Kategorie honoru, godności czy przyzwoitości wylądowały w koszu. Nikt się też nie przejmuje obowiązkiem dochowania wierności Rzeczypospolitej.
Trwamy w paranoicznej rzeczywistości. To znaczy w nierzeczywistości, gdyby odwołać się do pojęcia Kazimierza Brandysa. I ta paranoja jest jednym z najważniejszych elementów tzw. sprawy polskiej w Unii Europejskiej. Paranoja jest kluczowa w sprawie tzw. mechanizmu praworządności. Oczywiście ona jest tylko narzędziem czegoś znacznie szerszego – nowego europejskiego porządku. Ale to nie wpływa na to, że chodzi o paranoję i że jest ona niebywale prymitywna.
Może wręcz jest tak, że prymitywizm antypolskiej paranoi czyni ją skuteczną. Bo ci inteligentniejsi nie dopuszczają myśli, że coś może być aż tak prymitywne. A ci, których mózgi są w stałym depozycie u mainstreamowych mediów, tak czy owak łykają bez popijania każdy idiotyzm. Tylko dlatego, że widzą to w telewizji lub mogą o tym przeczytać w Internecie bądź gazecie. A dziś każde kretyństwo ma taki sam status jak fakty, tym bardziej że jest dostosowane do poziomu umysłowego tych, którzy nigdy niczego nie sprawdzają, no chyba że u takich samych jak oni.
Skoro zniknął, nawet wśród profesorów zwyczajnych, nawyk i powinność sięgania do źródeł, każde kretyństwo mające stempel jakiegoś pseudoautorytetu jest traktowane jako fakt. Tym bardziej, im jest z „dalszej ręki”, czyli drugiej, trzeciej, czwartej itd. Właściwie to już nawet nie korzysta się z wiadomości z drugiej ręki, lecz chyba poniżej piątej. Bo te z drugiej ręki mają jeszcze jakieś ślady związku z rzeczywistością.
W Polsce jest produkowany wartki, szeroki i gęsty ściek kłamstw na temat własnego kraju. Właściwie kłamstwo jest jedyną perspektywą poznawczą, gdy odmawia się prawa do istnienia tym, których uważa się za niesłusznych. Absolutnie paranoicznym rysem polskiej rzeczywistości po 1989 r. jest uznanie demokracji za własność lewicy i liberałów. Kiedy tylko ta własność wymyka im się z rąk, dostają furii i są gotowi zniszczyć wszystko, żeby tylko ktoś inny nie mógł korzystać z demokratycznego mandatu.
Zamordyzm „demokratów” ujawnił się już na przełomie lat 80. i 90., gdy środowisko skupione wokół Jacka Kuronia, Adama Michnika i Bronisława Geremka chciało stworzyć nową monopartię. Na bazie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie. To im się nie udało, lecz nigdy nie porzucili swoich zamiarów. Ta „demokratyczna” monopartia byłaby oczywiście lustrzanym odbiciem PZPR. No, ale w takiej rzeczywistości jej animatorzy żyli i taki mieli punkt odniesienia. I wiedzieli, że to jest sposób na społeczeństwo, które do demokracji ponoć nie dorosło.
Pogarda dla demokracji
Absolutna pogarda dla demokracji i jej werdyktów przy urnie kryje się za atakami na rządy niemające certyfikatu „Gazety Wyborczej” czy TVN. A już kompletnie nie do zniesienia jest to, że wraże ugrupowanie dostało mandat na drugą kadencję, podobnie jak wywodzący się z niego prezydent. To wywołuje największą furię i napędza paranoję. A paranoja to przede wszystkim kłamstwo.
Kłamstwo nie ma granic, więc i paranoja ich nie zna. Od lat płynie w świat komunikat, że współczesna Polska właściwie niczym się nie różni od Związku Sowieckiego. Ten komunikat jest tak prymitywny, że powinien zapierać dech nawet u osób mających IQ w okolicach 60. Ale generalnie nie jest kwestionowany. Przede wszystkim z niewiedzy. Zachodnie społeczeństwa bardzo po łebkach interesują się innymi, więc medialny obraz funkcjonuje jako pewnik i odpowiednik rzeczywistości. Poza tym istnieje mgliste wspomnienie, że tam na wschodzie nigdy nie było demokracji, więc pewnie tak jest nadal.
