W czwartek rozpoczyna się w Brukseli szczyt przywódców państw członkowskich i przekonamy się, czy wielotygodniowa batalia Polski i Węgier o przestrzeganie traktatów i szacunek dla państw UE jako równorzędnych partnerów w europejskiej rodzinie przyniesie pożądany efekt.
Opozycja, wspomagana przez europejskich urzędników i sprzyjające im media na Zachodzie i w Polsce robi wszystko, co może by osłabić pozycję negocjacyjną obu rządów i zmusić do podporządkowania się dyktatowi niemieckiej prezydencji i liberalno-lewicowej większości w Parlamencie Europejskim, które poza plecami państw członkowskich przygotowały rozporządzenie w sprawie tzw. praworządności daleko odbiegające od ustaleni lipcowego szczytu UE.
„Zamrozić” i „zagłodzić”
To, że marszałek Grodzki udziela skandalicznego, dzisiaj opublikowanego wywiadu „Sueddeutsche Zeitung”, w którym całkowicie popiera presję UE na takie rozstrzygnięcie, które jego zdaniem naszej suwerenności nie zagraża i upomina, że zbyt późno reaguje na to, co od lat w Polsce i na Węgrzech się dzieje:
Przyglądano się z wyrozumiałością demontażowi praworządności w Polsce i na Węgrzech z nadzieją, że się opamiętają. Ale czas pokazał, że nasila się tendencja w stronę autorytarnych rządów.
wpisuje się znakomicie w całą retorykę opozycji, upatrującej ostatnią nadzieję w pomocy zagranicy w obaleniu władzy, której w demokratycznych wyborach od 5 lat nie jest w stanie zastąpić. I nie jest to strategia z ostatniej chwili, jeśli przypomnimy sobie słowa wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Rafała Trzaskowskiego, który w swojej kampanii wyborczej w 2018 roku, kiedy ubiegał się o urząd prezydenta Warszawy, całkiem otwarcie mówił, jaki jest cel powiązania kwestii tzw. praworządności z unijnymi środkami:
Jak tak dalej pójdzie, to Warszawa straci miliardy, jak PiS będzie tak rządził. Na szczęście dzięki naszym staraniom te pieniądze nie przepadają, tylko te pieniądze będą mrożone.
I ten mechanizm tzw. praworządności właśnie temu ma służyć. „Zagłodzić”, tak jak to elegancko określiła wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, Katerina Barley, Polskę i Węgry, aż „głupie” narody zrozumieją, że tylko zmiana władzy otworzy im unijną kiesę.
Uniknąć weta, ale…
Wydawać by się mogło, że stanowisko Polski i Węgier jest niezmienne i do tego wzmocnione uchwałami obu parlamentów, całkowicie popierających żądania naszych państw i przyzwalających na zastosowanie weta, o ile prezydencja niemiecka nie odstąpi od forsowania niezgodnego z traktatami rozporządzenia w sprawie tzw. praworządności. Także spotkanie liderów Zjednoczonej Prawicy 2 grudnia, na którym między innymi mówiono o taktyce negocjacyjnej Polski i Węgier, przyniosło jednoznaczny komunikat, z którego wynika iż koalicjanci udzielają pełnego poparcia premierowi Morawieckiemu we wspólnych działaniach z Węgrami. Wicemarszałek Ryszard Terlecki po spotkaniu oznajmił mediom:
Będziemy oczywiście chcieli uniknąć weta (…) jeżeli będzie to możliwe (…) jeśli zostaną wycofane te pomysły, które są kierowane pod adresem nas i Węgier.
Dużym zaskoczeniem zatem była nie tyle wizyta Jarosława Gowina w Brukseli, mająca miejsce już po tym spotkaniu, ile jego deklaracja wygłoszona na konferencji prasowej w gmachu KE, na której przedstawił propozycję kompromisu, polegającego na „deklaracji intencji”, dołączonej do spornego projektu rozporządzenia.
Eksperci w sprawach prawa międzynarodowego nie pozostawili na tym pomyśle suchej nitki. Najdelikatniej ujęła to prof. Genowefa Grabowska, oceniając ją jako „nieprzemyślaną”:
Nie ma deklaracji wiążących. Zwrot „deklaracja wiążąca” to oksymoron. Deklaracja ma to do siebie, że wyraża tylko stanowisko jednej strony, tej, która z nią występuje. Natomiast deklaracja nie wiąże nigdy na poziomie międzynarodowym nikogo poza tym, kto ją zgłasza. Do Traktatu Lizbońskiego mamy dołączonych 60 deklaracji i traktat wyraźnie stanowi: nie mają charakteru wiążącego(…)chciał również (j. Gowin, p. redakcja), by te deklaracje potwierdziła czy gwarantowała Rada Europejska. Rada Europejska nie ma żadnych prawotwórczych kompetencji. To jest organ polityczny i tego zrobić nie może. Stąd to była – powiem najłagodniej – mocno nieprzemyślana propozycja.
