To niesamowite z jaką prędkością szybują ludzkie ambicje. Na przykład u Szymona Hołowni. Każdy by tak chciał. A na pewno wielu. Szczególnie, jak za realizacją aspiracji idzie wsparcie. Finansowe.

Kilka lat terminowania w  telewizji jako zapowiadacz w programie rozrywkowym. Później hop, jednym susem do polityki. Dobrze jest to zrobić w jakimś gorącym okresie. Najlepiej w czasie wyborów. Na przykład jako kandydat na posła. O nie, nie. Nie ośmieszajmy się. Nie poniżajmy samych siebie, skoro nasze kwalifikacje intelektualne oraz doświadczenie i wyniesiona z dynamicznie rozwijającego się programu znajomość polityki predestynują nas do najwyższych stanowisk– postanowił Szymon Hołownia.

Hołownia chce być premierem

Najlepszym poligonem do sprawdzenia się są wybory na prezydenta państwa, bo już wyższych nie ma. Chyba, że na papieża. Ale to wymaga wieloletniej specjalizacji. W zdobyciu najwyższego stanowiska w Watykanie nie wystarcza praktyka telewizyjna. Ale w zasięgu pozostaje prezydent państwa. Jeśli nie wyjdzie podejście do prezydentury, nie może zniknąć z pola widzenia kolejny ambitny punkt – premier. Też nie do pogardzenia.

Spójrzmy prawdzie w oczy. Jest pewne, że Szymon Hołownia nie zrezygnował z prezydentury na zawsze. Co to, to nie. Ale do następnych wyborów daleko. Kto by tyle czekał bezczynnie. Więc nasz konferansjer telewizyjny wyznaczył sobie cenny cel – leżący niejako po drodze. Przejściowo. Stanowisko premiera. Ponieważ jest człowiekiem szczerym, nie ukrywa tego. Mówi otwarcie. – Chciałbym zostać premierem nowego rządu. Prawda jest taka, że każdy premier „musi się tak naprawdę przygotować na sprawowanie rządów” – wyjaśnia Hołownia. Następnie tłumaczy, że przygotowania ułatwią mu wpłaty 10 zł, 5 zł, 20 zł. dokonane przez jego zwolenników. Kończy stwierdzeniem, że finansowe wsparcie go, należy traktować jako inwestycję, która się na pewno zwróci.
Kto by tak nie chciał. Do tego potrzebne są ambicje. Szymon Hołownie je odkrył.

A kim chce być Marta Lempart?