„Opozycja ma nie tylko problemy z własnym elektoratem, ale problemy z wizerunkiem i problemy deficytu merytorycznego czyli deficytu pomysłów, a dalej – deficytu programu. […] Ludzie edukują się też bardziej w kwestiach UE, na czym polegają mechanizmy przede wszystkim gospodarcze. Ta większa wiedza obywateli nie sprzyja opozycji. Tak samo, jak przeciągające się rozróby na ulicy, bo ile można – mówi portalowi wPolityce.pl Artur Wróblewski, politolog z Uczelni Łazarskiego, komentując najnowszy sondaż Ipsos, z którego wynika, że co drugi wyborca opozycji uważa, że nie jest ona gotowa, by dobrze rządzić.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Sondaż Ipsos wykazał, że 62 proc. badanych uważa, że opozycja nie jest gotowa, aby dobrze rządzić. Czyżby po serii ostatnich wydarzeń opozycja zaczęła mieć problemy z własnym elektoratem?
Artur Wróblewski: Nie tylko problemy z własnym elektoratem, ale problemy z wizerunkiem i problemy deficytu merytorycznego czyli deficytu pomysłów, a dalej – deficytu programu. W tej chwili wizerunek opozycji jest troszkę taki, że jednak odwołują się do polityki konfrontacyjnej, a ludzie nie za bardzo lubią protesty na ulicach, ponieważ wprowadza to element chaosu, a to właśnie się dzieje i to podsyca opozycja. Coraz więcej dyskutuje się na temat Unii Europejskiej, gdzie zaczynają wybrzmiewać elementy pewnego patriotyzmu związanego z patriotyzmem gospodarczym, to znaczy, że jednak PiS przeciwstawiając się temu rozporządzeniu broni też interesów gospodarczych Polski w UE. Bo tak naprawdę o to chodzi Niemcom, żeby budować pozycję hegemoniczną i móc narzucać pewne rzeczy. Natomiast ta „praworządność” to wiadomo, że jest pewnego rodzaju pretekst, którego Niemcy chwytają się, żeby wypracowywać sobie przewagi gospodarcze i to coraz bardziej wybrzmiewa, chociażby w mediach niezwiązanych z prywatną telewizją. Ludzie edukują się też bardziej w kwestiach UE, na czym polegają mechanizmy przede wszystkim gospodarcze. Ta większa wiedza obywateli nie sprzyja opozycji. Tak samo, jak przeciągające się rozróby na ulicy, bo ile można. Wystarczy wygrać wybory i wtedy można wszystko inaczej poukładać. Natomiast opozycja nie wygrywa wyborów, tylko próbuje najpierw przy pomocy KOD-u, potem – fundacji Kozlowskiej, czyli grupy Ukraińców z rosyjskimi paszportami i Fundacji Otwarty Dialog – zdestabilizować kraj. A teraz jest kolejna fala protestów w postaci Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, który robi deweloperka z branży budowlanej, która przejęła kamienice – za darmo niemal – we Wrocławiu. To ludzi irytuje, kiedy zaczyna wybrzmiewać ta prawda o tych ludziach. Poza tym opozycja, czy Platforma oczywiście dalej nie przedstawiła propozycji dotyczącej modernizacji Polski, czyli kwestii technologii kwantowych, sztucznych inteligencji, pewnej ścieżki rozwoju kraju. Poza tym to PiS się kojarzy z patriotyzmem ekonomicznym, natomiast u PO jest problem wizerunkowy z lojalnością wobec interesów niemieckich, czy też odnośnie do polskiej racji stanu. Także ten sondaż mnie nie dziwi, dlatego że – ja tak cały czas twierdzę – opozycja jest bardzo słaba intelektualnie, merytorycznie i jest zakładnikiem interesów obcych, zagranicznych. Ci ludzie są niesamodzielni, jak Trzaskowski – beneficjent fundacji, czy inni beneficjenci fundacji na przykład niemieckich, czy innych organizacji pozarządowych. Ci ludzie może nawet chcą, ale nie potrafią przekroczyć pewnych barier w myśleniu, czy mówieniu, bo im nie wolno wyjść poza pewne horyzonty intelektualne czy ideowe.
