Rozpoczynamy tydzień w którym rozstrzygnie się bardzo wiele. Stawka jest na pewno jeszcze większa niż była w kwietniu i maju, gdy decydował się termin wyborów prezydenckich. Dziś wiemy, że opozycja dążąca wówczas do głosowania jesienią, strasząca rzekomo „zabójczymi kopertami”, chciała nam właśnie zgotować epidemiczne piekło. Ale też cynicznie liczyła, że zrozumiałe zmęczenie koronawirusowymi ograniczeniami przyniesie jej w jesiennym głosowaniu władzę. Dla wielu wyborców Zjednoczonej Prawicy było bolesnym rozczarowaniem, że wspierały wówczas te dążenia niektóre siły z jej wnętrza.
Dziś ten scenariusz się powtarza i coraz trudniej uwierzyć, że taka gra, jak to ujął Piotr Semka nielojalna i nieodpowiedzialna, to zwykła naiwność, kolejne pogubienie.
Nie tylko w tym przypadku rozpoznajemy w tych dniach, kto jest kim w polityce. Widzimy, że największe europejskie media nie różnią się wiele od biur informacyjnych Komisji Europejskiej. Ta sama totalność, ten sam brak szacunku dla zagwarantowanej traktatami suwerenności państw, takie samo wypuszczanie kolejnych straszaków i scenariuszy awaryjnych.
Rzucono przeciw Polsce i Węgrom wszelkie dostępne Niemcom i Brukseli zasoby. Odpalono nawet sprawę węgierskiego europosła-homoseksualisty, uczestnika ohydnych orgii, o którym media budapesztańskie - także opozycyjne - piszą jako o łączniku między Orbanem a Europejską Partią Ludową (EPL). Ta funkcja miała wynikać właśnie z siły nieformalnych układów europosła w EPL. Jakich - możemy się w tym kontekście domyślać. Na pewno były na tyle duże, że blokowały przez lata wyrzucenie Fideszu z rodziny politycznej Donalda Tuska.
Widać w tle niemieckie naciski na państwa europejskie. Kiedy pojawiła się teza, że być może z prezydencją portugalską da się porozumieć, premier tego kraju Antonio Costa natychmiast - w dziwnym jak na niego stylu - zapewnił, że on się w żadną politykę bawił nie będzie, że grzecznie stoi tam, gdzie Berlin nakazuje, a jego kraj popiera „lipcowe uzgodnienia”. Kłopot w tym, że wtedy ustalono co innego.
W ogóle tamto lipcowe kłamstwo, złamanie słowa danego Węgrom i Polsce iż do sprawy „Praworządności” powróci Rada Europejska, przechodzi całkowicie bez echa. Ono się jeszcze na Unii Europejskiej i Berlinie zemści.
Ten obraz jest paskudny. Wspólnota europejska na naszych oczach odrzuca podstawowy paradygmat działania przez ostatnie dekady: kończy nawet z pozorem uzgodnień, konsensusu, porozumienia. Teraz decydować mają siła, przemoc, presja i groźby. To fundamentalna zmiana, za którą w dłuższej perspektywie najbardziej zapłacą państwa mniejsze i słabe, wcale niekoniecznie Polska.
Bardzo ciekawie opisuje to prof. Zdzisław Krasnodębski, poseł do PE: NASZ WYWIAD. Prof. Krasnodębski: UE przemienia się organizm narzucający innym swoją doktrynę ideologiczną - tak jak ZSRR.
Czy zatem sprawa jest przegrana? Nie. Potwierdziło się bowiem w tych dniach, że Polacy są dziś w relacji z Unią Europejską dużo bardziej trzeźwi i spokojni niż na przykład jeszcze dekadę temu. Spójrzmy choćby na to badanie Socjal Changes dla portalu wPolityce.pl:Kto bardziej korzysta na członkostwie Polski w Unii Europejskiej - Polska czy Zachód? „Polacy patrzą na bilans dość realistycznie”.
Zadaliśmy respondentom następujące pytanie:
Kto Pani/Pana zdaniem bardziej korzysta na członkostwie Polski w Unii Europejskiej?
Równo połowa badanych - 50 proc. - uważa, że „korzyści są podobne dla wszystkich”. 26 proc. wybrało odpowiedź, według której najwięcej zyskują „zachodnie firmy i zachodnie kraje”.
24 proc. ocenia z kolei, że wygranym są „polskie firmy i Polska”.
Opozycji nie udało się też wywołać histerii, a infantylna opowieść marszałka Tomasza Grodzkiego o dobrej Unii, podobne akcje ze strony niektórych samorządowców, zostały przyjęte ze zdziwieniem, że można być tak wysoko i być tak zdziecinniałym.
Podobne wnioski można wyciągnąć z innych badań opinii publicznej, na przykład oceniających, czy kraj członkowski UE może użyć weta w obronie własnych interesów.
Podsumujmy zatem polskie atuty.
Po pierwsze - rząd ma w tej sprawie poparcie opinii publicznej, mimo wysiłków obozu III RP, nie zostało ono zdemolowane. Ma też wsparcie prezydenta.
Po drugie, za Polską stoi prawo. Żaden krzyk, żadna przewaga nie zmienia faktu, że proponowany mechanizm (nie)praworządności, założenia jakiegoś trzymania na niepokorne dwa państwa, „zagłodzenia” ich finansowego, są bezprawne. Mówił o tym premier Jarosław Kaczyński, warto się tego uparcie trzymać.
Po trzecie, mimo trudności stabilny stan gospodarki. Polska może poczekać na Fundusz Odbudowy, Polska może próbować alternatywnych rozwiązań. Warto to podkreślać.
Mimo potężnej presji prowadzący rozmowy w Brukseli premier Mateusz Morawiecki będzie miał spore pole manewru. On nic nie musi, to inni muszą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529606-rozpoznajemy-w-tych-dniach-kto-jest-kim-w-polityce