Dla autorytetów, w tym licznych profesorów, robienie z prostactwa i paździerza czegoś szlachetnego jest niebywałą kompromitacją.
Marta Lempart jako Theodor Adorno? Klementyna Suchanow jako Herbert Marcuse? Inga Iwasiów jako Max Horkheimer? Gdyby konsekwentnie trzymać się skutków teorii krytycznej tzw. szkoły frankfurckiej, nie byłoby to takie szokujące. Wprawdzie twórcy i główni przedstawiciele szkoły frankfurckiej byli dobrze wykształceni i lubowali się w tzw. kulturze wysokiej, lecz ich filozofia negacji (z negacją oświecenia na czele) bohaterami historii czyni nieuków: nieposiadających wiedzy, nieznających logiki, niepotrafiących przewidzieć skutków własnej ignorancji. Plus nieodzowny element infantylizmu jako oznaki naiwności i spontaniczności. Wystarczy ich użyteczność w dziele emancypacji.
Ingę Iwasiów, formalnie profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, jej koledzy z uczelni bronili argumentem o emancypacji jako jednej z podstawowych funkcji uniwersytetu. A obrona była potrzebna z powodu knajackiego języka i przejawów żulerskiej mentalności, jakie profesor Iwasiów ujawniła prowadząc na ulicy misję emancypacyjną. Jej misja jednak się nie umywa do tej prowadzonej przez Martę Lempart i do pięt nie dorasta emancypacyjnej grypserze rynsztokowo-skatologicznej tej drugiej. Lempart jest tylko magistrem, więc może sobie pozwolić na więcej. Podobnie jak posiadająca stopień doktora Klementyna Suchanow. Ale wszystkie trzy łączy emancypacja, przede wszystkim od rozumu, co oświeceniowe przesadnie nie jest.
Lempart, Suchanow czy Iwasiów są czasem przedstawiane (i same się chyba za takie uważają) jako współczesne reprezentantki oświecenia. A jednocześnie jako te, które wprowadzają w życie metodę krytyczną szkoły frankfurckiej. Iwasiów i Suchanow mogą sobie nawet to uświadamiać, gdy rynsztokowo-skatologiczna grypsera nie ogranicza ich horyzontu poznawczego. Lempart już niekoniecznie. Nieważne, że frankfurtczycy mieli z różnymi elementami klasycznego oświecenia na pieńku. Ostatecznie teoria krytyczna była jednak elementem oświecenia. I w jakimś stopniu jest do dzisiaj, skoro uniwersytety zajmują się nią niczym kiedyś marksizmem (a przez drugą połowę XX wieku zajmowały się szeroko i z entuzjazmem). A Republika Federalna Niemiec, uważana za czołową demokrację Zachodu, w różnych aspektach ustrojowo-ideowych została zbudowana na teorii krytycznej. Jeśli Lempart, Suchanow czy Iwasiów miałyby być współczesnymi gwiazdami oświecenia, to można chyba tylko gorzko zapłakać. Bo dowodzą one kompletnego upadku oświeceniowego mitu. Dzieckiem oświecenia był wprawdzie markiz de Sade, ale jego obsesje i praktyki seksualne były jednakowoż podlane oświeceniowym filozoficznym sosem (w wersji libertyńskiej, ale zawsze). A zasadniczo oświecenie kojarzy się jednak z Monteskiuszem, Wolterem, Giambattistą Vico. Davidem Humem, Immanuelem Kantem, Adamem Smithem, Nicolasem de Condorcetem, Denisem Diderotem, Jeanem-Baptistem d’Alembertem czy Jeanem-Jacquesem Rousseau.
Porównajmy „filozofię” Marty Lempart np. z traktatem Immanuela Kanta „Projekt wieczystego pokoju”. To byłby nie tylko upadek idei oświecenia, ale nawet coś na miarę powstawania największych we wszechświecie czarnych dziur. Tym bardziej że byłoby okrucieństwem oczekiwać, iż Marta Lempart przebrnie przez trzy tomy „krytyk” Kanta. Oświecenie było wielką apoteozą rozumu. I z tego punktu widzenia domagało się poddania wszelkich przekonań weryfikacji wedle obiektywnych norm. A jak tu zweryfikować filozofię „je..ać” i „wypier…alać”. Rozum tej wielkości nie istnieje, bo chodzi o skalę Plancka, czyli np. coś, co się dzieje na długości 1,6 x 10 do minus 35 metra.
