„Niektórzy w Brukseli muszą zrozumieć, że sztuczne tworzenie konfliktów oznacza podważanie jedności, zwłaszcza jeśli kwestie gospodarcze są powiązane z kwestiami ideologicznymi. Jeśli jednak ktoś chce ustanowić nowy mechanizm karania członków, jest to możliwe tylko poprzez jednogłośną zmianę traktatu. Wszyscy to wiedzą. A to już jest kwestia, w której UE może się rozpaść” — ocenia redaktor naczelny słoweńskiego tygodnika Demokracija Jože Biščak w rozmowie na temat listu słoweńskiego premiera Janeza Janšę do przywódców europejskich.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Źródło: premier Słowenii skierował list do Brukseli. Apeluje o „poszanowanie” lipcowego porozumienia! „Będzie to koniec UE”
CZYTAJ TAKŻE: Premier Słowenii po stronie Polski i Węgier: Jeśli o praworządności będzie decydować większość polityczna, będzie to koniec UE
Jak ocenia Pan treść listu wysłanego przez premiera Janeza Janšę do przywódców europejskich? Czy zgadza się Pan z zawartymi w nim tezami?
Jože Biščak: A co jest nie tak z listem premiera Janeza Janšy? Wszystko jest tu prawdą. Premier Słowenii jasno dał do zrozumienia, że Słowenia jest zaangażowana w praworządność, ale także dał do zrozumienia, że te same zasady i traktaty muszą mieć jednakowe zastosowanie wobec wszystkich: Polaków i Węgrów, a także Niemców, Holendrów, Duńczyków i Francuzów.
Jego tezy oczywiście nie podobają się postępowcom i niektórym elitom brukselskim, ponieważ postawił im lustro. Praworządność nie może być używana do celów politycznych, ale jest to mechanizm, którego należy przestrzegać bez podwójnych standardów. W szczególności wezwał do lipcowego porozumienia w sprawie ram finansowych w celu uwzględnienia skutków epidemii, które należy uszanować. Odrzucono wówczas propozycję procedury, zgodnie z którą Komisja Europejska mogłaby wszcząć postępowanie przeciwko indywidualnemu członkowi na podstawie rekomendacji niektórych organizacji (pozarządowych). Gdybyśmy to zaakceptowali, wprowadzilibyśmy paralelny system i różne kryteria dla niektórych członków.
Dzisiejsza zmiana i uwarunkowanie „praworządności” odbiega od ówczesnego porozumienia i niszczy konsensus. Oczywiście cała sprawa jest skierowana przeciwko Polsce i Węgrom, czego chcą brukselscy biurokraci, globalistyczna elita i postępowcy. To, czego wymaga się od Polaków i Węgrów (od przyjęcia ideologii LGBT po otwarcie granic dla migrantów) nie ma nic wspólnego z rządami prawa.
Dlatego w całej sprawie nie chodzi w ogóle o pieniądze czy finanse, ale o walkę o suwerenność Polski i Węgier oraz już patologiczne pragnienie brukselskich urzędników wpływania i kierowania poczynaniami rządów w Budapeszcie i Warszawie. To, czego chcą teraz, nie należy do zbioru zasad, praw i umów, które zostały zawarte. Podporządkowanie prawicowych (konserwatywnych) rządów jest nadużyciem władzy w celach czysto ideologicznych i politycznych. I właśnie temu sprzeciwia się Janez Janša. Spójrzmy na przypadek Węgier, którym Bruksela zarzuca, że nie nadzorują procesu wyboru sędziów. Podbnie jest w Danii, ale system duński jest dla Brukseli akceptowalny, a węgierski nie. Odniesienie do praworządności jest zatem metodą szantażowania Węgier. Ale Brukselę niepokoi fakt, że Węgry i Polska chcą umacniać swoją tożsamość, własną kulturę, dbać o własny naród i tradycję chrześcijańską.
W tym liście Janez Janša bardzo wyraźnie poparł praworządność. Ale praworządność bez podwójnych standardów. I jest bardzo optymistyczny, ponieważ ma nadzieję, że na podstawie lipcowego porozumienia zostanie zawarte uczciwe porozumienie.
List ten wydaje się być dość odważnym posunięciem politycznym.
