Nie uda się kampania zohydzenia Polakom policji. Nie uda się kreowanie Marty Lempart na głos ludu, bo żaden lud z tak odrażającą postacią się nie będzie identyfikował. Nie uda się uliczna rewolucja, bo Polska jest krajem demokratycznym, w którym władzę zmienia się w wyborach, a nie na ulicy gangsterskimi metodami.
Policja ma jeden cel: zdusić protesty, jedyne, co pozostało dziś obywatelom
— powiedziała prof. Monika Płatek „Gazecie Wyborczej”, a Strajk Kobiet kolportuje tę myśl w swoich serwisach społecznościowych.
Z tym zdaniem wybitnej inaczej karnistki można się nawet w pewien sposób zgodzić. Bo mówimy oczywiście tylko o pewnej grupie obywateli. Tych, którzy nie mogą zdzierżyć wyroków demokracji. Którzy obrażają się na wyniki wyborów. I polityków, którzy nie potrafią w tych wyborach wygrywać. Nie są w stanie zebrać wystarczającego poparcia, by według obowiązujących wszystkich reguł doprowadzić do zmiany władzy.
Od 5 lat przegrywają wszystko jak leci. To rodzi zrozumiałą frustrację i niezrozumiałą rebelię, która w istocie jest przyznaniem się do własnej słabości, bezradności.
Im więcej tych porażek, tym bardziej pielęgnują w sobie gniew i próbują nim zarażać innych. „Ulica i zagranica” obowiązuje, ale – jak widać – nie wystarcza. Mamy więc eskalację. I poszukiwanie jeszcze bardziej radykalnych metod. Tej jesieni wydobyto z czeluści piekielnych indywidua pokroju pani Lempart, postaci tak głęboko zwichrowanej, wulgarnej, odpychającej, że tylko jakiś miś o bardzo małym rozumku wziąłby ją za sojusznika w budowaniu większości do obalenia właśnie wybranej demokratycznie władzy.
A jednak tak się właśnie stało. O ile w pierwszych (październikowych) dniach niektórzy mogli widzieć w ulicznych protestach realny bunt społeczny, który może coś wymóc na rządzących (i wymógł, bo opublikowanego wyroku TK wciąż nikt nie widział), o tyle cały rynsztokowy sposób działania femino-wojowniczek, atak na podstawowe wartości wyznawane przez większość Polaków, bezprecedensowa agresja, brutalne prowokacje zwolenników nie kumulują. Przeciwnie – sobota pokazała, że zmierzamy do końca tej knajackiej rewolucji.
Na ulicach pozostaje garstka radykałów, za żywe tarcze służy im paru parlamentarzystów, którzy zachowują się niczym paserzy z immunitetem wspierający głównych sprawców. Mają swoje telewizje, które instalują kamery w odpowiednich miejscach na długo przed rozpoczęciem „spontanicznych” protestów w utajnionych wcześniej miejscach. Mają jeszcze swojego antyrzecznika praw obywatelskich, który podpisze się pod każdą głupotą w obronie nieporadnej opozycji.
Za nowy cel obrali sobie policję. W swoich wybitnych umysłach uznali, że mundurowych da się utożsamić z Jarosławem Kaczyńskim. A jakąkolwiek stanowczość tej służby przemalować na nieuzasadnioną agresję. Widocznie zobaczyli, że piknik z końca października się skończył. Że funkcjonariusze nie będą już biernie przyglądać się sabatom i fali zniszczeń. Że zaczną respektować prawo i – zgodnie z tym, do czego są powołani – dbać o porządek publiczny.
Jak to wygląda w szczegółach, jaka jest taktyka tej antypaństwowej operacji, kto kogo atakuje i narusza prawo, czy policja reaguje należycie i za co należy jej się bura – o tym wszystkim piszemy z Marcinem Wikłą w okładkowym tekście nowego wydania tygodnika „Sieci”, który Państwu serdecznie polecam.
Cały artykuł znajdą Państwo również w naszej Strefie Premium, do której dostęp teraz można wykupić w promocyjnej cenie!
UJAWNIAMY. Strajk zadymiarzy. „Na każdym kroku wyzywanie, plucie, popychanie, próby prowokacji”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528744-w-demokracje-przegrywaja-wiec-pozostaje-im-ulica