Jeśli tak dalej pójdzie, z UE nie zostanie kamień na kamieniu albo zamieni się w kopię Związku Sowieckiego bądź w nowe Cesarstwo Niemieckie.
Gorąca debata wokół powiązania funduszy europejskich z zasadą tzw. praworządności to w istocie parada oszustów (jak w serialu TVP z 1977 r. pod takim właśnie tytułem). Oszustwem jest twierdzenie, że traktaty europejskie w jakikolwiek sposób wymagają powiązania funduszy z praworządnością. Oszustwem jest twierdzenie, że ktokolwiek może ustalać definicję praworządności, której nie ma w traktatach. Oszustwem jest twierdzenie, że niewystarczające są przepisy zawarte w art. 325 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (rozdział: zwalczanie nadużyć finansowych). Oszustwem jest twierdzenie, że o budżecie UE można decydować kwalifikowaną większością głosów, a nie na zasadzie jednomyślności. Oszustwem jest twierdzenie, że można jakiekolwiek państwo członkowskie karać za niezgodę na pozatraktatowe powiązanie funduszy z zasadą tzw. praworządności.
Traktat o Unii Europejskiej mówi w art. 2 tylko tyle, że „Unia opiera na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”. Jeśli istnieje „wyraźne ryzyko poważnego naruszenia przez Państwo Członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2”, to na podstawie art. 7 Rada Europejska „może zdecydować o zawieszeniu niektórych praw wynikających ze stosowania Traktatów”. Żadnej innej procedury „praworządnościowej” w UE nie ma. Żadnych uprawnień w tej mierze nie ma ani Komisja Europejska, ani konkretna prezydencja.
Artykuł 325 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej stanowi (pkt 1): „Unia i Państwa Członkowskie zwalczają nadużycia finansowe i wszelkie inne działania nielegalne naruszające interesy finansowe Unii za pomocą środków podejmowanych zgodnie z niniejszym artykułem, które mają skutek odstraszający i zapewniają skuteczną ochronę w Państwach Członkowskich oraz we wszystkich instytucjach, organach i jednostkach organizacyjnych Unii”. Państwa członkowskie robią to tak samo (art. 325.2), jak w wypadku „zwalczania nadużyć finansowych naruszających ich własne interesy finansowe”. A Parlament Europejski i Rada Europejska (art. 325.4) „po konsultacji z Trybunałem Obrachunkowym, uchwalają niezbędne środki w dziedzinach zapobiegania nadużyciom finansowym naruszającym interesy finansowe Unii i zwalczania tych nadużyć”.
Przepisy art. 325 są absolutnie wystarczające i nic nie trzeba do nich dopisywać, tym bardziej że takie dopisywanie byłoby zmianą traktatu. Nic więcej o powiązaniu funduszy z praworządnością poza art. 325 TFUE w przepisach unijnych nie ma, choćby ktoś miał widzenia albo omamy. I nic nie upoważnia do twierdzenia, że przepis zawarty w punkcie 2. art. 325 TFUE nie może być realizowany ze względu na subiektywną ocenę (nie wiadomo kogo i na jakiej podstawie), iż prokuratura np. w Polsce nie jest w stanie ścigać nadużyć, a sądy wydawać niezależnie wyroków w tych sprawach. Tym bardziej że nikt dotychczas tego nie kwestionował. Żaden artykuł traktatów nie daje Komisji Europejskiej, europarlamentowi, konkretnej prezydencji czy jakiemukolwiek innemu unijnemu organowi prawa wiązania oceny sądów i prokuratur z możliwością realizowania działań wynikających z art. 325 TFUE. Jeśli ktoś to robi, łamie prawo.
Art. 312.2 TUE stwierdza: „Rada, stanowiąc zgodnie ze specjalną procedurą ustawodawczą, przyjmuje rozporządzenie określające wieloletnie ramy finansowe. Rada stanowi jednomyślnie po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego, który stanowi większością głosów wchodzących w jego skład członków”. Nikt poza Radą Europejską, czyli szefami państw i rządów zobowiązanych do zasady jednomyślności, nie może decydować o budżecie. Opowieści o przyjmowaniu budżetu w większościowym głosowaniu w jakiejkolwiek konfiguracji Rady Unii Europejskiej są kompletną bzdurą. To jest wyłączne uprawnienie Rady Europejskiej.
Z budżetem UE na lata 2021-2027 jest powiązany Fundusz Odbudowy i jego też nie można przyjmować w dowolnej konfiguracji, np. tylko w obrębie państw strefy euro. Byłoby to bowiem sprzeczne z art. 4 i 5 TUE. Przecież art. 4 pkt 2 Traktatu o Unii Europejskiej wyraźnie mówi, że „Unia szanuje równość Państw Członkowskich wobec Traktatów”. Zaś w art. 5 pkt 1 czytamy, że „granice kompetencji Unii wyznacza zasada przyznania” oraz w pkt. 2.: „Unia działa wyłącznie w granicach kompetencji przyznanych jej przez Państwa Członkowskie w Traktatach do osiągnięcia określonych w nich celów”. Zatem żaden organ UE nie może robić tego, co ktoś sobie wymyśli (choćby to była niemiecka prezydencja i awangarda europarlamentu), żeby mieć młotek na jakieś państwo członkowskie, np. Polskę bądź Węgry.
Z powodu przepisów zawartych w art. 4. i 5. TUE nikt nie może manipulować środkami w ramach prowizorium budżetowego, gdyby wieloletni budżet UE nie został zatwierdzony do końca 2020 r. Kompletną brednią jest twierdzenie, że gdyby UE działała na podstawie prowizorium, wystarczyłyby głosy 15 z 27 krajów członkowskich, żeby zasada „pieniądze za praworządność” odnosiła się też do prowizorium. Jak mogłaby się do niego odnosić, skoro nie odnosiłaby się do całego budżetu? Ktoś oczywiście może próbować takie sztuczki robić, ale to nie znaczy, że mają one jakiekolwiek traktatowe i prawne podstawy. Niemiecka prezydencja może sobie wymyślać powiązanie zasady „pieniądze za praworządność” z naruszeniem „zasad państwa prawa”, tylko tego absolutnie nie da się wywieść z art. 7 TUE i art. 235 TFUE. Jeśli niemiecka prezydencja chce wymienione wyżej oszustwa forsować, będzie odpowiedzialna za rozbijanie UE albo robienie z niej nowego Związku Sowieckiego.
Pod koniec 2015 r. prof. Zdzisław Krasnodębski, eurodeputowany PiS, przypomniał książkę Hansa Kundnaniego „The Paradox of German Power”, gdzie autor napisał m.in., że to Niemcy są sprawcami niestabilności w Europie, a konkretnie ich „kompleksy, zadufanie i wola mocy”. Prof. Krasnodębski powołał się też na książkę Brendana Simmsa „Europe. The Struggle for Supremacy”, gdzie pojawia się m.in. zdanie: „Niemcy były tyglem, w którym wytapiały się najbardziej istotne ideowe zmiany w Europie - reformacja, marksizm i nazizm tam się zrodziły”. Uzasadniona jest więc obawa, że teraz w Niemczech też coś buzuje w tyglu i jest to nie mniej niebezpieczne, choć występuje pod przebraniem troski o Unię Europejską. Takiej troski, że z UE nie zostanie kamień na kamieniu albo zamieni się jeśli nie w kopię Związku Sowieckiego, to w nowe Cesarstwo Niemieckie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/526873-zasada-pieniadze-za-praworzadnosc-opiera-sie-na-oszustwach