„Polacy i Węgrzy pokazują Radzie Europejskiej, że to może dotyczyć każdego – tak właśnie mówi się w Portugalii, która od stycznia będzie miała prezydencję – dlatego, że bliżej nieokreślone zapisy, a takie jest to rozporządzenie, które będzie interpretować urzędnik, mogą dotknąć absolutnie każdy kraj członkowski” - tak europoseł PiS Anna Zalewska mówi o zagrożeniach związanych z tzw. mechanizmem warunkowości. Przybliża również sprawę walki o Kopalnię i Elektrownię w Turowie.
wPolityce.pl: W tym tygodniu w Parlamencie Europejskim przedstawi pani petycję w obronie Kopalni i Elektrowni Turów. O co toczy się walka?
Anna Zalewska: Tak, będzie działo się to jutro podczas posiedzenia Komisji Petycji. Petycja 30 tys. mieszkańców, pracowników, Polaków, Niemców, Czechów jest odpowiedzią na nieprawdziwą petycję ekologicznych organizacji po stronie czeskiej, później włączył się do tego czeski rząd, które to żądają nieprzedłużenia koncesji kopalni. Krótko mówiąc – chcą zamknięcia wydobycia. Podnoszą kwestię braku wody po stronie czeskiej. Oczywiście idziemy z faktami, a nie z emocjami, którymi posługują się Czesi. Niezależny polski Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał swoją opinię, mówiąc, że braki wody po stronie czeskiej nie mają nic wspólnego z wydobyciem i funkcjonowaniem kompleksu Turów. Czeski Instytut Hydrologiczny również wypowiedział się na ten temat, nawet wiceminister środowiska, mówiąc, że jest to kwestia suszy. Ekolodzy epatują zdjęciami m.in. farmera, który mówił, że musiał wybić swoje stado. Niestety jest to zdjęcie z bardzo drogimi, szkockimi krowami, które nie występują na tamtym terenie. Zresztą pewnie sprzedałby te krowy, a nie wybił. W dodatku zdjęcie jest na tle naprawdę soczystej trawy. Mieszkańcy, którzy obawiają się – bo to jest 80 tys. ludzi zależnych od kompleksu – pofatygowali się w czasie wakacji i zrobili sporo zdjęć basenów napełnionych wodą. Co więcej, wszystkie przygraniczne polskie miasta, gminy zadeklarowały, że jeżeli występuje kłopot z wodą, to przygraniczne czeskie miasteczka mogą zostać podłączone do polskich sieci wodociągowych po preferencyjnych cenach. Czesi odmówili, mówiąc, że nie ma takiej potrzeby.
O co więc tak naprawdę chodzi Czechom?
Tak naprawdę w tle jest konkurencja czeska. Po stronie czeskiej, niemieckiej – to jest dosłownie 100-120 km – są i kopalnie, i elektrownie, które są w dużo gorszym stanie, nie spełniają wymogów, które spełnia Turów. Chcą dalej wydobywać, chcą dalej uczestniczyć w rynku energetycznym. Prawo klimatyczne zaostrza walkę o taką konkurencję w całej Europie i jest to też efekt tego rodzaju działań. Podkreślamy, że należy wywiązywać się z porozumień. W październiku 2019 r. podczas tzw. uzgodnień, konsultacji środowiskowych transgranicznych organizacje, które teraz podnoszą te kwestie, podpisały porozumienie i zobowiązały Turów do różnego rodzaju działań, które to Turów podejmuje – m.in. wydaje miliardy złotych na unowocześnienie całego kompleksu, żeby realizować bardzo ostre unijne normy.
Ta sprawa pokazuje jak w soczewce, jak trudne jest zabieganie o polskie interesy w ramach Unii Europejskiej. W tej sprawie mamy akurat spór z Czechami, a w przypadku negocjacji budżetowych, wedle doniesień portugalskiej prasy, to m.in. Czechy wsparły Polskę i Węgry za zamkniętymi drzwiami. Co mówi się w Brukseli w tej sprawie, jak ta sytuacja jest odbierana?