Z tego punktu widzenia, jak patrzymy na polską scenę polityczną, to w moim przekonaniu mimo że poparcie dla PiS-u nieco spadło, to w momencie, kiedy Zjednoczona Prawica czy też PiS dokona liftingu – przede wszystkim intelektualnego – wprowadzi pewne nowe osoby, jak również zliberalizuje podejście do pewnych kwestii, to ma szansę zawłaszczyć obszar centrum polskiej sceny politycznej i stać się takim CDU-CSU czyli partią, która na dekady będzie dominować liberalno-konserwatywną alternatywą do innych ugrupowań często albo radykalnych, albo będących zakładnikami obcych interesów w Polsce.
Wydaje mi się, że o ile wcześniejsze badania pokazywały pewnego rodzaju rozczarowanie PiS-em, niepokój, że w pewien sposób odszedł kompromis aborcyjny, o tyle to badanie pokazuje, że pomimo tych rozczarowań i ostygnięcia zapału do PiS-u, nie ma wiary w opozycję – to znaczy, że ona nie jest jednak tą alternatywą, która mogłaby się pojawić na horyzoncie. To powinno niepokoić Platformę, a cieszyć PiS. Z drugiej strony PO wie o tych badaniach, tylko z uwagi na pewien układ towarzysko-biznesowy trudno ją zreformować. Natomiast Hołownia jest raczej taką efemerydą i jest to podobne ugrupowanie, jak Palikota, Kukiza, Petru, czyli ugrupowanie, które tak naprawdę nie może przebić tego szklanego sufitu w polskiej polityce tych 9-13 procent. LiD był też taki w 2007 roku – Lewica i Demokraci. Oni zdobyli wtedy chyba 13 proc., natomiast te lewicowe ugrupowania nie mogą, dlatego że polska polityka uległa petryfikacji dwupolarnej. Czyli mamy Platformę, mamy PiS i trochę to jest też dowodem na pewnego rodzaju dojrzałość polskiej sceny politycznej, która nie ulega już takim jak w latach 90. zmianom poparcia. I trochę ten bipolaryzm widzimy też w Niemczech (CDU-CSU-SPD), Anglii (Konserwatyści i Partia Pracy) czy w Ameryce, co akurat jest chyba dobrym symptomem, że Polacy nie ulegają już iluzjom, jak Partia Piwa, Nowoczesna czy performer Palikot, tylko stawiają na to, co jest znane, na pewne struktury. Natomiast teraz pytanie, czy struktury są w stanie się zreformować, żeby dokonać liftingu i resetu siebie samego przed nowymi wyborami za trzy lata?
To, o czym Pan mówi, zostało jak się wydaje w sposób istotny pogłębione przez kwestię polskiego weta wobec mechanizmu uzależnienia wypłaty funduszy unijnych od praworządności w tym kształcie, w jakim on jest obecnie proponowany. Na ile to ujawnienie się opozycji, ten swoisty coming-out jako reprezentanta stricte niemieckich interesów miało wpływ na tenże sondaż, o którym mówimy?
