Jest bardziej europejski od Timmermansa, Ruttego, Schulza. Oczywiście w tym wymiarze „europejskości”, który oznacza likwidację państw narodowych i nieustanne biczowanie „nowych”, „słabszych”, tych drugiej kategorii. Ostatecznie wysiadł z polskiego pociągu, którym do Brukseli wyjeżdżał. Jego europejskość to stuprocentowe zaangażowanie po stronie tych, którzy chcą ukryć, iż Unia Europejska 16 lat temu wyglądała inaczej, miała inne priorytety, inaczej definiowała wolności i odwoływała się do innych wartości. A ci, którzy mają czelność o tym przypominać, zasługują tylko na śmietnik historii.
Widać to na każdej szpalcie jego wywiadu dla „Newsweeka”. Stek banałów, kalek językowych charakterystycznych dla eurokratów i potężna dawka pogardy wobec politycznych przeciwników. Stary, dobry Tusk. Ale po europejskim liftingu. Nauczył się nie tylko angielskiego, ale i „europejskiego” - retoryki pozornej otwartości, życzliwości, mądrości, a w warstwie realnej - wyższości, nieomylności, pluszowego totalizmu.
Polskie interesy? Można o nie walczyć tylko wtedy, gdy będą zbieżne z tymi berlińskimi lub haskimi. Przypominanie, co znalazło się u podstaw Wspólnoty? Nie bądźcie dziecinni – to prehistoria, czasy się zmieniły. Jak wygląda opowiadanie się „przeciw nienawiści i pogardzie, jednoznacznie za godnością, wolnością i uczciwością”? Zawiera się w jednym uroczym słowie: „Wyp…!”.
Nie można poważnie traktować Tuska, jeśli zarzuca komukolwiek „potulność w relacjach z Moskwą”. Po rządach SLD i Kwaśniewskiego nie było bowiem w Polsce polityka u stery władzy, który byłby bardziej uległy wobec Rosji niż Tusk. Nie bez powodu rosyjskie media pisały o nim „Nasz człowiek w Warszawie”. Bo to on realizował scenariusz moskiewski zasiadając w fotelu premiera polskiego rządu. To on chciał Rosję „ucywilizować” i dzięki temu przejść do historii. Natychmiast po przejęciu władzy poszedł tą samą drogą, którą kroczyła też administracja Obamy, a która symbolicznie zawarła się w geście poczynionym nad Jeziorem Genewskim, gdy Hillary Clinton przekazała Siergiejowi Ławrowowi przycisk „Reset”. To on, wraz ze swoim wicepremierem przystawał na niekorzystne dla własnego kraju zapisy umów gazowych, byle spełnić życzenia Moskwy. To on w 2009 i 2010 r. podjął grę z Putinem przeciw polskiemu prezydentowi, a po katastrofie zdradził polskie interesy, byle tylko wciąż brzmiała „dobra symfonia współpracy” (jak nazywali to rosyjscy dyplomaci).
Tuska, który zarzuca PiS, że państwo przez nie kierowane nie jest profesjonalne, trzeba by zapytać, jak głęboko profesjonalne było jego państwo np. ws. Amber Gold? Jak bardzo profesjonalni byli jego ministrowie, którzy masowo dawali się nagrywać kelnerom w restauracji? Jak profesjonalne były jego służby?
Tuska, który zarzuca PiS, że „kiedy pojawiają się problemy do rozwiązania, nikt za nic nie odpowiada”, trzeba by zapytać, jak to wyglądało w jego czasach po skandalach z budową dróg i upadającymi masowo polskimi firmami? Jak to było z energetyką na kierunku wschodnim? A jak ze stoczniami i dealem z Abdulem Rahmanem El-Assirem?
Ostatecznie, gdy wszystko zaczęło się sypać, a nagromadzenie afer powodowało, że ciężko było myśleć o utrzymaniu władzy, Tusk przeniósł się „do innej ligi”, stał się „dużym misiem”, „odseparował się od tego syfu”. Powiedział nam – jak obrazowo ujął to Kazik Staszewski w utworze Kultu „Odejdę” - „Nie wiem jak wy, lecz ja sp… do Brukseli”.
I oddalił się prędziutko na posadę przygotowaną przez Angelę Merkel w nagrodę za dobre sprawowanie.
Posmakował malwazji, zwiedził pół świata, wkleił się w unijny pseudo-blichtr i mówi dziś do nas z pozycji pół-boga, tym swoim nieznośnym tonem para-autorytetu, wyuczonymi bon motami. Ale przede wszystkim próbuje szantażować Polaków zakłamanymi implikacjami: trwanie PiS to polexit, a uległość wobec Brukseli to trwanie Polski.
Problem Tuska polega na tym, że wydaje mu się, iż jego słowa są wciąż dla wielu wyrocznią. Ale na biuletynie Lisa świat się nie kończy, ani nawet nie zaczyna.
Były premier pozostanie „jednym z najwybitniejszych Polaków wszech czasów”, ale tylko dla koła Platformy w Wielkopolsce, które tymi słowy dało o sobie znać na Twitterze. To jest właśnie miarą jego wielkości. A może raczej małości?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529724-tusk-jest-politykiem-europejskim-pelna-geba-nie-polskim