego wiążąca
– poinformowało nas ministerstwo kultury i dziedzictwa narodowego.
A jak ministerstwo wicepremiera Piotra Glińskiego ocenia kwestię umowy dla pana Kwietnia, która opiewa na niemal 3 miliony złotych? Podobnie. Minister, słusznie opierając się na przepisach prawnych, przekonuje, że nie ma wpływu na pensje współfinansowanych przez jego resort pracowników kultury. Warto tu wspomnieć, że MKiDN dotuje operę kwotą 9 milionów złotych. Tymczasem resort dowiedział się o olbrzymiej kwocie umowy Kwietnia z pytań przesłanych przez portal wPolityce.pl.
Trzeba podkreślić, że stanowisko dyrektora artystycznego nie jest stanowiskiem wynikającym z ustawy, jego znaczenie jest bardziej promocyjne i prestiżowe. Ponadto, odpowiadając na część pytań łącznie, trzeba podkreślić że dyrektor Ołdakowska wygrała konkurs, przedstawiając określoną koncepcję kierowania Operą, w tym kandydata na współpracownika ds. artystycznych (oraz muzycznych). W następstwie wgranego konkursu i zawartej z panią Ołdakowską umowy organizacyjno-finansowej, koncepcja ta została wdrożona w Operze. Nic nie wiemy natomiast o oddzielnym konkursie na dyrektora artystycznego.Wynagrodzenie kierownictwa współprowadzonej instytucji kultury nie jest negocjowane z MKiDN. Na te pytania może odpowiedzieć jedynie Opera lub organizator. I jeszcze raz podkreślam, że w sprawie dyrektora Nałęcz-Niesiołowskiego, kierownictwo MKiDN podjęło wszelkie działania, aby Pana Dyrektora wziąć w obronę
– informuje ministerstwo kultury.
Koalicja trzeszczy?
Sprawa Opery Wrocławskiej, którą jako pierwszy w sposób obiektywny, opisał portal wPolityce.pl, stałą się tematem politycznym. Prawo i Sprawiedliwość tworzy w tamtejszym Sejmiku koalicję z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Ten kompromis nie jest jednak z gumy, a kwestia opery stała się zarzewiem konfliktu. Z naszych informacji wynika, że część dolnośląskich działaczy i polityków partii rządzącej, ma już dość kolejnych afer i kłótni z udziałem koalicjantów. Tak też oceniana jest sprawa dotycząca Opery Wrocławskiej. Nasi rozmówcy są przekonani, że Marcin Nałęcz-Niesiołowski stał się ofiara nagonki, za którą może stać środowisko Bezpartyjnych Samorządowców, a Opera Wrocławska jest swoistym łupem finansowym dla ludzi związanych z „układem wrocławskim”.
Mamy już dość niańczenia „bezpartyjnych”, ich rodzin i pociotków. Godzimy się na to, bo trzeba utrzymać Sejmik, który z takim trudem zdobyliśmy, ale coraz częściej patrzymy na patologię, kolesiostwo, nepotyzm i układy, których stajemy się częścią, właśnie przez ten zgniły kompromis
– mówi nam ważny polityk Prawa i Sprawiedliwości z Dolnego Śląska.
Trzeba przeprowadzić audyt i przeciąć ten układ, zanim on przysporzy nam problemów i to bardzo dużych, także tych prawnych, a nawet karnych. Sprawy Nałęcz-Niesiołowskiego nie można tak po prostu zostawić. Został skrzywdzony człowiek i to w dmuchanej aferze, która może mieć podłoże korupcyjne i jest efektem działania „układu wrocławskiego”
– dodaje inny polityk PiS, który zna kulisy odwołania byłego dyrektora Opery Wrocławskiej.
„Układ” zgodny z prawem
W całej sprawie Nałęcz-Niesiołowskiego szokują całkowita bezsilność organów samorządu i państwa. Oto bowiem, po kuriozalnej decyzji NIK, wybitny fachowiec traci stanowisko i dobre imię. Minister kultury wprawdzie walczy, ale jego działania nic nie przynoszą. Nowa ekipa w operze podpisuje sobie kontrowersyjne umowy, które budzą wiele wątpliwości. Tymczasem organ założycielski przekonuje, że tak jest i tyle. 3 miliony za kontrakt z firmą pana Kwietnia zasadniczo nikogo nie bulwersuje. Ot, pani dyrektor miała prawo więc podpisała. I nie chodzi tutaj o to, czy ktoś złamał prawo, czy nie. Tego nie przesądzamy, ale historia upokorzenia i próby zniszczenia wybitnego dyrygenta pokazuje, że „układ” nie znaczy tylko zakulisowe knowania. „Układ” działa w świetle prawa i prawem się podpierając.
Sprawa Opery Wrocławskiej obnaża też bezsilność państwa, które milionami złotych dotuje samorządową kulturę, ale nie ma żadnego wpływu na to, jak finansowo radzą sobie i jak wydają pieniądze instytucje kultury. Przecież to prawo można zmienić, walczyć o nowe rozwiązania. Jeśli polskie państwo utraci nad tym kontrolę (a jest na najlepszej drodze), to szybko zemści się to na społeczeństwie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/530082-uklad-wroclawski-silniejszy-niz-ministerstwo-i-koalicja