Premier ma rację: to jest moment zwrotny w historii Europy. Jeśli proponowany mechanizm politycznego zniewolenia zostanie narzucony narodom naszego kontynentu, Unia Europejska wcześniej czy później rozpadnie się. Bo w istocie jest to kolejna odsłona ideologicznego szaleństwa, które co jakiś czas zaczadza elity najsilniejszych państw. Dlatego właśnie - jak mówił premier - europejską racją stanu jest przestrzeganie wartości. Dlatego nie można się zgodzić na pałkę propagandową i na polityczny szantaż, które dla niepoznaki przebrano w szaty tzw. praworządności.
Polska mówi wyraźnie, że jeśli nie zostaną uszanowane traktaty, to będzie weto. Premier Morawiecki:
Jeżeli nasi partnerzy nie zrozumieją, że nie zgadzamy się na nierówne traktowanie państw, na „kij w ręku”, który zawsze będzie wykorzystany przeciwko nam, tylko dlatego że komuś nie podoba się nasza władza, to rzeczywiście użyjemy weta.
Nigdy dość powtarzania: to nie my jesteśmy tu agresorem. To nie my stawiamy partnerów pod ścianą. To nam nie zostawiono żadnego wyboru. Gdybyśmy zgodzili się na proponowane zapisy, posadzilibyśmy Polskę na grillu, w którym siłę ognia regulują faktycznie niekontrolowalni unijni notable, niemal zawsze działający pod dyktando Berlina i - w mniejszym stopniu - Paryża. Byłby to rzeczywiście nowy etap; etap kraju w istocie niesuwerennego.
Z tą diagnozą zgadza się także Jarosław Kaczyński, który zapytano o możliwość użycia weta, stwierdził:
„Jeżeli będą takie warunki, to to jest zupełnie oczywiste, bo to byłaby utrata suwerenności naszego kraju”.
I prezes PiS, i premier Morawiecki, zostawiają jednocześnie furtkę; jeśli warunki będą inne, weta nie będzie. Tu trzeba jednak bardzo uważać. Po lipcowej lekcji wiemy już, że unijni liderzy nie zawahają się przed żadnym trikiem, przed żadnym oszustwem. Nie możemy zadowolić się jakimiś przypisami czy ogólnymi deklaracjami.
W tle mamy powrót „rebeliantów” sprzeciwiających się Piątce dla zwierząt pod sztandar PiS. To ważna wiadomość właśnie w kontekście unijnego szczytu. Gdyby istniała poważna wątpliwość co do tego, czy obóz rządzący dysponuje większością w Sejmie, nasi partnerzy/przeciwnicy błyskawicznie zwiększyliby presję, wykorzystaliby okazję. Fakt, że lider PiS zdecydował się odłożyć tak ważną dla siebie sprawę, pokazuje, że szykuje się do poważnego boju.
Nie możemy ustąpić, choćbyśmy bardzo chcieli. Nie możemy zgodzić się na „nowe Monachium”, czyli na coś, co za rok czy dwa i tak przyniesie Polsce klęskę, a Europie potężne wstrząsy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/527129-nie-mozemy-zgodzic-sie-na-nowe-monachium