Moim zdaniem bardzo duży, dlatego że jedna rzecz to jest krytykować – na przykład PiS krytykuje PO i Donalda Tuska, że był współpracownikiem Stasi, albo posłańcem Merkel i jacyś politycy PO współpracują z BND, z niemieckim wywiadem gospodarczym. Ale oskarżenia trochę bardziej publicystyczne to jest jedna rzecz - w tej sferze pojawiają się przypuszczenia, że są to oszczerstwa. A co innego dowody, tzw. smoking gun, czy złapanie kogoś in flagranti. Można powiedzieć w sposób metaforyczny, że to co mówi i jak się zachowuje w tej chwili Platforma Obywatelska i Lewica, czyli polscy socjaliści, w kontekście rozporządzenia o warunkowości funduszy jest takim smoking gun czy też złapaniem in flagranti – na gorącym uczynku. To znaczy objawiło się, co tak naprawdę myśli PO i jakie jest jej stanowisko wobec kwestii prawa Polski do weta w UE, obrony własnych interesów, również w stosunku do intencji Niemiec. Wiemy, że gdyby Niemcy mieli dobre intencje, zapis zostałby inaczej sformułowany, a mianowicie, że „jeżeli są defraudacje środków unijnych i dowody na to, to następuje wstrzymanie wszystkich funduszy europejskich”. Natomiast tam Niemcy wstawiają słowo „praworządność”, bo nie chodzi o obronę interesów finansowych UE, żeby nie kradli pieniędzy, co się dzieje we Włoszech na Sycylii (Comorra, Drangetta, Cosa Nostra kradną) czy to co się dzieje w Bułgarii. Nie chodzi o obronę interesów finansowych UE, tylko chodzi o to, żeby móc politycznie uderzyć w rząd, który jest niewygodny przede wszystkim z punktu widzenia Niemców. Tutaj się objawiły te intencje Platformy, jak również Lewicy, chociaż uważam, że to są trochę pożyteczne głupki – nie za bardzo rozumieją, przynajmniej niektóre osoby, o co w tym wszystkim chodzi. Natomiast PO wie, że tutaj toczy się grę interesów gospodarczych, bo mamy rekonfigurację na świecie, nie tylko w Europie, interesów gospodarczych między Ameryką, Europą, Chinami i daleką Azją. Wydaje się, że sprawę weta – że według PO Polsce nie wolno go używać – i sprawę tego, że chcą ulec, żeby tak się podłożyć Niemcom, a tak naprawdę zniewolić, uzależnić, zwasalizować, ludzie coraz bardziej rozumieją. To zaczyna wybrzmiewać i z tego powodu, nawet nie lubiąc PiS-u i tego, co się stało w kontekście Trybunału Konstytucyjnego czy też „piątki dla zwierząt”, wyborcy podświadomie boją się opozycji, czy Platformy Obywatelskiej.
Jeszcze dodam, że gdyby Niemcom tak zależało na praworządności i uczciwości to po pierwsze oddaliby ukradzione Polsce dzieła sztuki, po drugie działaliby, kiedy Joseph Muscat rządził kilka lat Maltą i defraudował pieniądze oraz za łapówy sprzedawał maltańskie paszporty między innymi oligarchom, o czym pisała dziennikarka Daphne Galizia, która została zabita w 2017 roku, czy na przykład UE reagowałaby na defraudacje i korupcję Bojko Borisowa, premiera Bułgarii, który jest szefem partii GERB i częścią EPL, w której są niemieckie CDU i Platforma. Nie reagowano na te wszystkie defraudacje, złodziejstwa, czy aspekty kryminalne w Malcie. Skoro nie robili tego, to znaczy, że nie zależy UE na prawdziwej praworządności i Niemcom na czynieniu dobra, bo oddaliby chociażby dzieła sztuki, tylko chodzi o to, że ten element praworządności wpisany w rozporządzenie poza traktatami – co jest zresztą nielegalne – ma służyć celom politycznym. I to wydaje się, że przebija się w mediach w Polsce i zaczyna trafiać do ludzi. Z tego powodu w tym sondażu, o którym pani wspomniała widać pewnego rodzaju brak wiary czy brak zaufania do opozycji i jej intencji.
Czy to oznacza, że tzw. anty-PiS już się wypalił?
