„Nie chcemy wyprowadzić Polski z Unii, można raczej żywić obawy, że ona się rozpadnie. (…) Członkostwo jest więc dla nas korzystne, choć miewa negatywne aspekty. (…) Akceptujemy kompromisy, które są dla nas trudne” - podkreśla w rozmowie z Dominiką Wielowieyską na łamach „Gazety Wyborczej” europoseł Prawa i Sprawiedliwości prof. Zdzisław Krasnodębski.
CZYTAJ TAKŻE:
UE wymaga zmian
Europoseł zwrócił uwagę, że Unia, jako sojusz państw jest użyteczna, jednak wymaga zmian. W ocenie Krasnodębskiego, UE jest niebezpiecznym ideologicznym projektem jako utopia, ale nikt nie da gwarancji, że będzie trwać wiecznie i szczęśliwie. W działanie wspólnoty trzeba wkładać sporo wysiłku i reagować na dostrzeżone zagrożenia.
W polityce europejskiej nigdy nic nie jest dane raz na zawsze, bo poszczególne państwa mają sprzeczne interesy. Trzeba dążyć do kompromisu, ale kompromis nie zawsze jest możliwy i nie może oznaczać narzucania woli mniejszym członkom Unii przez tych najbardziej wpływowych
— zauważył polityk.
O wadach Unii trzeba dyskutować.(…) Nie należy tworzyć takiego pastelowego obrazka, że wszyscy mają jednakowe możliwości wpływania na rzeczywistość w Europie. I nie można blokować debaty na zasadzie poprawności politycznej, bo o Unii można mówić tylko dobrze
— dodał.
Polska niemiecką kolonią?
Prof. Krasnodębski powiedział także, że „Polska nie jest – i mam nadzieję, że nie będzie – niemiecką kolonią w dawnym sensie, ale za takimi uproszczeniami kryją się uzasadnione obawy i fakty, które może są wyolbrzymiane, ale trudno ich nie zauważać”.
W Polsce wpływy niemieckie są tak duże, że słusznie odbierane są jako zagrożenie, jako ponowoczesna forma kolonizacji. Te wpływy są potężne także w całej Europie. Kryzys finansowy w 2007 roku ujawnił rolę Niemiec jako jej hegemona. Może Niemcy zostały, jak się twierdzi, w tę rolę wtłoczone, ale teraz spełniają ją z zapałem. To nie znaczy, że niemieccy przedstawiciele w Unii działają tylko na korzyść swojego kraju
— mówił.
Zwrócił uwagę, że często działania Niemiec podejmowane są w interesie całej UE, chociaż wiele kluczowych kwestii jest ustalanych na linii Francja – Niemcy. Jak dodał, tak samo mają się sprawy z Funduszem Odbudowy - najpierw była deklaracja Niemiec i Francji.
Ale Niemcy bronią także skutecznie swoich strategicznych interesów gospodarczych i politycznych, używając do tego Unii. Grecy nie bez przyczyny uważali, że zostaną zgnieceni potęgą tego państwa
— zaznaczył europoseł.
Ważny głos mniejszych krajów
Prof. Krasnodębski podkreślił, że „Unia właśnie po to powstała, aby mniejsze kraje miały coś do powiedzenia”. Wyjaśnił też, dlaczego w traktatach zapisana jest możliwość weta.
Niemcy stały się asertywne. Jeżeli się jest potężnym graczem, to rośnie pokusa wykorzystania tej przewagi. To naturalne, dlatego wymaga dużej dozy autokontroli. Podobnie nadmierne bywają ambicje Francji, a także arogancja niektórych innych krajów wobec Europy Środkowo-Wschodniej. Traktaty ciągle jeszcze powściągają te mocarstwowe ambicje. Dlatego jest tam zapisany taki instrument jak weto. Dlatego wszystkie strategiczne decyzje powinny zapadać na zasadzie jednomyślności
— mówił Krasnodębski.
Wyjaśnił, że w polskim wecie chodzi o kwestie zbytniej uznaniowości mechanizmu praworządności oraz, że może być on instrumentem nacisku w innych spornych sprawach. Dodał, że pojęcie praworządności jest bardzo „pojemne”, a samo powiązanie funduszy z praworządnością jest wbrew traktatom, co „narusza praworządność unijną”.
Prof. Krasnodębski stwierdził, że weto służy szukaniu kompromisów - inne kraje, nawet jeśli uważają, że Polska i Węgry nie mają racji, powinny szukać możliwości dogadania się.
Do każdego kraju można się przyczepić, każdą demokrację można krytykować, bo żadna nie jest perfekcyjna. (…) Do innej Unii wstępowaliśmy. Do takiej, która nie ingerowała tak w sprawy wewnętrzne jakiegoś kraju
— ocenił europoseł.
Wyobrażenie o praworządności
Polityk zwrócił uwagę, że pierwotna propozycja przygotowana przez niemiecką prezydencję „trzymała się unijnego prawa”. Wszystko się zmieniło w wyniku negocjacji w Parlamencie Europejskim. Wówczas znalazły się zapisy „umożliwiające ideologizację tych reguł”.
Parlament Europejski został, niestety, opanowany przez grupy radykalne. Ci radykałowie mają bardzo specyficzne wyobrażenie o praworządności. Najchętniej przejęliby nad nami protektorat, aby zaprowadzić u nas „prawa fundamentalne” w swoim rozumieniu
— wyjaśnił polityk.
Niektóre państwa członkowskie boją się, że gdy się wychylą, będą następne w kolejce. Siedzą więc cicho i liczą, że tylko my zostaniemy poddani tej procedurze. Inne ulegają bezpośrednim naciskom. Jeszcze inne potrzebują na gwałt pieniędzy. Są także takie, którym z powodów politycznych i geopolitycznych zależy, by nas zdyscyplinować i poddać kontroli. Nasze weto ich zaskoczyło, gdyż myślano, że skoro dotyka nas kryzys gospodarczy, to na wszystko się zgodzimy
— powiedział Krasnodębski.
Kompromis
Prof. Krasnodębski przyznał, iż myśli, że „dojdzie do kompromisu”, chociaż będzie to trudne. Jak wyjaśnił, „chodzi o doprecyzowanie tego przepisu i ograniczenie do spraw finansowych. Bez mowy o ryzyku naruszenia praworządności rozumianej bardzo ogólnie”.
Negocjacje się jeszcze toczą. Sądzę, że będzie i budżet, i fundusz odbudowy. Cena za zerwanie rozmów i brak kompromisu byłaby bardzo wysoka: wzajemna nieufność, wewnętrzna walka, podważanie pewnego konsensusu unijnego i fundamentów współpracy
— zwrócił uwagę prof. Zdzisław Krasnodębski.
wkt/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529552-prof-krasnodebski-do-innej-unii-wstepowalismy