Nie istnieje taka nauka (drugi ideał oświecenia), która byłaby w stanie zmierzyć się z ulicznymi poglądami Lempart, Suchanow czy Iwasiów. Jak wobec tych poglądów zastosować zasadę falsyfikowalności czy choćby poczciwy empiryzm? I jak się poglądy trzech gracji (choć chyba ani w wersji Rafaela, ani Rubensa) mają do humanizmu (trzeciego ideału oświecenia)? Czy plucie w twarz policjantowi to jest humanizm? Czy humanizmem jest skrajny hedonizm? Markiz de Sade pewnie by się w tym zmieścił, ale on dużą część życia spędził w więzieniach (np. w Bastylii przed jej zburzeniem) i psychiatrykach (Charenton) za przesadne przywiązanie do hedonizmu i nadmierne jego rozciągnięcie.
Trzy gracje
A może byłyby trzy gracje (Lempart, Suchanow, Iwasiów) choć ucieleśnieniem „naukowego programu badawczego interdyscyplinarnego materializmu” – jak to określił Max Horkheimer w 1937 r. w artykułach: „Teoria tradycyjna i krytyczna” oraz „Filozofia i teoria krytyczna” (razem z Herbertem Marcusem)? Zgadza się to, że teoria krytyczna i poglądy trzech gracji to apoteoza negacji jako podstawowego nastawienia do rzeczywistości. I w pewnym sensie uzasadnienie ignorancji oraz infantylizmu, jeśli te mają się przyczynić do zmiany społecznej. Wilhelm Reich (inny frankfurtczyk) wprost postulował „zwalczanie głupiego szacunku mas wobec współczesnej nauki”. O ile praca Maxa Horkheimera i Theodora W. Adorno „Dialektyka oświecenia” w pierwszej wersji była bardzo rewolucyjna, to w powojennej już autorzy podlizywali się liberalnej demokracji. Trzy gracje nie podlizują się nikomu i niczemu, a ich jedynym językiem jest odpowiednik odbezpieczonego granatu.
Wspólne teorii krytycznej i poglądom trzech gracji jest traktowanie chrześcijańskich źródeł europejskiej kultury i tożsamości jako patologii, z którą trzeba się rozprawić. Tym bardziej że jako podstawa postawy konserwatywnej mają być te chrześcijańskie korzenie fundamentem faszyzmu i antysemityzmu. Trzeba zatem skończyć z wszelkim status quo i wywrócić system społeczny do góry nogami. Zapewne nieprzypadkowo Ogólnopolski Strajk Kobiet kazał „wypier…alać” podlizującym się im liderom opozycyjnych partii.
Czyżby trzy gracje czytały Herberta Marcuse, gdy wspólnym z nim głosem postulują rozwalenie „wadliwej rzeczywistości” i tworzenie „lepszej praktyki”? To chyba zbyt ryzykowne założenie. Podobnie jak przypuszczenie, że trzy gracje wiedzą, o czym w 1971 r. Michel Foucault dyskutował (na Politechnice w Eindhoven) z Noamem Chomskym (o „naturze ludzkiej”). Wtedy Foucoult przypuścił frontalny atak na różne formy „dominacji”, które wiodą do zasadniczej niesprawiedliwości, mimo że wydają się użyteczne. Chodzi o dominację męża nad żoną (i odwrotnie), nauczyciela nad uczniem, policjanta nad przestępcą, gangstera nad ofiarą, sądu nad przestępcą, przełożonych nad podwładnymi, rodziców nad dziećmi, mediów nad odbiorcami, religii nad wierzącymi. Z tym trzeba skończyć. W imię „emancypacji ludzkości z uwarunkowań różnych form zniewolenia”.
Trzy gracje, zdaje się, że właśnie próbują nas emancypować, jednak ani językiem oświecenia, ani teorii krytycznej. Oczywiście pozwoliłem sobie grubo zażartować, że liderki ulicy (nie tylko trzy gracje) mają coś wspólnego z ikonami europejskiego oświecenia czy twórcami i pobratymcami teorii krytycznej. Nie mają. Za takie biorą je jednak lewicowo-liberalne autorytety oraz media i liczni profesorowie oraz redaktorzy odurzają się takimi porównaniami. Tłumacząc jednocześnie, jaka oświeceniowa i emancypacyjna głębia tkwi w „je…ać” oraz „wypier…alać”.
Niestety, w filozofii trzech gracji, OSK i całej tej zbieraniny nie tkwi żadna głębia, a nawet mamy do czynienia z powierzchnią tak płytką, jak mała jest długość Plancka. To prymityw i prostactwo na niewyobrażalną skalę. I nikt ani nic tego nie uszlachetni. A dla autorytetów, w tym licznych profesorów, robienie z prostactwa i paździerza czegoś szlachetnego jest niebywałą kompromitacją. I powinno być powodem wielkiego wstydu, przede wszystkim przed studentami, nawet jeśli większość z nich jest z tego samego chowu co trzy gracje. Oświecenie właśnie spływa rynsztokiem. Razem z teorią krytyczną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528649-przez-strajk-kobiet-oswiecenie-wlasnie-splywa-rynsztokiem