To prawda. Należy zauważyć, że Janez Janša nie jest człowiekiem który w kwestii wolności, suwerenności i prawdy poszedłby na kompromisy. On sam o tym wie najlepiej; ideologiczni i rodzimi spadkobiercy komunistycznego reżimu prześladują go od prawie czterech dekad. W końcu był więźniem politycznym w 2014 roku w Unii Europejskiej, gdzie powinny obowiązywać rządy prawa! A brukselscy biurokraci prawie nie kiwnęli palcem ani nie podnieśli głosu przeciwko tej niesprawiedliwości.
List Janšy to wezwanie do refleksji, to opinia, to wezwanie do zdrowego rozsądku. Każdy członek jest odpowiedzialny za losy UE, aby liczył się każdy głos oraz to, że nie ma członków pierwszej i drugiej kategorii. W liście wskazano, że sytuacja jest dość poważna i należy jak najszybciej dojść do porozumienia, a nie wskazywać na Węgry i Polskę z powodu weta. Jest to ich uzasadnione prawo zgodne z kryteriami UE.
Niektóre media podały, że nawet niektórzy słoweńscy urzędnicy zdystansowali się od treści listu. Czy to prawda?
Nie widziałem żadnego większego sprzeciwu. Należy zauważyć, że 90 procent mediów w Słowenii to media lewicowe. Sprzyja mu również Słoweńska Agencja Prasowa, która wysyła informacje w świat. Lewicowe. To ich sposób komunikacji, a centroprawicowa koalicja działa nadal. To zupełnie normalne, że w koalicji są różne poglądy, ale koalicja ta powstała po tchórzliwej rezygnacji Marjana Šarca (LMŠ) i opiera się na programie i realizowanej umowie koalicyjnej. Ta koalicja z powodzeniem pokonała pierwszą falę COVID-19, podejmując odpowiednie i terminowe środki w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się infekcji podczas drugiej fali. Lewicowa opozycja nęka ją, a przy pomocy głównego nurtu mediów nawet zachęca opinię publiczną do bojkotu tych środków. Osobiście uważam, że list Janšy nie spowoduje większych wstrząsów w koalicji, a już najmniej takiej, że w rezultacie się rozpadnie. Na razie koalicja jest solidna.
Słowenia przejmuje przewodnictwo w Radzie UE w czerwcu. Jeśli do tego czasu ta sytuacja nie zostanie rozwiązana, co jest całkiem możliwe, czy uważa Pan, że Lublana zaoferuje inne rozwiązanie?
Myślę, że rozwiązanie zostanie znalezione wcześniej. Trudno mi sobie wyobrazić dodatkowe opóźnienia. Przede wszystkim wszyscy powinni trzymać się lipcowego porozumienia, nie dostosowywać go do codziennych potrzeb politycznych i ideologicznych oraz próbować karać „niegrzeczne” państwa członkowskie przez system paralelny. Nie ma to nic wspólnego z praworządnością.
Niektórzy w Brukseli muszą zrozumieć, że sztuczne tworzenie konfliktów oznacza podważanie jedności, zwłaszcza jeśli kwestie gospodarcze (i finansowe) są powiązane z kwestiami ideologicznymi i politycznymi. Jeśli jednak ktoś chce ustanowić nowy mechanizm ujarzmiania i karania członków, jest to możliwe tylko poprzez jednogłośną zmianę traktatu. Wszyscy to wiedzą. A to już jest kwestia, w której UE może się rozpaść.
W jakim stopniu słoweńska opinia publiczna jest informowana o tym, co dzieje się w Polsce?
Słoweńska opinia publiczna jest słabo poinformowana o tym, co dzieje się w Polsce. Media są w większości lewicowe i popierają program liberalnej demokracji. Wiele mediów donosiło, że protestowały polskie feministki i stowarzyszenia proaborcyjne, ale nie informowały np. o tym, jak lewicowcy atakowali katolickie kościoły. Doniesienia są bardzo selektywne, o polskim rządzie donoszą media (z wyjątkiem mediów konserwatywnych, które są w mniejszości), tylko złe rzeczy, manipulują informacjami i kłamią. Mówią, że obecny polski rząd chce podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości, ale nie informują, co Donald Tusk zrobił sądownictwu, gdy był jeszcze polskim premierem.
Powinni państwo wiedzieć, że większość słoweńskich mediów jest lewicowa i służy byłym ideologicznym przywódcom komunizmu. Media brutalnie atakują wszystko, co tylko pachnie prawicowo lub konserwatywnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/527147-to-co-sie-dzieje-jest-walka-o-suwerennosc-polski-i-wegier