Wydaje się, że wszystko się wypala po długim okresie. Trudno podsycać coś, co jest daremne. Być może anty-PiS się wypalił, bo widać pierwsze tego dowody – chociażby rozstanie się PSL z Kukiz‘15 i próba dokonania liftingu czy rebrandingu w PSL. To znaczy, że oni rozmawiają z PiS-em odnośnie do przyszłości na przykład jeśli chodzi o Senat, gdzie jakby PSL zrejterował, to mógłby dać większość PiS-owi i można by na przykład odwołać marszałka Grodzkiego. Z tego punktu widzenia, że dr Kosiniak-Kamysz, który jest lekarzem i człowiekiem rozumiejącym mechanizmy, inteligentnym, wie i rozumie, że lepiej jest wpisać się w polskim pejzażu politycznym dziś w pewną koncepcję patriotyzmu ekonomicznego i pilnowania własnych interesów, jak również własnej ścieżki modernizacyjnej niż wpisać się w pewną pozycję wasalizmu wobec innych. Dlatego, że po pierwsze to łatwo atakować, a po drugie rzeczywiście ten wasalizm zamyka nas w pułapkę średniego dochodu, w pewną modernizację, ale pod kontrolą na warunkach zachodnioeuropejskich interesów gospodarczych itd. On zdaje sobie sprawę, że lepiej po prostu zadawać się z tym, który ma tę koncepcję idącą w kierunku zachowania suwerenności. Tym bardziej, że PiS ma szansę stać się takim CDU-CSU, jeśli oczywiście wyciszy pewne radykalne głosy i elementy, ponieważ one szkodzą w pozyskiwaniu umiarkowanych, albo niezdecydowanych wyborców. Najlepiej być w środku. I ma większą szansę, żeby taką partią być, niż Platforma Obywatelska, która jak wiemy jest partią zależną czy zakładnikiem pewnych pieniędzy, pewnych interesów – ogólnie mówiąc – grup lobbingowych, i polskich i zagranicznych. To powoduje, że trudno tę partię w ogóle reformować i trudno tam wymienić klucz ludzi czy pewien algorytm podejmowania decyzji. To jest prawie niemożliwe.
Natomiast co do Hołowni, absolutnie każdy już coraz bardziej widzi, że to jest Platforma-bis, stworzona przez tych ludzi, finansowana przez na przykład pewnych deweloperów, których nazwiska znamy czyli grupy lobbingowe. W dodatku jest to jeszcze emanacja prywatnej telewizji, która prezentuje globalny punkt widzenia związany z pewnymi interesami i na pewno nie można nazwać tego patriotyzmem gospodarczym.
W dodatku Polacy są przywiązani do tradycji, kultury, czyli jest ten element kulturowy, obyczajowy. I tutaj mamy do czynienia z PiS-em, który reprezentuje pewnego rodzaju nawiązywanie do tradycji czyli koszyczków święconych w okresie Wielkanocy, kolęd, choinek, kościelnych uroczystości, do których Polacy są w jakiś sposób przyzwyczajeni nawet nie będąc zbyt pobożni. Natomiast punkt widzenia liberałów w Polsce reprezentowanych przez prywatną telewizję jest taki, żeby przez dwadzieścia cztery godziny opowiadać o pedofilii w Kościele, o prawach czy właściwie nieszczęściu osób LGBT plus jeszcze, że powinniśmy tak naprawdę zrezygnować z prawa do weta i robić to, co nam inni w Europie każą. To jest tak naprawdę propaganda, która ludziom łupie w głowie dwadzieścia cztery godziny, natomiast Polacy intuicyjnie czują, że to jest im obce cywilizacyjnie, to znaczy że to może naruszyć naszą tożsamość. Natomiast już jest dowód: rząd PiS-u i ci, co tak twierdzili, mieli rację odnośnie do imigrantów, żeby się jednak powstrzymać i rozwiązywać ich interesy w Afryce i na Bliskim Wschodzie, ponieważ problemy imigrantów narastają w krajach Skandynawii, we Francji, czy chociażby w Niemczech. A zatem to, co prywatne telewizje ludziom wciskają w głowy o multikulti i korzyściach z asymilacji, akulturacji ludzi obcych, ich kuchni i potraw, coraz bardziej przebija się do mainstreamu, że jest zagrożeniem i że jest to niepotrzebne, ponieważ wystarczy problemy osób z Pakistanu czy z Syrii rozwiązywać w Pakistanie czy Syrii. Nie trzeba ich przewozić do innych krajów, tylko tam na miejscu jest bardzo dużo przestrzeni do życia i do robienia interesów.
Także coraz większa edukacja i świadomość tych spraw u ludzi powoduje, że tutaj też PiS jeśli nie zyskuje nawet, to na pewno opozycja, promując te wszystkie elementy, które mogą być zagrożeniem dla naszej tożsamości, świętego spokoju i pewnego poczucia komfortu, nie zyskuje zaufania i sympatii po stronie niezdecydowanych, neutralnych wyborców.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528919-wywiad-wroblewski-wyborcy-podswiadomie-boja-sie-opozycji