Wraz z powrotem do dyskusji o unijnym budżecie, o Funduszu Odbudowy i mechanizmie praworządności, powróciły stare, dobrze znane nam hasła o legendarnym już polexicie, którym opozycja nie raz i nie dwa straszyła Polaków. Tym razem dowodem na to, że rząd Mateusza Morawieckiego chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej ma być zawetowanie budżetu UE.
Czy Polska mogłaby wyjść z Unii Europejskiej? Nie, dzisiaj i przypuszczam, że w przyszłości nie będzie ani takiej woli politycznej, ani nie pozwolą na to Polacy, którzy są z jednym najbardziej euroentuzjastycznych narodów we Wspólnocie. I słusznie. Taki scenariusz byłby dla Polski bezmiar szkodliwy. Unii nie zastąpi nam ani Grupa Wyszehradzka, ani Trójmorze, co wcale nie oznacza, że w tym projektach nie ma ogromnego potencjału. A czy Polacy wierzą w polexit? I tutaj sytuacja jest jasna. W lutym ukazał się sondaż przygotowany przez pracownię Estymator dla portalu DoRzeczy.pl, z którego wynika, że aż 80,7 proc. Polaków nie wierzy w taki scenariusz.
Po co więc Platforma wciąż wraca do tych samych haseł? Kiedyś rozmawiałem w Sejmie z jednym z polityków tej partii, który stwierdził, że ewentualne odebranie Polsce europejskich funduszy będzie oznaczać polexit. Taka sytuacja miałaby zdaniem mojego rozmówcy nie pozostawić obozowi władzy innego wyjścia. Czy jakakolwiek władza, która zarządziłaby obranie kursu na wyjście z Unii, miałaby poparcie większości Polaków? Szczerze wątpię. To raczej byłby koniec jej rządów.
Czy stawianie dziś Polski i Węgier pod ścianą ma właśnie to na celu? Czy to świadomy proces? Czy medialna presja na rządy w Warszawie i Budapeszcie ma sprowokować sytuację, w której ktoś z członków Zjednoczonej Prawicy w emocjach powie o jedno słowo za dużo? Słowo, które byłoby wodą na młyn opozycji i uwiarygodniło hasła o polexicie. Wykluczyć tego nie można, a do celu jest bliżej, niż się niektórym wydaje. Zwłaszcza, gdy słyszymy, że unijny Fundusz Odbudowy będzie można zastąpić funduszem stworzonym w ramach V4 lub państw Trójmorza. Nie, takie fundusze nie powstaną.
Podobnie jak w przypadku lipcowego szczytu, tak i dziś twierdzę, że polski rząd powinien szukać dobrego dla Polski rozwiązania. Weto, jak powiedział prezes Jarosław Kaczyński, powinno być ostatecznością. Skrajnie niekorzystny dla Polski mechanizm praworządności powinien zostać zablokowany, ale tak długo jak to możliwe, polski rząd powinien szukać porozumienia w tej kwestii. Z doniesień „DGP” wynika, że premier Mateusz Morawiecki ma mieć już kilka scenariuszy kompromisu wokół dyskutowanego rozporządzenia. Jak podkreślił wiceminister Paweł Jabłoński, weto nie jest celem samym w sobie, a kompromis nadal nie jest wykluczony. Na dziś przewidziana jest wideokonferencja liderów i premierów państw Unii Europejskiej. Być może wieczorem będziemy wiedzieli coś więcej. O swoje warto i trzeba się bić. I jeszcze jedno: jeżeli Unia stawia Polskę pod ścianą, to naprawdę nie warto dokładać własnych starań, aby ograniczyć rządowi pole manewru.
Na koniec przypomnę rozmowę premiera Mateusza Morawieckiego z Jackiem Karnowskim, która ukazała się w tygodniku „Sieci” tuż po lipcowym szczycie.
CZYTAJ WIĘCEJ: TOP 12 cytatów z wywiadu premiera Morawieckiego dla tygodnika „Sieci”: „Nasza polityka miała i ma sens, warto ją kontynuować”
Jacek Karnowski: Nie mogliśmy w takiej sytuacji sięgnąć po weto? Prof. Krasnodębski mówił, że powiązanie funduszy z praworządnością jest „czerwoną linią”. Inni podkreślali, że stawką jest suwerenność. Gdyby weszło to powiązanie, mielibyśmy stryczek na szyi.
Premier Mateusz Morawiecki: Mieliśmy świadomość stawki, ale trzeba też powiedzieć, że Unia Europejska nie działa w taki sposób, by weto było narzędziem, które realnie coś rozwiązuje. Chcę jeszcze raz podkreślić – gdybyśmy nie doszli do porozumienia, na stole leżało rozwiązanie, w którym pozostałe państwa dogadują się między sobą, a my zostajemy prawie z niczym, zarówno w kwestii praworządności, jak i funduszy. Owszem mieliśmy weto, ale jego właściwy sens brzmi następująco: „Drodzy państwo, jeśli nie osiągniemy akceptowalnego porozumienia, to my sobie strzelimy w łeb”. To była nasza jedyna broń. Byłoby trochę niemiło, ale na koniec dnia powiedzieliby nam: OK, to zróbcie to, skoro się upieracie. Podzielimy środki bez was.
Jacek Karnowski: Co by było, gdybyście to zrobili?
Premier Mateusz Morawiecki: Nie zrobiłoby to takiego wrażenia, na jakie liczą niektórzy w kraju. Nasze możliwości negocjacyjne nie wynikały z tego, że groziliśmy zerwaniem szczytu, ale z tego, że umieliśmy budować bardzo różne koalicje. Że przywoływaliśmy konkretne sprawy, dziedziny, łączące nas z różnymi państwami i grupami państw. Jest prawda, o której teraz mówię, i jest mityczna opowieść, którą Platforma i część komentatorów próbują kreować. Unia Europejska jest, jaka jest: skomplikowana, niejednorodna, trochę rozmyta, rozwodniona, jest gąszczem, w którym trzeba umieć się poruszać. W sprawie praworządności uzyskaliśmy najlepsze możliwe rozwiązania, jakie były do uzyskania w tych okolicznościach.
CZYTAJ TAKŻE: Morawiecki miał rację w lipcu. „Mamy mocny instrument w ręku – budżet i Fundusz Odbudowy są wynegocjowane”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/527230-kilka-slow-o-przeciaganiu-liny-z-bruksela