Polscy parlamentarzyści stają w rozgrzanym tłumie, nie słuchają apeli policji o rozejście się, a przede wszystkim o opuszczenie tłumu osób z immunitetem i dziennikarzy. I dostają gazem po oczach.
W niektórych przypadkach możemy mówić o tym, że policja podjęła działania nieadekwatne do sytuacji. To np. postrzelenie fotoreportera w trakcie Marszu Niepodległości. I ta sytuacja jest wyjaśniana. Natomiast to, w jaki sposób liderki strajku kobiet prowokują policjantów do użycia środków przymusu bezpośredniego, jest ewidentne. Niejednokrotnie w rozemocjonowanym tłumie są też parlamentarzyści i dziennikarze.
Ci pierwsi w ogóle nie powinni się tam znaleźć, a obie grupy opuścić grupę w momencie, kiedy apeluje o to policja.
Kiedy mówimy o parlamentarzystach na protestach, zauważmy, że niestety, coraz częściej po obrazkach o zagazowanych parlamentarzystkach, czy poturbowanym wicemarszałku Sejmu, dochodzi głos policji, który pokazuje inny obraz zdarzeń.
Mówimy o wicemarszałku Sejmu, który zapomniał, czym jest immunitet poselski. Posłowie totalnej opozycji w imię immunitetu idą na manifestacje, nazywają to interwencjami poselskimi i na tych nielegalnych manifestacjach popełniają wykroczenia lub przestępstwa atakując policję
— mówi w tym wydaniu tygodnika „Sieci” Krzysztof Sobolewski, szef Komitetu Wykonawczego PiS.
I tutaj rola policji jest bardzo niewdzięczna, ponieważ z jednej strony mają oni przeciw sobie agresywny tłum, a z drugiej strony osoby, które nie powinny się w tym tłumie znaleźć. Policja zawsze informuje, by osoby, które są chronione immunitetem lub mają legitymacje dziennikarskie, opuściły tłum. Ostrzega, że później podejmie działania. Kiedy posłowie nie opuszczają takich miejsc, potem dochodzi do sytuacji takich, jakie spotkały posłankę Barbarę Nowacką, Magdalenę Biejat, czy marszałka Czarzastego.
W przypadku marszałka okazuje się, że to on atakował policjanta, co jest skandaliczne. Trwa wyjaśnianie wszystkich incydentów, także z udziałem fotoreporterki „Gazety Wyborczej”, jak zapewnia Sobolewski.
Znamienne, że w dosłownie płonącej od ulicznych protestów Francji na ulicach na próżno szukać parlamentarzystów czy dziennikarzy, którzy w porę nie opuszczają miejsc, gdzie jest wyjątkowo niebezpiecznie. Bo zwyczajnie nie dążą do prowokowania i starcia z policją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528647-dlaczego-we-francji-politycy-nie-staja-w-kotle