Niemcy i Francja nie ustają w staraniach, by pokazać, jak wspaniałymi partnerami są dla Polski, jak o nas dbają, jak pragną nam pomagać, jak wielkie pieniądze chcą nam podarować. Ale znów kluczą, manipulują, udają, że durni Polacy nie rozumieją, co jest dla nich szykowane.
Ambasadorowie Niemiec Arndt Freytag von Loringhoven i Francji Frederic Billet opublikowali w „Rz” wspólny list. Pozornie dotyczy on wychodzenia z pandemii. Ale w rzeczywistości to kolejny element nacisku na polski rząd ws. budżetu i powiązania go z szykowaną nam i Węgrom (a później i innym krajom) pętlą „praworządności”.
Będziemy teraz głosować nad tym ogromnym pakietem finansowym, którego wypłata będzie powiązana ze zrozumiałym warunkiem: środki te muszą być wykorzystywane zgodnie z ich przeznaczeniem oraz z poszanowaniem zasad praworządności określonych w art. 2 traktatu o Unii Europejskiej. Warunek ten będzie służył ochronie budżetu UE, a zatem leży w interesie wszystkich państw członkowskich. Ponieważ fundusze te są jak najpilniej potrzebne całej Europie, mamy nadzieję, że uda nam się szybko osiągnąć porozumienie.
Dyplomaci pięknie dobierają słowa. Szkoda, że obok prawdy. Ani bowiem nie jest „zrozumiałym” warunek, którym środki unijne po raz pierwszy w historii mają być obudowane, ani nie dotyczy on spraw, o których piszą von Loringhoven i Billet.
Warunek ów wcale nie będzie „służył ochronie budżetu UE” i nie ma nic wspólnego z wykorzystywaniem środków zgodnie z ich przeznaczeniem. Gdyby tak miało być, prezydencja niemiecka nie parłaby do kształtu tzw. „kompromisu” z początku listopada dotyczącego praworządności, lecz pozostawiła wcześniejsze ustalenia – dot. finansów, przeciwdziałania korupcji, marnotrawienia środków budżetowych.
Co ma bowiem polski system sądownictwa do wydatkowania środków unijnych? Jak jest ono rzekomo powiązane z wymarzonym w Brukseli regulowaniem polskich mediów publicznych? Przecież te obszary funkcjonują niezależnie od budżetu UE i od Funduszu Odbudowy. Po co te kłamstwa?
Czyżby tak zmartwił naszych przyjaciół w Berlinie i Paryżu sondaż z ubiegłego tygodnia, z którego wynika, że aż 57 proc. Polaków popiera weto naszego rządu wobec spięcia budżetu UE z mechanizmem tzw. praworządności?
Dlatego próbuje nas się okładać maczugą praworządności, szantażując niecierpiącą zwłoki potrzebą rozdysponowania środków – ale tylko pod warunkiem, że Polska i Węgry zgodzą się na ograniczenie ich suwerenności i łamanie traktatów przez Wspólnotę?
Ambasadorowie piszą też:
Pandemia była sygnałem ostrzegawczym. Efektywna zapobiegliwość i wzajemna solidarność w czasie kryzysu, w tym wobec krajów trzecich – czy to zakup i dystrybucja szczepionki, zapewnienie wyposażenia ochronnego, leczenie pacjentów z krajów sąsiednich, czy porozumienie w sprawie przyszłościowego budżetu i potężnego funduszu odbudowy – świadczą o sile naszej Unii. W ten sposób możemy działać w myśl motta niemieckiej prezydencji: „Razem wzmocnijmy Europę”.
To już nieprzyzwoity argument. Von Loringhoven i Billet zrównują twardą polityczną walkę o interesy państw narodowych (to z naszego punktu widzenia, a z perspektywy eurokratów - walkę o możliwość wpływania na demokratycznie wybrane władze krajów członkowskich) z rzeczywistą potrzebą solidarnej współpracy przy zwalczaniu epidemii. Jedno z drugim nie ma wiele wspólnego. To nic innego jak kolejna próba szantażu wobec polskiego i węgierskiego rządu. Miękka, dyplomatyczna, nastawiona na drążenie skały polskiej opinii publicznej.
Ale fałszywa w swej istocie. I dlatego niemogąca być przyjęta z dobrą wiarą w intencje naszych zachodnich partnerów. Zamiast pisać tandetne listy, lepiej by było, gdyby Niemcy i Francja odstąpiły od ingerowania w wewnętrzne sprawy państw Wspólnoty, w które mieszać się nie pozwalają im traktaty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/527728-znow-szantaz-tandetny-list-ambasadorow-niemiec-i-francji