Policjanci musieli działać zdecydowanie - przekazała Komenda Stołeczna Policji w nawiązaniu do działań policji wobec uczestników zamieszek przy stacji Warszawa Stadion. Policja przypomniała, że działania te były podyktowane tym, że znajduje się tam szpital tymczasowy dla chorych na COVID-19. Zachowanie przedstawicieli Marszu Niepodległości mówiących o „policyjnych prowokacjach” to przykład skrajnego fałszu i nieodpowiedzialności — czytamy w jednym w wpisów.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RELACJA. Marsz Niepodległości 2020 zakończony. Doszło do zamieszek i ostrych starć z policją! Padają też oskarżenia o prowokacje
CZYTAJ TAKŻE: Dziennikarz „GW”: Policjanci uderzali pałkami również fotoreporterów w kamizelkach z napisem PRESS. WIDEO
KSP odpiera zarzuty
W związku z zamieszkami przy stacji Warszawa Stadion policja otoczyła demonstrantów. Z torów w kierunku funkcjonariuszy rzucano kamieniami i racami. Część uczestników manifestacji weszła wtedy na stację Warszawa Stadion, skąd policji udało się ich usunąć.
W odniesieniu do tych zajść stołeczna policja przekazała, że funkcjonariusze musieli tak zareagować.
W pobliżu Stadionu Narodowego, w którym działa szpital tymczasowy dla chorych na Covid 19, policjanci musieli działać zdecydowanie, aby udrażniać blokowane przez chuliganów drogi przejazdu dla karetek pogotowia i aut zaopatrzenia wiozących respiratory
— poinformowała KSP.
Jak dodano, zachowanie przedstawicieli Marszu Niepodległości mówiących o „policyjnych prowokacjach” to przykład skrajnego fałszu i nieodpowiedzialności.
Takie wystąpienia służą wyłącznie zaognianiu konfliktowych sytuacji i podburzaniu chuliganów atakujących funkcjonariuszy
— wskazała policja.
To odpowiedź na słowa Roberta Bąkiewicza. Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, która zorganizowała środowy marsz, napisał wcześniej na Twitterze, że marsz odcina się od wszystkich prowokacji, w tym ze strony policji.
SPRAWDŹ SZCZEGÓŁY: Marsz Niepodległości odcina się od wszystkich prowokacji. Bąkiewicz: Policja dążyła do konfrontacji. To sprowokowało zamieszki
Zachowanie chuliganów, ich agresja i zagrażanie bezpieczeństwu innych osób wymagały zdecydowanej reakcji z naszej strony. Będziemy ustalać tożsamość wszystkich uczestników takich burd i ataków na policjantów oraz pociągać ich do odpowiedzialności przed sądem
— czytamy w kolejnych wpisach KSP.
Działania pododdziałów zwartych były w pełni uzasadnione, a wykorzystywane przez nie środki adekwatne do zaistniałej sytuacji
— dodano.
Z chuliganami się nie negocjuje. Nieważne, gdzie są i jakie głoszą poglądy. Ważne, jak się zachowują. W takich przypadkach zawsze będziemy działać zdecydowanie dla przywrócenia porządku i zapewnienia bezpieczeństwa innych ludzi
— podkreślono w kolejnym wpisie.
KSP: To nie było zgromadzenie pokojowe, są ranni policjanci
Mamy do czynienia ze świętem niepodległości, które jest bardzo ważne dla każdego Polaka, ale widzieliśmy w jaki sposób część osób postanowiła to święto świętować. Działania stołecznej policji są wszystkim znane. Wiele osób podkreśla hasło „nie negocjujemy - działamy”. Tam gdzie mamy do czynienia z brutalnymi atakami na policjantów, rzucaniem kamieniami, gdzie policjanci zostają ranni, trafiają do szpitala, potrzebują pomocy medycznej, to nie mamy do czynienia z niczym co się nazywa pokojowym zgromadzeniem
— powiedział w środę wieczorem nadkom. Sylwester Marczak podczas specjalnie zwołanej konferencji podsumowującej obchody 11 listopada.
Marczak podkreśla, że zgromadzenie było nielegalne.
Wiele osób zostało oszukanych. Wystąpienia organizatorów tego marszu wskazywały, że będziemy mieli do czynienia z przejazdem. Ale polska policja jest profesjonalna i brała pod uwagę różne warianty, pozytywne i negatywne. Zawsze zakładamy wariant optymistyczny, że każdy przychodzi świętować, ale bierzemy też pod uwagę wydarzenia niebezpieczne, które mogą nastąpić, i z takimi sytuacjami mieliśmy niestety do czynienia
— powiedział.
