„Plejada polityków polskiej i węgierskiej prawicy to ludzie na wskroś cyniczni, którzy prowadzą kampanie publiczne przeciw czemuś bądź na rzecz czegoś nie dlatego, że w to wierzą albo uznają za wartościowe. Robią to dlatego, że jest to politycznie opłacalne. A ostatecznie okazuje się, że to, co zwalczają, jest elementem ich własnej tożsamości” - napisał prof. Marcin Matczak na łamach „Gazety Wyborczej”, rozciągając casus pojedynczego posła Fidesu złapanego na homoseksualnej orgii na wszystkich polityków nie tylko węgierskiej, ale i… polskiej prawicy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Nie wiem, czy państwo zauważyli, ale historia Szajera wpisuje się w pewien model, który znamy z naszego podwórka, a ujawnił się już za pierwszych rządów PiS, w latach 2005-2007. Wtedy rząd wszędzie szukał tak zwanego układu, polskiego „deep state”, który czyniono odpowiedzialnym za całe państwowe zło, a zwłaszcza za dotychczasowe niepowodzenia polityczne i życiowe ludzi związanych z PiS
— perorował dalej. Problem w tym, że ta argumentacja ma się nijak do postawionych wcześniej przed Matczaka zarzutów pod adresem konserwatywnych polityków
Byle uderzyć
Popatrzmy na obronę tradycyjnych wartości. Im głośniej polityk PiS krzyczy, że trzeba ratować polską rodzinę, tym pewniejsze się staje, że swoim zachowaniem ją rozbija i aksjologicznie niszczy
— grzmiał Matczak, ale nie potrafił podać nawet jednego przykładu, jakby same zarzuty stanowiły jednocześnie dowód.
Bronić świat przed złem, które samemu się kreuje. Ścigać zbrodniarza, którym się jest. Czyż to nie syndrom strażaka podpalacza?
— pytał publicysta „GW”.
Histerii ciąg dalszy
A może jest jeszcze inaczej. Jeśli jest się częścią problemu, najlepiej się ten problem zna, zna się go bowiem od środka. Kto wie, może politycy prawicy uczestniczą w patriotycznej obserwacji uczestniczącej? Stają się częścią ataku na polską rodzinę, by lepiej zrozumieć zagrożenia, jakie na nią czyhają. Czynią sami siebie elementem układu, aby ten układ rozsadzić od środka?
— suponował pokrętnie.
Tak więc sobie żyje ta prawica w destrukcyjnym nawoływaniu do zwalczania samej siebie. Aby nikt inny się nie zorientował, kto jest prawdziwym źródłem zła, udaje, że jest kimś innym, niż jest, a swoje ukryte cechy przypisuje bliźnim. Albo też wie, że jest źródłem zła, za co siebie nienawidzi i wtedy tę nienawiść projektuje na innych. I w jednym, i w drugim przypadku to zaburzenie osobowości. Dlaczego jednak ci, którzy je mają, trafiają do rządów i parlamentów, a nie na solidną psychoterapię?
— indagował.
Cóż, najwyraźniej niektórzy sądzą, że intelektualna nieuczciwość okraszona freudyzmem to klucz do zdobycia opiniotwórczej pozycji w mediach. Tylko pogratulować takiej ścieżki kariery.
aw/Gazeta Wyborcza
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529569-prof-matczak-na-lamach-gw-lzy-polska-prawice