Głośno ostatnio o liście, który wysmażyli włodarze Warszawy i Budapesztu, a który skierowany jest do szefowej Komisji Europejskiej. List ów gorączkowo rozsyłany był w ostatnich dniach do polskich i węgierskich samorządowców, by zdobyć ich podpisy, a następnie lobbować w Komisji Europejskiej za stworzeniem instrumentu finansowego skierowanego bezpośrednio dla samorządów z Polski i Węgier. Ni mniej, nie więcej, tylko Rafał Trzaskowski zachęcał kolegów samorządowców do wyciągania ręki po unijne pieniądze za plecami polskiego rządu.
My, przedstawiciele polskich i węgierskich samorządów, potępiamy działania pana Orbana i pana Morawieckiego. Reprezentując miliony Węgrów i Polaków, wyrażamy poparcie dla ochrony zasady praworządności i dokładnego nadzoru nad funduszami unijnymi, aby nasze wspólne środki służyły dobru publicznemu, a nie antydemokratycznym i nieuczciwym interesom
-napisano w liście.
Podczas niedawnej wspólnej wideokonferencji burmistrz Budapesztu Gergely Karacsony i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski oceniali, że rządy Polski i Węgier zachowują się w sposób „nieodpowiedzialny i nieprzewidywalny”.
Jeśli dojdzie do próby zawetowania budżetu, uważamy, że UE powinna wdrożyć mechanizmy, które pozwolą na przekazanie części funduszy lokalnym władzom
-mówił Rafał Trzaskowski.
Inicjatywa listu jest skandaliczna z kilku powodów.
Po pierwsze to zwyczajne podważanie polityki zagranicznej, którą konstytucyjnie prowadzi polski rząd wyłoniony w demokratycznych wyborach. Mandat do jej sprawowania pochodzi bezpośrednio od wyborców, którzy ten rząd wybrali. W każdej demokracji jest tak, że wybory ktoś przegrywa, ktoś wygrywa i zawsze są jacyś rozczarowani. Nie upoważnia ich to jednak do prowadzenia konkurencyjnej, wobec rządu, polityki zagranicznej.
Po drugie takie zachowanie samorządowców osłabia pozycję negocjacyjną rządu w przeddzień szczytu Rady Europejskiej. W chwili gdy premier ma prowadzić niezwykle ważne dla przyszłości kontynentu rozmowy zza jego pleców, niczym dzieci wyskakuje i Rafał Trzaskowski i jego akolici, krzycząc: „my się nie zgadzamy, pogłaszcz nas, pogłaszcz nas”. A przecież ci sami ludzie biegali dopiero po ulicach z hasłem: „Konstytucja” na koszulkach, a teraz jawnie tę konstytucję omijają, próbując robić politykę zagraniczną na własną rękę.
Inicjatywę poparła m.in. prezydent Świdnicy Beata Moskal-Słaniewska, która potwierdziła dołączenie do inicjatywy włodarzy Warszawy i Budapesztu, dodając, że „pod apelem podpisało się wiele małych i dużych samorządów z Polski i Węgier”.
Na szczęście okazuje się, że lojalność przedstawicieli samorządu w stosunku do własnego państwa okazała się silniejsza. Na ten moment w sumie z Polski i Węgier list podpisało 275 samorządowców (z Węgier ok. 37). Jak na 2808 samorządów (szczebla gminnego, powiatowego i wojewódzkiego), to wynik na szczęście nie jest powalający.
Ciekawa sprawa, że pod listem podpisała się na przykład, Małgorzata Dąbrowska - sołtys Bończy. Komisja Europejska będzie z pewnością tym podpisem wstrząśnięta. A do prezydenta Trzaskowskiego mam pytanie: jaki szczebel samorządu reprezentuje Pani Sołtys!? I czy sołtys Bończy sprawę weta kończy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/530008-soltys-bonczy-rzuci-komisje-europejska-na-kolana