Rzecznik KSP tłumaczył, że zamknięte ulice i ustawione m.in. wzdłuż Al. Jerozolimskich barierki, były elementem taktyki przyjętej przez funkcjonariuszy. Nadkom. Marczak powiedział, że przeprowadzano także kontrole pirotechniczne, bo „zamach terrorystyczny był także przez nich analizowany”.
Dbamy o bezpieczeństwo wszystkich osób, nawet jeżeli będziemy przez część z nich atakowani. I właśnie dlatego nasze działania musiały być zdecydowane
— dodał nadkom. Marczak.
KSP: policja zabezpieczyła niebezpieczne przedmioty, co pokazuje nastawienie części uczestników marszu
Mamy do czynienia z licznymi przykładami, w jaki sposób nie należy organizować zgromadzenia, do czego może dojść podczas takiego zgromadzenia, w przypadku gdy organizuje je osoba, która niekoniecznie jest w stanie w odpowiedni sposób je zabezpieczyć
— mówił Marczak. Jak dodał, można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że było to zgromadzenie bezpieczne.
Podkreślał, że policjanci zatrzymali chuliganów, osoby, które dopuszczały się licznych aktów agresji czy wandalizmu.
Stąd działania ze strony policjantów i takie one będą
— oświadczył.
Tłumaczył, że taktyka policji jest adekwatna do tego, w jaki sposób zachowuje się względem policji tłum.
Nie przypominam sobie tego typu sytuacji, kiedy tłum tak agresywnie napierał na policjantów, kiedy rzucane było tyle kamieni, rac. Co najważniejsze, my bardzo dużo zabezpieczyliśmy również pirotechniki. Z tych informacji, które mam na tę chwilę również zabezpieczane były niebezpieczne przedmioty. W tym przypadku pokazuje to nastawienie części osób, które pojawiły się podczas dzisiejszego nielegalnego, podkreślam, zgromadzenia
— oświadczył.
Pierwsze zatrzymania miały miejsce już na ul. Andersa
Rzecznik KSP na konferencji prasowej po zakończeniu Marszu Niepodległości zaznaczył, że do pierwszych zatrzymań agresywnych grup pseudokibiców doszło jeszcze przed wydarzenia na Rondzie de Gaulle’a, w pobliżu ul. Andersa, gdzie policjanci zostali zaatakowani kamieniami.
Kolejne zachowania agresywne wobec policjantów były m.in. na Rondzie de Gaulle’a, gdzie w policjantów poleciały kamienie, gdzie w policjantów poleciały race. Jeżeli to zachowanie określane jest chociażby przez część organizatorów, jako prowokacyjne ze strony policjantów (…) to wychodzi na to, że sam fakt pojawienia się na danym zabezpieczeniu policjantów jest prowokacyjny
— ocenił Marczak.
Rzecznik KSP zaznaczył, że prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz wielokrotnie „podkreślał podczas rożnego rodzaju konferencji, że jest osobą odpowiedzialną, że ma świadomość zagrożenia covidowego, że ma być przejazd” - mówił Marczak. Dodał, że w trakcie pojawił się „zupełnie inny wariant przebiegu zgromadzenia”.
Wielokrotnie pan Robert Bąkiewicz podczas wcześniejszych zabezpieczeń wskazywał na to, że mamy do czynienia z sytuacją, w której on jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo osobom, które biorą udział w jego zgromadzeniu. Jak to bezpieczeństwo wyglądało dzisiaj, widzieliśmy, bo mamy podpalone mieszkanie, gdzie w tej chwili czynności wykonują policjanci z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I, bo mamy dodatkowo kolejne zniszczenia, gdzie również w tej chwili wykonywane są czynności ze strony policjantów. Mamy kilku policjantów rannych. To jest widocznie to bezpieczeństwo, które jest w stanie zapewnić w środku zgromadzenia pan Robert Bąkiewicz
— mówił.
Policja nie chciała pozwolić na przejazd?
Rzecznik KSP podczas briefingu po Marszu Niepodległości odrzucił zarzuty środowiska narodowego, że policja nie chciała doprowadzić, aby do przejazdu samochód włączyły się kolejne auta, a nakazali demonstrantom iść pieszo.