Prymitywizm polskiej nierzeczywistości w zagranicznych mediach jest wręcz porażający. Nie tylko nie może tu być żadnych wolnych mediów i nawet elementarnej wolności słowa, nie wolno się gromadzić, istnieje cenzura, a tajna policja wszystkich inwigiluje. Jest jeszcze obowiązkowy i kontrolowany przez policję myśli kult Jarosława Kaczyńskiego, mieszkającego w pałacu na miarę tego, jaki w Bukareszcie zbudował Ceausescu. Jest wojsko na ulicach, kontrola wszystkiego oraz reglamentacja towarów.
Mało komu przychodzi do głowy, jak w tym reżimie i w czasie zakazów związanych z pandemią możliwe są demonstracje będące jednym wielkim bluzgiem na rządzących. A w mediach w dowolnej dawce i częstotliwości rzyga się na wszystkich i wszystko, co jest związane z obecną władzą. Wszelkie kretyństwa łatwiej przyjmuje się w czasie pandemii, gdy świat jest dość mocno zamknięty, ale jednak jest to tak bezdennie i bezczelnie kłamliwe, że jakieś lampki ostrzegawcze powinny się zapalić. Zapalają się rzadko. A przecież dziś wszystko można sprawdzić w kilka sekund. Tylko trzeba chcieć. Kretyński obraz Polski wynika z tego, że kreślą go przede wszystkim osoby mieszkające w Polsce. I nie mają najmniejszych zahamowań, nie miarkują swojej paranoi, a właściwie bezgranicznej nienawiści do tych, którzy ich demokratycznie ograli. Kategorie honoru, godności czy choćby przyzwoitości dawno już wylądowały w koszu. Nikt się też nie przejmuje konstytucyjnym obowiązkiem dochowania wierności Rzeczypospolitej. Czyli nie istnieje też problem zdrady, choć ona jest oczywista.
Największy rzyg na Polskę jest dziełem ludzi formalnie wykształconych, często z profesorskimi tytułami. Czyli robią to ludzie, których nie tylko obowiązują wyższe wymagania etyczne, ale też mający narzędzia do krytycznej analizy i oceny rzeczywistości. Jeśli łżą i manipulują, robią to z premedytacją, czyli sprzeniewierzają się wszystkiemu, czemu można się sprzeniewierzyć. I czerpią z tego przyjemność. Kłamstwo i manipulacja stały się ich naturą i świetnie się z tym czują. Czy może być większy upadek autorytetów i nauki?
Najdotkliwsze w skutkach są donosy środowiska prawniczego, w tym profesorskiego, które nie dość, że nie czuje żadnego związku z rządem własnego państwa, to jeszcze doskonale wie, jak Polsce szkodzi. I im bardziej to wie, tym zajadlej szkodzi. To jest aż trudne do pojęcia, jak można się tak zdemoralizować, żeby nie powiedzieć ześwinić. To nie ma współcześnie precedensu, nawet w państwach dalekich od demokracji. To jest tak niebywała degrengolada (poza Trzecią Rzeszą i Związkiem Sowieckim, ale to modele historyczne), że powinna być przez lata przedmiotem analiz politologicznych, socjologicznych, kulturowych, etycznych na najlepszych uniwersytetach na świecie.
Ataki z zewnątrz
Degrengolada w kraju, umocowana i rozwinięta w mediach, na uczelniach, w edukacji, instytucjach kultury, środowiskach opiniotwórczych stanowi znakomity grunt do ataków na Polskę z zewnątrz. Nasz kraj jest wręcz na tacy podany przez tych wszystkich, którzy nienawidzą werdyktów demokracji. Skoro jednak są tacy mądrzy i wspaniali, dlaczego zostali tak bezprzykładnie ograni przez rzekomych prymitywów, prostaków i chamów? Muszą łgać i manipulować, żeby nawet wśród ich największych klakierów nie zakorzeniło się przekonanie, iż mają do czynienia z przegranymi pajacami.
Pierwotna przyczyna tego, co się dzieje w UE w związku z tzw. praworządnością, znajduje się w Polsce. Możni w Europie tylko korzystają z okazji, żeby wyeliminować lub bardzo osłabić państwo, które po wyjściu z UE Wielkiej Brytanii jest jedynym liczącym się graczem stojącym na przeszkodzie uczynienia z unii nowej wersji Związku Sowieckiego albo IV Rzeszy Niemieckiej. I w tym dziele mogą liczyć na bardzo sobie oddanych kolaborantów i zdrajców. Tego nie da się ukryć, jakkolwiek by rzeczywistość perfumować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/527611-najwieksi-wrogowie-polski-zyja-w-naszym-kraju