„Scena płaczu przykleiła się do publicznego wizerunku Szymona Hołowni raz na zawsze, aż do bliższego czy dalszego końca jego politycznej kariery” – pisze Jan Rokita na łamach tygodnika „Sieci”.
Publicysta przypomina scenę, w której Szymon Hołownia wziął do ręki egzemplarz konstytucji i się rozpłakał.
We współczesny medialno-polityczny świat, w którym ( jak z sarkazmem pisał swego czasu prof. Krzysztof Rutkowski) istotą władzy jest „emocjonalne widowisko”, a marzeniem polityków „osiągnięcie najbardziej eksponowanej pozycji widowiskowej dla siebie i swojej trupy”, Hołownia wszedł w ten sposób jako innowator i odkrywca. Ten, który wypraktykował jeszcze jeden, bardziej radykalny i zarazem „intymny” sposób mobilizowania partyjnych namiętności: płacz, który dotąd tylko raz (przez posłankę Sawicką) został wykorzystany dla polityki. Płaczący mężczyzna odwołuje się oczywiście do wrażliwości młodszego pokolenia – tego, które nie zna już innego modelu męskości niż ów model miękki, uczuciowy, mazgajowaty. To ważne, gdyż jak w soczewce pozwala zobaczyć samą istotę pomysłu Hołowni na wylansowanie siebie, a w konsekwencji na podjęcie raz jeszcze próby zbudowania w Polsce „trzeciej siły”, na przekór PiS i Platformie. Czyli odważnego zamysłu, który – jak wiadomo – niejednego już wywiódł na polityczne manowce. Na tym politycznym cmentarzysku roi się bowiem od pokonanych śmiałków: Borowskiego, Palikota, Kukiza, Petru, Lubnauerowej…I jeśli kierować się li tylko rachunkiem politycznego prawdopodobieństwa, to wcześniej czy później Hołownia powinien do nich nieuchronnie dołączyć
– czytamy.
Rokita pisze o przeszłości Hołowni i jego karierze jako gwiazdy stacji TVN.
Kiedy przed laty Edward Miszczak, mający do tego świetną rękę, wybrał Hołownię do prowadzenia programu „Mam talent!”, nie popełnił błędu. Hołownia, jeśli tylko jest umiejętnie podsterowywany przez speców od piaru, ma osobowościową predylekcję do roli gwiazdy. Jest na tym polu o niebo lepszy od Kukiza, który zyskał sławę po prostu na tym, że umiał śpiewać niezłe piosenki. Hołownia nic nie musi umieć, wystarczy, że na scenie nie ma żadnych zahamowań i nie odczuwa żadnego wstydu. Niewykluczone, że to jest właśnie najwyższy poziom kwalifikacji współczesnego polityka
– pisze publicysta.
Zwraca też uwagę na fakt, że Hołownia zwraca się do szerokiej grupy wyborców.
W starciu z Platformą czy Lewicą przewaga Hołowni polega na tym, że nie sięga on po jakiś konkretny typ wyborcy czy określony fragment elektoratu. Sięga po potencjalnych „fanów”, czyli w gruncie rzeczy wszystkich, którzy w polityce, tak jak w programie „Mam talent!”, chcieliby mieć swoją ukochaną gwiazdę. Tym fanem może się stać z dnia na dzień najczystszej krwi platformowy „leming” z warszawskiego nowego Ursynowa czy krakowskiego Ruczaju, ale też na poły rewolucyjny „lewak” z jakiegoś gdańskiego czy sosnowieckiego squatu. Dlatego dzisiejszym liderom opozycji nie będzie łatwo pokonać Hołowni w grze o władzę. Łatwiej jest bowiem po prostu wygrywać z wrogimi politykami, niż strącać z firmamentu nieprzyjazne gwiazdy
– czytamy.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 30 listopada br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/529438-jan-rokita-w-tygodniku-sieci-gwiazdor-holownia