Pojawiły się informacje w przestrzeni medialnej, zwłaszcza w social mediach, które są kłamstwem, że niby policjanci mieli wskazywać, że ktoś może tam udać się pieszo. Nie, proszę państwa, policjanci wielokrotnie, ja również podkreślałem to, że mamy do czynienia ze zgromadzeniem, które w tej formie nie może się odbyć, bo jest nielegalne - mówił o tym ratusz, mówił o tym pan wojewoda, mówił o tym przede wszystkim sanepid w kontekście charakterze o zagrożeniu epidemiologicznym
— powiedział Marczak.
Zarzucił także brak świadomości epidemiologicznej organizatorom marszu.
Podkreślił także, że policja wzięła także pod uwagę wariant negatywny i musiała stworzyć przy Stadionie Narodowym, gdzie obecnie znajduje się tymczasowy szpital COVID-owy tzw. „drogę życia” dla karetek pogotowia, a która prowadziła m.in. mostem Świętokrzyskim czy Wybrzeżem Szczecińskim.
Kiedy na błoniach tłum kierował się w kierunku Wybrzeża Szczecińskiego policjanci zablokowali przejście dlatego, żeby te respiratory, które były dowożone w tym czasie do szpitala, który mieści się na Stadionie Narodowym, dotarły tam na czas
— powiedział.
Rzecznik policji mówił, że przy rozpoczęciu interwencji policjantów doszło do rzucaniem w ich kierunku kamieniami.
Wydaje mi się, że mówienie tutaj o odpowiedzialności, mówienie o świadomości i zapewnieniu bezpieczeństwa raczej możemy potraktować jako bajka ze strony osoby, która takie osoby wygłasza
— ocenił.
W tym przypadku działania policjantów były zdecydowane, takie miały być, dlatego były używane z naszej strony środki przymusu bezpośredniego, dlatego policjanci używali m.in. gazu, używali również w indywidualnych przypadkach broni gładkolufowej, używali również policjanci innych środków przymusu bezpośredniego, ale to będziemy podsumowywać podczas jutrzejszego briefingu, gdzie wskażemy konkretne liczby
— podkreślił Marczak.
„Tam atakowana była policja”
Marczak na konferencji prasowej w niedzielę podkreślił, że podczas zamieszek do jakich doszło na Marszu Niepodległości policjanci „zdziałali zdecydowanie”.
My nie negocjujemy, my działamy
— powiedział.
Zapytany, czy policja będzie w stanie zidentyfikować osoby, które rzuciły race w kierunku mieszkania w budynku obok Mostu Poniatowskiego i tym samym doprowadziły do jego podpalenia, odpowiedział:
To jeden z elementów bardzo istotnych. Tam gdzie mamy do czynienia z poważnymi czynami, gdzie mamy do czynienia ze zniszczeniem, to jest ten element, który będzie dla nas bardzo ważny w kontekście jego wyjaśnienia.
Zaapelował też do obywateli i ekip dziennikarskich:
Jeśli ktoś widział, albo ma nagranie, które pokazuje osoby, które tak się zachowały i powinny być pociągnięte do odpowiedzialności, zachęcamy do przekazywania takich informacji policji. To jest przede wszystkim działanie ważne pod kątem tego, czy będziemy tolerować tego typu wydarzenia, czy nie. Tam atakowana była policja.
Marczak nie chciał podać liczby osób zatrzymanych przez policję w związku z zamieszkami i incydentem podpalenia mieszkania. Jak wyjaśnił, ta liczba się zmienia, bo „zatrzymania cały czas trwają”. Nie chciał też odpowiedzieć, czy policja w związku z zamieszkami zatrzyma organizatorów marszu, w tym prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Roberta Bąkiewicza.
Zapytany o przyczynę zamieszek i walk uczestników marszu z policją, a także czy zostali oni sprowokowani przez „kontrmanifestację”, Marczak stwierdził:
w tym przypadku atakowani byli policjanci. Nie mam takich informacji, by atakowani byli uczestnicy marszu. (…) Na tę chwilę dementuję udział jakichkolwiek innych grup, bo takich informacji nie ma.
Mówiąc o zdarzeniach, do których doszło na Rondzie de Gaulle’a, na błoniach Stadionu Narodowego oraz w okolicach ul. Andersa Marczak podkreślił: „Tam atakowana była policja”. Wyjaśnił, że podczas tego ataku napastnicy rzucali kamieniami i racami . Marczak stwierdził, że wśród napastników była grupa kibiców. Podał, że rannych jest kilku policjantów
kpc/PAP/Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/526080-ksp-odpowiada-policjanci-musieli-dzialac-zdecydowanie