Szef Europejskiej Partii Ludowej, Manfred Weber zarzuca Polakom i Węgrom, że przez ich weto do unijnego budżetu na lata 2021-2027 ucierpią miliony mieszkańców UE. Ale to pan Weber i inni eurokraci będą odpowiedzialni za ewentualne fiasko rozmów. Brexit niczego ich nie nauczył.
Jeśli Viktor Orbán i Jarosław Kaczyński chcą zatrzymać wykorzystanie tych środków dla wszystkich, to będą musieli to tłumaczyć milionom pracowników i przedsiębiorców, burmistrzom i studentom, naukowcom i rolnikom, którzy liczą na wsparcie, na te fundusze
—napisał Weber.
Zdaniem Webera rządy Polski i Węgier „tworzą fikcyjną opozycję”, odmawiając praworządności jako warunku wstępnego otrzymania funduszy unijnych.
Pomijając fakt, że pan Weber mija się z prawdą, bowiem w przypadku weta będzie obowiązywało prowizorium budżetowe, a więc środki zostaną podzielone według zasad ze starej perspektywy finansowej, to moim zdaniem odpowiedzialnością za fiasko rozmów nad budżetem (jeżeli oczywiście te rozmowy ostatecznie fiaskiem się zakończą, bo na razie mamy przeciąganie liny) trzeba będzie obciążyć unijnych urzędników, którzy forsują zapisy niemające nic wspólnego z praworządnością. Eurokratów tak butnych i przekonanych o własnej nieomylności, jak pan Weber.
Unijni urzędnicy, którzy nawet nie pochodzą z demokratycznego wyboru, a ich stanowiska są wyłącznie wynikiem zakulisowych rozmów i politycznych negocjacji oraz personalnych układów pod stołem, chcą przeforsować mechanizm, który będzie narzędziem wywierania presji na wybierane w demokratycznych wyborach, a więc posiadające legitymację społeczną, ale niepłynące z nurtem unijnej polityki rządy. W ostatecznym rozrachunku unijni urzędnicy chcą stworzyć mechanizm, w którym to Komisja Europejska będzie mogła sterować tym, kto rządzi w danym państwie. Kraj, który „podpadnie” KE i nie otrzyma środków z budżetu siłą rzeczy może utracić społeczne poparcie. Brukselscy urzędnicy chcą więc stworzenia skrajnie antydemokratycznego instrumentu, który dla niepoznaki nazywają „walką o praworządność”. Instrumentu, który może na przykład domagać się uznania za małżeństwo pary homoseksualnej, nawet jeśli w konstytucji tego państwa stoi, że małżeństwo, to związek kobiety i mężczyzny.
W projekcie rozporządzenia dot. powiązania budżetu UE z praworządnością mamy odwołanie do art. 2 TUE, a ten brzmi:
Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn.
Niezwykle szeroka to definicja. Czy mieszczą się w niej na przykład organizowane w Belgii targi „Men Having Babies”, podczas których pary homoseksualne mogą wybrać surogatkę, która urodzi im dzieci. Co to ma wspólnego z poszanowaniem godności osoby ludzkiej i dlaczego nikt nie uruchamia procedury z art. 7 wobec Belgii?
Nie tylko nie wiemy więc jak dokładnie miałoby być rozumiane pojęcie „praworządność”, ale także w jaki sposób miałaby następować weryfikacji czy dany kraj jest praworządny czy nie. Wielokrotnie w ostatnim czasie widzieliśmy na przykład, że Parlament Europejski czy Komisja Europejska tworzyła swoje oceny i raporty nie w oparciu o fakty, a w oparciu o przekaz pochodzący od opozycji. Np. mówiąc o strefach wolnych od LGBT opierano się o informacje o tabliczkach rozstawianych w ramach happeningu przez działacza LGBT. Tymczasem uchwały samorządów dotyczyły edukacji i treści, jakie będą przekazywane młodzieży. Tak więc PE oparł się na rzeczywistości wykreowanej, a nie na prawdzie.
Jeśli zaś chodzi o samą definicję praworządności, to art. 2 TUE, to zdecydowanie za mało. Przykładowo Wojciech Sadurski proponuje jako minimum definicję: „niezawiśli sędziowie, organy państwowe respektują prawo, parlament nie zmienia prawa na każde polecenie partii u władzy”. Niepraworządne byłyby wówczas Niemcy, gdzie sędziów Federalnego Trybunału Konstytucyjnego wybierają Bundestag i Bundesrat, a więc politycy. Poza tym cóż dziwnego w tym, że prawo stanowi większość parlamentarna?
Dlatego Polska nie może zgodzić się na jakiś bliżej nieokreślony „mechanizm praworządności”, ponieważ będzie on dowolnie nadużywany według kryteriów wyłącznie politycznych i całkiem uznaniowych, a na to rząd zgodzić się po prostu nie może. A pan Weber i jego podobni mogą sobie na Polskę tupać ile im się podoba.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/526918-to-eurokraci-odpowiadaja-za-polskie-i-wegierskie-weto
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.