Kolejne wiernopoddańcze apele polskich - i także węgierskich - samorządowców, wzywających rząd do kapitulacji w gardłowej sprawie suwerenności, są sygnałem, którego nie należy lekceważyć. I nie chodzi tylko o to, że w kluczowym momencie mamy w istocie cios w plecy, działania, które osłabiają stanowisko negocjacyjne, i które są skoordynowane również czasowo z polityką drugiej strony. Nie, sprawa jest poważniejsza.
Dlaczego poważniejsza? Ponieważ tego typu zachowania samorządowców oznaczają, że nasza suwerenność już została mocno podminowana i podmyta. Ciosy w pozycję państwa polskiego, zadawane przez prezydenta Trzaskowskiego, są skutkiem, wynikiem, a nie przyczyną. Są wynikiem potężnej, często słabo niewidocznej presji ideologicznej, ale także konkretnych mechanizmów, które sprawiają, że wypowiedzenie lojalności własnemu państwu nie niesie ze sobą poważnych konsekwencji, a nawet spotyka się z nagrodą.
Bój o suwerenność, który toczy się wewnątrz naszego państwa, i także na Węgrzech, jest w oczywisty sposób o wiele ważniejszy niż bój, który toczymy w relacjach zewnętrznych. Jeśli ten pierwszy zostanie przegrany, ten drugi też musi zakończyć się klęską.
Dobrym przykładem jest sprawa odkupienia przez Orlen części lokalnych mediów od niemieckiego koncernu. Opozycja jest tu zaniepokojona nie tylko domniemaną zmianą układu sił na rynku medialnym (wyraźnie przeceniając znaczenie tej transakcji), ale także zmniejszeniem się wpływów niemieckich, które traktuje jako gwarancję status quo w wielu obszarach.
Musimy widzieć ten wymiar: biało-czerwone flagi na wiecach opozycji jedynie zamazują obraz, nie są żadną istotną deklaracją. Nasza suwerenność jest bardzo poważnie zagrożona. W istocie wisi na włosku, i to nie tylko w kontekście obecnego boju w Brukseli.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529850-kapitulanckie-listy-samorzadowcow-pokazuja-skale-zagrozenia