„Myślę, że pan marszałek Grodzki jest przekonany, że to on powinien być kandydatem na prezydenta, a nie Trzaskowski, że to on powinien być liderem PO, a nie Budka i że on jako trzecia osoba w państwie – tak się określa – jest uprawniony do prowadzenia swojej polityki zagranicznej. Oczywiście w sensie formalnym nie jest do tego uprawniony. W sensie realnym to go kompromituje, ale on tak nie uważa, ponieważ przeżerają go ambicje, a ci, którzy go wspierają – jeśli bierzemy pod uwagę czynnik medialny i zagraniczny – widzi, że jest pożyteczny w tym, że realizując te swoje ambicje przysłuży się interesom unijnym kosztem interesów Polski” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Mieczysław Ryba, politolog, wykładowca KUL.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan, również wizerunkowo, orędzie pana marszałka Grodzkiego? Wprowadzał Polaków w błąd, na czym został przez wielu złapany. Jakie to będzie miało konsekwencje dla niego jako dla polityka?
Prof. Mieczysław Ryba: Najpierw trzeba by było to ocenić od strony politycznej. Pamiętajmy, że jesteśmy w trakcie bardzo ważnych negocjacji budżetowych w UE, które nie tylko mają rozstrzygnąć o wysokości kwot pieniędzy, które dostaniemy, ale również o suwerenności państwowej – przypomnę: sprawa wiązania wydatków z tzw. praworządnością i upodmiotowienie Komisji Europejskiej na sposób całkowicie omnipotentny, jeśli bierzemy pod uwagę karanie nas, czy Węgier czy innych krajów. Rząd wzmacniał swoje stanowisko negocjacyjne poprzez uchwałę Sejmu, czyli, że Sejm, że naród stoi za rządem w tych negocjacjach poprzez podpisanie wspólnej deklaracji Orbana i Morawieckiego. Opozycja zamiast wesprzeć rząd, bo przecież jeśli ona przejdzie kiedyś do władzy, to co twardo wynegocjuje rząd, będzie dla nich tylko atutem, osłabia tenże rząd i jego pozycję negocjacyjną. To znaczy Marszałek Senatu, czyli wyższej izby parlamentu mówi dokładnie przeciwstawne słowa w stosunku do stanowiska sejmowego. Oczywiście cały szereg, jak zresztą sama pani zauważa, nieścisłości czy zaciemniania rzeczywistości, to jest w normalnym państwie, w normalnym społeczeństwie, gdzie funkcjonują normalne media, takie propaństwowe, sytuacja całkowicie kompromitująca i wizerunkowo obciążająca. Ale u nas, poprzez oddziaływanie mediów antyrządowych praktycznie już nic nikogo nie kompromituje, nawet zachowania, które można by zakwalifikować w kategoriach działania na szkodę interesu narodu polskiego już nie dyskwalifikują, ponieważ są antypisowskie. Czyli krótko mówiąc, jeśli ktoś by walcząc z PiS-em powiedział: „Niech będą rozbiory Polski, niech Niemcy przejmą całą Polskę” w pewnym segmencie elektoratu nie byłby zdyskwalifikowany czy źle oceniony, bo to jest antypisowskie. Przypomina się niestety XVIII wiek czyli ta tradycja Targowicy, gdzie przeciwko obozowi patriotycznemu, który chciał reformować państwo poprzez Konstytucję 3-go Maja, włączano czynnik zewnętrzny i pewnie wielu mówiło „To są obrońcy złotej wolności”. I „obronili” złotą wolność poprzez likwidację państwa. Oczywiście każda analogia jest niedoskonała, ale to obciąży wizerunkowo Tomasza Grodzkiego w elektoracie prawicowym, może też częściowo centrowym czyli w elektoracie o nastawieniu patriotycznym, ale nie obciąży w elektoracie kosmopolitycznym.
Czy ten fakt, że nie obciąży w elektoracie kosmopolitycznym świadczy o niedojrzałości polskiej demokracji, czy może o czymś innym?
Tak. Ta niedojrzałość jest nade wszystko pochodną niedojrzałości naszej przestrzeni medialnej, bo czy weźmiemy media elektroniczne, czy inne, zasadniczo dominacja czynnika zewnętrznego i ideologicznego zarazem jest ogromna. Proszę też zwrócić uwagę, że w pewnej przestrzeni tzw. celebrytów, albo też części naukowców spłacają się Niemcom środki zainwestowane poprzez różne fundacje, granty, takie czołowe wsparcia finansowe. W momencie, kiedy państwo polskie staje do ostrej walki o swoje interesy z Niemcami, część elit w ten sposób finansowana, w ten sposób uzależniana wypowiada się przeciwko temu państwu, „ponieważ rząd i PiS”. Krótko więc mówiąc, wytworzyła się taka mentalność w sensie akceptacji społecznej a zarazem w części elit, która ni mniej ni więcej mówi, że niech państwo będzie niesuwerenne, byle byśmy my rządzili – będziemy jak gdyby namiestnikami Brukseli w Polsce. I to jest całkowity program polityczny. Nic więcej ambicji tu nie ma. To też dotyczy części wyborców formowanych przez media, które są częściowo obcego kapitału, a częściowo prowadzone przez polską elitę sprofilowaną kosmopolitycznie przez wiele lat ciężkiej pracy czynników zewnętrznych, które chciałby niedopuścić do tego, ażeby niepodległościowy nurt w Polsce zwyciężył.
Mamy sytuację – tego dowiodło chociażby dzisiejsze starcie wicemarszałka Pęka z marszałkiem Grodzkim – w której Senat staje się „izbą obstrukcji” i pan marszałek Grodzki stara się – to niestety ewidentnie widać – wykorzystywać tę izbę do prowadzenia swojej własnej polityki. To nie świadczy chyba o nim dobrze jako o polityku i nie jest to dobrze odbierane. Jak Pan to ocenia?
Myślę, że on jest jednym z tych ambitnych ludzi Platformy, którzy uważają, że powinni być liderami tej partii. Myślę, że pan marszałek Grodzki jest przekonany, że to on powinien być kandydatem na prezydenta, a nie Trzaskowski, że to on powinien być liderem PO, a nie Budka i że on jako trzecia osoba w państwie – tak się określa – jest uprawniony do prowadzenia swojej polityki zagranicznej. Oczywiście w sensie formalnym nie jest do tego uprawniony. W sensie realnym to go kompromituje, ale on tak nie uważa, ponieważ przeżerają go ambicje, a ci, którzy go wspierają – jeśli bierzemy pod uwagę czynnik medialny i zagraniczny – widzi, że jest pożyteczny w tym, że realizując te swoje ambicje przysłuży się interesom unijnym kosztem interesów Polski.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528563-nasz-wywiad-prof-ryba-grodzki-realizuje-swoje-ambicje