„Czy odmawiacie im polskości?” - zapytał mnie ostatnio jeden węgierski dziennikarz, z antyorbanowej gazety. Miał na myśli opozycję, strajk kobiet, protestujących antyPiSowców. „Oczywiście że nie” - odpowiedziałem. „Jednak w wielu przypadkach odmawiam im patriotyzmu” - dodałem, wskazując na liczne ataki na narodową tradycję, kościoły, na suwerenność Polski. Odmawianie patriotyzmu fanom Tomasza Lisa czy innym lewicowo-liberalnym mediom to już mocna teza - w ogóle wszelkie określenia związane z przywiązaniem do ojczyzny wywołują dziś taki skowyt lewicowo-liberalnych salonów, że uszy bolą.
Polskie sumienie
A jednak w ostatnim czasie tknęło mnie sumienie. To samo sumienie, które w wieku 11 lat chłonęło Trylogię Sienkiewicza, a w wieku 13 lat płakało na filmowej ekranizacji „Ogniem i mieczem”, to samo które odwiedza co roku grób Zbigniewa Herberta, wchłania co do litery wszystkie książki profesora Andrzeja Nowaka, maszeruje 11 listopada, to samo, które na ulicy odwija się wulgarnym odzywkom warszawki. To samo sumienie, które w wieku 17 lat podarło felieton Zygmunta Kałużyńskiego z tygodnika „Polityka”, który pisał, że Polacy nie bronili się we Wrześniu - w TYM Wrześniu. Czy węgierskiemu bratankowi nie odpowiedziałem zbyt łagodnie? Czy nie przeceniłem wielu liderów opozycji, którzy są po prostu stricte antypolscy?
O tym jak ONI przejęli od sowieckich komunistów określenie „tenkraj” pisaliśmy wielokrotnie. O ich donosach na Polskę opartych o kłamliwe tezy w zagranicznych mediach - także. O „polskości - nienormalności” Donalda Tuska wie chyba cała Polska. Ale przecież tych deklaracji antypolskich są w niemieckich czy lewackich mediach całe oficjalne stronice.
Podziękowania dla niemieckiej armii nazistowskiej
Bo przecież Aleksandra Pawlicka w „Newsweeku” (47/2020) nazywa Kościół w Polsce „gangreną”. Niby to tylko cytat z innego kontekstu Tomasza Terlikowskiego, ale nadawanie artykułowi o biskupach takiego tytułu to nic innego jak kopia dawnych praktyk zohydzania filaru narodowej tożsamości. Kościół jako gangrena? Żydzi jako wszy? - znamy te obrzydliwe zabawy. W tym samym numerze tygodnika Kamil Nadolski dziękuję Wehrmachtowi za „Reksia”.
Gdyby nie byli żołnierze Wehrmachtu, miliony polskich dzieci nie zobaczyłyby Bolka i Lolka, Reksia albo Baltazara gąbki
-pisze autor „Newsweeka”. Chodzi o różnych pracowników studia filmowego, którzy wcześniej służyli w armii Hitlera. To fakt, ale ani Amerykanie nie dziękowali Hitlerowi za architekta lotów kosmicznych Wernera von Brauna ani Rosjanie innym niemieckim inżynierom za Sputnik. A w Polsce wolno - dzięki Ci, piszą, zbrodnicza armio niemiecka, za tych wspaniałych żołnierzy. Zachodzę w głowę kto to kupuje i kogo nie mierzi piramida antypolskich świństw?
Kto im płaci?
Kto idzie do kiosku, wyciąga portfel i daje osiem złotych pięćdziesiąt groszy na opluwanie własnej kultury, może własnych przodków, co ginęli nad Bzurą, pod Kockiem, w UBeckich kazamatach?
Polskość jako choroba
Oni już się z tym nie kryją, czekają na opiekę arcyniemieckiej łaski, choćby w mundurach Wermachtu, bo przecież takie fajne kreskówki im zawdzięczamy.
W tygodniku „Polityka” (47/2020) Kuba Wojewódzki pisze, że jedną z płyt muzycznych poleca:
tym, którzy lubią szukać recepty na jednostkę chorobową o nazwie polskość.
Polskość - nienormalność, choroba; Kościół - gangrena; Wehrmacht - wyższa cywilizacja niosąca dzieciom radość. W najgorszych snach nasi przodkowie nie spodziewali się takiej prasy w języku polskim.
Sprostowanie braciom Węgrom
Za każdym razem, gdy komentuję ich ojkofobiczną nienawiść do Polski, gorąco potem żałuję, że sformułowałem to zbyt łagodnie. Muszę sięgnąć po telefon. Wykręcić numer do węgierskiego dziennikarza. Sprostować: tak, kolego, oni chyba jednak Polakami się nie czują.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/528089-antypatriotyczni-czy-antypolscy-o-polskosci-jako-chorobie