Owa „deklaracja” wicepremiera Gowina wywołała szybką i mocno krytyczną reakcję Victora Orbana:
To rozwiązanie, dołączenie jakiegoś oświadczenia, niczym notatki na karteczce samoprzylepnej do kawałka papieru, nie zadziała. Węgry nalegają, by te dwie sprawy (fundusze i praworządność – red.) były rozdzielone.
i niejako wymusiła oświadczenie rzecznika polskiego rządu:
Polska podtrzymuje w całości swoje stanowisko w zakresie rozporządzenia warunkującego wydatkowanie środków unijnych. Tylko przepisy zgodne z traktatami i konkluzjami RE mogą być zaakceptowane przez Polskę. Jasno wynika to również ze wspólnej deklaracji Polski i Węgier.
Premier Mateusz Morawiecki również zdystansował się od słów Gowina:
Polski rząd nie zmienia stanowiska w sprawie pakietu budżetowego UE” (…) Rozporządzenie zaproponowane przez prezydencję niemiecką łamie traktaty europejskie. Stanowisko rządu wsparła już uchwała Sejmu. Poprzez to rozporządzenie UE może wejść w długotrwałe turbulencje.
Reytan broniłby weta, a nie ustępstw
Wydawać by się mogło, że w ten sposób epizod brukselski wicepremiera Gowina pozostanie w sferze nadgorliwych działań kogoś, kto koniecznie chce odegrać rolę w przedstawieniu, w którego obsadzie nie został przewidziany nawet jako statysta. Tym czasem w udzielanych wywiadach Jarosław Gowin nadal usiłuje odgrywać rolę męża stanu, i tak jak kiedyś obiecywał „kłaść się Reytanem”, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender, tak teraz chce się położyć w obronie scenariusza, który jego zdaniem, jako lidera jednej z partii współrządzących „najlepiej służy racji stanu i interesom Polski”.
Reytan, wybrany w Nowogródku jako poseł na Sejm w 1773 roku, otrzymał od swoich wyborców instrukcję : bronić całości Polski z narażeniem życia i mienia. Gdyby żył dzisiaj, krzyknąłby „po moim trupie” raczej przeciwko pomysłom ulegania szantażowi UE i chęcią sprzedania suwerenności Polski.
Dwa dni przed szczytem powinniśmy usłyszeć jasną deklarację premiera Morawieckiego – z jakim stanowiskiem jedzie na szczyt, jaki kompromis ze strony Polski i Węgier wchodzi w grę i co oba kraje zaproponują jako rozwiązanie, które mogłoby odwieść je od zastosowania weta.
Dobrze by było, by premier rozwiał w końcu wątpliwości, czy wicepremier Gowin miał w Brukseli mandat do prowadzenia rozmów w sprawie budżetu UE i rozwiązania konfliktu pomiędzy prezydencją niemiecką a Polską i Węgrami, czy też była to jego samodzielna inicjatywa i tylko dał się „podpuścić” bardziej wytrawnym europejskim graczom. Tym bardziej, że zachodnie media skwapliwe już ten publiczny rozdźwięk wykorzystują, pisząc o „pęknięciu w polskiej koalicji rządzącej w związku z wetem do budżetu UE”:
(…) koalicja rządząca w Polsce pogrąża się w otwartym konflikcie ((…)nad budżetem Unii Europejskiej 1,8 bln euro na lata 2021-2027 i funduszem na odbudowę koronawirusa. (…)Gowin powiedział w czwartek, że Polska byłaby gotowa zrezygnować z weta, gdyby przywódcy UE zatwierdzili oświadczenie wyjaśniające w sprawie związku między funduszami UE a praworządnością, ale następnego dnia premier Mateusz Morawiecki powiedział, że stanowisko kraju nie uległo zmianie. (źródło: Euractiv.com)
Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że Jarosław Gowin mocno uwierzył w to, że jest mężem stanu, podczas gdy w rzeczywistości jest tylko teściową stanu, która wtrąca się w nieodpowiednim momencie i sprawia, że zgodne małżeństwo (Polska, Węgry) zaczyna na siebie krzywo patrzeć i podejrzewa się wzajemnie o nieczyste intencje, w skrytości ducha zastanawiając się, czy i kto kogo chce oszukać. I choć teściowa ma prawo doradzać synowi, to jednak nie powinna latać po całym osiedlu i opowiadać, co ona o tym wszystkim myśli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529972-maz-stanu-czy-tesciowa-stanu-w-co-i-z-kim-gra-gowin