Oczywiście jest nerwowo. Tym bardziej, że niemiecka prezydencja, która kończy się za miesiąc, zachowuje się bardzo nerwowo, ponieważ nic nie udało jej się zrealizować – ani zamknąć budżetu, ani np. uchwalić prawa klimatycznego, dopiero zaczynają się tzw. trilogi. Właściwie wszędzie ma jakieś kłopoty, a chciała pokazać swoją sprawność. Weto jest wpisane w traktaty i ono jest naturalną formą negocjacji. Po to zostało wymyślone, że nawet najmniejsze państwo – a Polska przecież takim nie jest – ma prawo powiedzieć: weto, jeżeli czuje się w jakikolwiek sposób zagrożone. Polacy i Węgrzy pokazują Radzie Europejskiej, że to może dotyczyć każdego – tak właśnie mówi się w Portugalii, która od stycznia będzie miała prezydencję – dlatego, że bliżej nieokreślone zapisy, a takie jest to rozporządzenie, które będzie interpretować urzędnik, mogą dotknąć absolutnie każdy kraj członkowski. Mało tego, każdego obywatela. Proszę sobie wyobrazić taką oto sytuację, że przedsiębiorcy, samorządowcy realizują jakiś projekt, zaciągają kredyty, inwestują, robią zakupy i nagle urzędnik mówi, że z jakiegoś powodu zamraża pieniądze. To może wprost dotknąć każdego obywatela – według jakiegoś widzi mi się urzędnika, ktoś nagle staje przed faktem braku gotówki, braku realizacji tych zobowiązań, które zostały podjęte. To jest absurdalne. Oprócz tego, ta kwestia też jest cały czas podnoszona, że to jednak zerwanie umowy z lipca. W lipcu kwestia praworządności, jako oczywista, była wpisana w akapicie, w zdaniu mówiącym o wydatkowaniu funduszy europejskich. We wszystkich sprawozdaniach Polska jest pokazywana jako wzór, że świetnie wydatkuje pieniądze europejskie, chroni je przed korupcją czy zdarzeniami przestępczymi. W związku z tym, skoro taka była umowa, to trudno nie mieć pretensji do prezydencji niemieckiej, która prowadzi te negocjacje, że to właśnie po tamtej stronie jest złamanie zasad, złamanie pewnych umów. W kuluarach toczą się tego rodzaju dyskusje, rozmawiamy z różnymi politykami i oni rzeczywiście przyznają racją, że tak niejasny przepis, w dodatku niewynikający z traktatu, nie może warunkować pieniędzy, budżetu dla jakiegokolwiek kraju. Warto przypomnieć, że przecież weto już było stosowane. Było stosowane np. przez Hiszpanię wiele lat temu, kiedy była dyskusja o funduszach spójności. Francuzi wetowali, kiedy była dyskusja o wieloletniej polityce rolnej. Przed wakacjami budżet chciała zawetować Holandia. To nie jest nic nadzwyczajnego. Natomiast rzeczywiście jest narzędziem, które mówi, że tej granicy nie wolno przekraczać. Miejmy nadzieję, bo Niemcy będą jednak chcieli skończyć dyskusję nad budżetem, że to się stanie. Trudna będzie Rada o 10-11 grudnia, bo będą mówić o pieniądzach, ale również o prawie klimatycznym.
Czy rozmowa o mechanizmie warunkowości, to tak naprawdę rozmowa o przyszłym kształcie Unii Europejskiej? W niemieckim dzienniku „Sueddeutsche Zeitung” ukazał się artykuł, w którym nie ukrywa się, że gra idzie o suwerenność.
O przyszły kształt Unii Europejskiej, o przyszłość każdego kraju członkowskiego i każdego obywatela. Cały proces wprowadzania warunkowości pokazuje, jak Komisja Europejska chce zawłaszczać kolejne kompetencje, jak nieważne stają się traktaty i umowy, że wszystko można zrobić poza tymi umowami. Widzimy w różnych miejscach próby zawłaszczania tych kompetencji. Tak jest np. przy prawie klimatycznym, nad którym pracuję. Wiem, że to nadzwyczajne, że członek Prawa i Sprawiedliwości powołuje się na Donalda Tuska, ale miał on nie tylko wywiad w 2018 r., w którym mówił, że jest to ogromne ryzyko polityczne, teraz mówi zupełnie co innego, ale kilka miesięcy temu powiedział również, że trzeba zacząć się przyzwyczajać, że uzgodnienia w Unii Europejskiej będą toczyły się pozatraktatowo, że takie nastały czasy. I to oddaje klimat w Komisji Europejskiej, która różnymi sposobami próbuje doprowadzać do pół federalizacji Unii Europejskiej. Pozwolenie raz, drugi spowoduje, że później nie będzie już odwrotu. Nie na to się umawialiśmy.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528896-wywiad-zalewska-o-sytuacji-w-ue-oczywiscie-jest-nerwowo