Wspaniale w swoich powieściach Joseph Conrad przekonywał, że męstwo, a nawet wielkość, może wynikać nie ze specjalnego geniuszu, tylko po prostu z rzetelnego wypełniania swojej roli, chociażby kapitana okrętu (słynny „Lord Jim”, wybitny „Tajfun”). Wołodymyr Wynnyczenko (1880-1951) napisał kiedyś opowiadanie o grupie uciekinierów z więzienia, którzy dla pośmiewiska wybierają najbardziej naiwnego na swego przywódcę - ale on, zostawszy nim, wczuwając się w swoją rolę, staje się liderem faktycznym, poświęca nawet swoje życie. Inspirował się tym wzorcem Nikita Chruszczow, mający przecież zadatki na przygłupa, a jednak okazał się na tyle silny, że pokonał stalinowców i zdemontował część totalitarnego terroru - sam też, pod koniec życia, pokazał jak wiele rozumiał z polityki międzynarodowej i arcanów wyścigu zbrojeń.
Rozmowa z wybitnym
Dlatego Donald Tusk wiecznie zaskakuje. Sześć lat w Brukseli na wysokich stanowiskach, spotkania z najpotężniejszymi ludźmi świata, sztab pracowników w sekretariacie, nawet języka angielskiego się nauczył - i nadal nic ciekawego powiedzieć nie potrafi.
Przecież w wywiadzie dla „Newsweeka”, jak zwykle panegirycznym, okładkowym, brązowiącym i złocącym „najwybitniejszego Polaka” (określenie fanów PO z Wielkopolski), nie ma ani jednego faktu, nowego nazwiska, żadnych kulis, pokazywania ukrytych metod funkcjonowania unii. Człowiek, który od lat ma prawo wglądu do maszynowni zjednoczonej Europy, opowiada o niej jakby był świeżym pasażerem po lekturze broszurki informacyjnej.: że cośtam huczy, że gorąco, że wielka machina, „aż pot z niej spływa”.
Tak samo było w słynnej, kompromitującej autora, książce „Szczerze”, mogła być memuarem na miarę wspomnień Margaret Thatcher (nie przymierzając samych polityków, chodzi o książki), a była przypadkowym zlepkiem banałów i nagłówków politycznych tabloidów.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Recenzja książki Donalda Tuska „Szczerze”. Przyłapaliśmy autora na błędach!
Tak jest i w wywiadzie dla „Newseeka”. To są same opinie Donalda Tuska, w dodatku opinie znane i powtarzane w byle podrzędnej redakcji Paryża czy Amsterdamu. Że Polexit, Kaczyński dyktator ze Wschodu, Kościół zawiódł, Unia Europejska jest wielkim dziełem ludzkości, a „wyp…rdalaj” mottem równym XIX-wiecznym wywodom Emila Zoli wokół afery Dreyfusa. Donald Tusk nie jest wcale liderem, który by proponował cokolwiek nowego - zachwyty nad Lempartowym buntem i porównywanie do ustrojowo-politycznych rozważań nad III Republiką Francuską to popłuczyny po tytule kobieta roku 2020 przyznawanym przez Financial Times, a opowiadanie że sceptycyzm brytyjskiego premiera Davida Camerona wobec Brukseli to obowiązkowa narracja zachodnich salonów wobec każdej krytyki Unii Europejskiej.
Może i chciałbym Państwu zacytować coś z tego wywiadu, ale tam naprawdę nic nie ma. Rozmowa jest skrojona pod Hołownianego czytelnika, ma być potwierdzeniem wszystkich jego domysłów, wcześniej suflowanych przez TVN.
Donald Tusk o sobie
Konkretniej jest gdy Donald Tusk zaczyna mówić o sobie - że pisze jakiś tekst o Grudniu 1970 roku, bo tamte wydarzenia, jak twierdzi były premier, go ukształtowały. Że zajmuje się czwórką wnuków. Że może wróci do polityki, bo gdy Lis go pyta:
Czy jak myśli pan o sobie za pięć lat, to bardziej w kategoriach „ja, dziadek” czy jednak w perspektywie politycznej?
Tusk odpowiada:
To się kompletnie nie kłóci, choć dla wielu moich najbliższych moja aktywność polityczna to nie jest bułka z masłem, że tak powiem.
I tutaj szef EPP się ożywia, mówi o sobie, na czymś się wreszcie zna.
Donald Tusk ma w sobie coś z PRLowskiego notabla - zajmuje gdzieśtam wysokie funkcje, jest delegowany, wyznaczany na jakieś wysokie stanowisko, ale poza bankietowaniem, gładkimi rozmówkami i opowiadaniem sobie dowcipów nic nie robi. Przypominają mi się książeczki wspomnieniowe polskich dyplomatów. Czytając relacje Kazimierza Dziewanowskiego jako ambasadora USA w latach 1990-1993, a sam autor nie był przecież tuzą polskiej polityki, napotykamy opisy zakuliswych gierek, geopolitycznych zmagań. Opisujące te same czasy ambasadorowania Stanisława Cioska w Moskwie mamy stek jowialnych gawęd o przysmakach rosyjskich, anegdociarskich toastów, a stary komunista nie potrafi wyjaśnić tak oczywistych pojęcia jak „wor w zakonie” (złodziej w majestacie prawa). A przecież Ciosek był partyjnym ważniakiem, ustawiał Okrągły Stół, wódkę w Magdalence, mógłby zajrzeć pod biurko niejednemu sowieckiemu agentowi. Nie chciał? Nie umiał? A może te dokonania i awanse nie sobie, a możnemu protektorowi zawdzięczał?
Podobieństwa jałowości wywodów Stanisława Cioska i Donalda Tuska nie są przypadkowe. Kilka pojęć jak cepy dla elektoratu, frazesy z broszur partyjnych i miłość do samego siebie. Polityka pana przewodniczącego decyduje się wszak nie na jego biurku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529718-wywiad-z-tuskiem-pokazuje-jego-polityczny-format-malutenki