Kiedy polska spółka kupuje spółkę z piętnastoma z szesnastu dzienników regionalnych, politycy ogłaszają koniec niezależności prasy w Polsce. Bo jak spółka trafia z niemieckich do polskich rąk to kończy się niezależność, wieszczy także „Gazeta Wyborcza”.
Dotąd koronnym argumentem przeciw rządowej ingerencji w repolonizację mediów miał być fakt, że to redakcje w Polsce tworzą treści, a zagraniczny właściciel nie ma wpływu na to, co ukazuje się na łamach. Abstrahując już od tego, że media lokalne niejednokrotnie dużo ściślej współpracują nawet z lokalną władzą, bo ich siłą są informacje bliskie mieszkańcom, ich sprawy i ich problemy, to właściciel miał nie mieć znaczenia.
Teraz, kiedy nie mamy ustawy, ale to państwowa spółka odkupuje od niemieckiej Verlagsgruppe Passau Capital Group Polska Press, właściciel zaczyna mieć kluczowe znaczenie. To pewne, że to koniec demokracji w Polsce – ogłaszają politycy PO. Za chwilę będziemy mieli w Polsce drugie Węgry – grzmią publicyści „Wyborczej”.
Problem, w istocie, leży w tym, że to nie prywatna, a państwowa firma przejmuje Polska Press.
Oczywiście, gdyby zakładać, że to właściciel decyduje o treści w danym medium, to państwowa spółka mogłaby cenzurować swój przekaz. Pamiętajmy jednak, że państwowa spółka za trzy lata może trafić w inne ręce. Takie ruchy zawsze niosą takie ryzyko. Tak samo, jak postawienie wszystkich sił na media publiczne, telewizję i radio, może się na politykach zemścić, tak samo i wykup Polska Press.
Ale to nie jest sedno krytyki tej decyzji. Zarzuty o nacjonalizację polskiej gospodarki podnosiły się już wcześniej. Podobne larum podnosiło środowisko prof. Leszka Balcerowicza także przy okazji repolonizacji banku Pekao S.A. czy wykupu Polskich Kolei Linowych. Firmę przejął Polski Fundusz Rozwoju, bank został odkupiony od Włochów. Nie tak dawno słyszeliśmy także o braku zgody na całkowite wyprzedanie polskiego potentata na rynku autobusowym – firmy Solaris.
W patriotyzmie gospodarczym, najogólniej rzecz biorąc, chodzi o to, żeby wydawać pieniądze na polski produkt, bo pomnażamy w ten sposób nasz Produkt Krajowy Brutto. Z kolei sięgając w sklepie po zagraniczne produkty, przyczyniamy się do zmniejszania rodzimego PKB. To jeden z powodów, przez które Polacy zarabiają mniej niż pracownicy za zachodnią granicą.
Jednak powiedzieć, że jest to kupowanie polskich rzeczy, to jak nic nie powiedzieć. Pojęcie to jest bowiem znacznie szersze. Patriotyzm ekonomiczny to także wiele innych decyzji gospodarczych.
To także korzystanie z usług, wybieranie firmy, która zwycięża w przetargu czy firmy kooperanta, który wykona razem z nami projekt lub dla nas zlecenie. Tak więc patriotyzm ten nie dotyczy wyłącznie konsumentów, ale także firm czy urzędów i jednostek samorządu terytorialnego. Każdy z wymienionych podmiotów może w swoich decyzjach uwzględniać dobro Polski. I dbać o to, by polskie zostało w polskich rękach.
Podstawowym celem owego działania jest powstrzymanie odpływu kapitału za granicę. Cały świat lobbuje dziś za swoimi, nie za obcymi. Także w branży medialnej. A kraje, które najmocniej stawiają na patriotyzm gospodarczy, to właśnie te najbogatsze, jak Japonia i Niemcy.
Dziś niewielu ma już wątpliwości, że kapitał ma narodowość. Tę lekcję przez ostatnie lata odebraliśmy. I to z tego względu ruch Orlenu jest istotny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529921-zagraniczny-wlasciciel-ma-byc-gwarantem-niezaleznosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.