Ciekawe, czego skutkiem może być zidiocenie niektórych postaci polskiego życia publicznego. Korzystne dla tych osób byłoby wytłumaczenie tego covidem albo chociaż psychiczną presją, jaką wywiera pandemia i wszystko to, co się wokół niej dzieje. Albo wyjaśnienie przyczyn tego zjawiska zmęczeniem, słabszą formą, zabalowaniem poprzedniego dnia. Tyle tylko, że wytłumaczenie wydaje się najprostsze z możliwych. To może być najzwyklejsze zidiocenie: systematyczne, postępujące i w dodatku zaraźliwe.
Najzabawniejsze jest to, że osoby dotknięte syndromem zaniku czystego rozumu, rozumu praktycznego oraz władzy sądzenia (jeśli posłużyć się tytułami klasycznych dzieł Immanuela Kanta dotyczących poznania, moralności i estetyki) są z siebie niezwykle dumne. I te wszystkie zaniki pieczołowicie dokumentują, żeby nikt nie pomyślał, że jest to „a momentary lapse of …” (by się posłużyć tytułem płyty Pink Floyd), lecz rzecz wypracowana, a wręcz wypieszczona, często z mozołem.
Przykład pierwszy to prawdziwy rozbłysk supernowej, czyli wrzucenie przez Radosława Sikorskiego na Twitter rysunku amerykańskiej flagi, gdzie w miejscu 50 gwiazd znajduje się osiem innych, tych z akcji „je…ać PiS”. Sikorski chyba eksplodował z radości, gdy opublikował rysunek, gdyż ma się wrażenie, że jeszcze nie obeschła ślina, jaka mu ciekła, gdy dokonał tego bohaterskiego czynu. A to tylko zwieńczenie ewolucji jego nieskomplikowanej osobowości.
W wypadku Sikorskiego nie da się mówić o „momentary lapse of ….”, skoro proces jego alienacji od kantowskich kategorii trwa latami. Wystarczy przypomnieć „burdelowe” dowcipasy opowiadane Janowi Vincent-Rostowskiemu. Albo opinie o kontrolerce NIK wysłanej do ambasady w USA, gdy ambasadorem był Ryszard Schnepf: „Jakaś pi…da wiesz, taka, zamiast ją dowartościować, przepie…lić jak trzeba, to dał jej jakieś biuro… I się zemściła, suka, i całe ministerstwo miało kłopoty z tego powodu…, a trzeba było się poświęcić”. Albo taki dialog z Janem Kulczykiem: (RS) - A ty lubisz gorzką czekoladkę? (JK) - Czemu zaraz gorzką? (RS) - Zjawiskowa ta twoja stewardessa, jak to mówią angielscy gentelmani: nie zrzuciłbym z końca członka”.
Przykład drugi: prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Raczyła ona poinformować publiczność, że „Muzeum Gdańska zbiera ‘pamiątki’ po feministycznych protestach. Jeśli możecie, podzielcie się swoimi hasłami z przyszłymi pokoleniami. Warto, żeby nasze dzieci i wnuki wiedziały, kto wywiózł ten rząd na taczkach i dlaczego”. A może jakieś wieńce i kwiaty z pogrzebów ofiar covid-19 zarażonych podczas protestów? Czy nie warto się tym podzielić z dziećmi i wnukami? Przecież to takie zabawne.
Wspomniane przez Aleksandrę Dulkiewicz taczki, to pewnie nawiązanie do dzieła sztuki „Rydwan” Joanny Rajkowskiej (tak, tej od palmy na Rondzie de Gaulle’a w Warszawie). Miasto Gdańsk zapłaciło za ten koszmar jedyne 147,6 tys. zł. Jest pomalowane na złoty kolor, więc pewnie Aleksandra Dulkiewicz na tym rydwanie chciałaby wyjechać z ratusza tam, gdzie wreszcie ktoś ją kiedyś zechce wywieźć. Proces wsobnego mądrzenia przebiega u prezydent Gdańska szybko i efektownie.
Przykład trzeci to Bogdan Klich, minister obrony w czasie, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej, a wcześniej wojskowej Casy. Zamieścił on zdjęcie tłumów protestujących na Rondzie Dmowskiego i tak to opisał: „Piękny widok – Warszawa”. Na piękny widok zareagowała dziennikarka (?) „Newsweeka” Renata Kim: „Dla takiego widoku warto leżeć w łóżku z covidem”. Czyli złapała wirusa wcześniej, ale nie mogła się nacieszyć, że inni też mają szansę, i to zapewne większą niż wtedy, gdy ona łapała. Faktycznie jest się czym cieszyć, tym bardziej że ten piękny widok zapewne obejmuje kilka tysięcy wtedy zarażonych.
Przykład czwarty: Dorota Zawadzka, zwana supernianią, która sławę ma już dawno za sobą, ale nie jest w stanie się z tym pogodzić. Zabawia się więc w stachanówkę próbującą zaistnieć za wszelka cenę. Na wezwanie premiera Morawieckiego, by protestować w sieci, ochoczo zaprotestowała. Publikując fotomontaż z Jarosławem Kaczyńskim z tabliczką „Je…ać PiS”. Albo zdjęcie grupki kilkulatków z plakatem: „Nawet dziecko o tym wie, wkurzysz mamę, będzie źle”. Albo napis: „Od PiSu wieczny odpoczynek racz nam dać panie”. Można boki zrywać, szczególnie gdy obrazki z małymi dziećmi w roli słupów ogłoszeniowych głupoty ich własnych rodziców zamieszcza „psycholog rozwojowa”. Albo to przezabawne skojarzenie cmentarne w czasie, gdy codziennie umierają setki ludzi.
Jaki by nie był powód powszechnego zidiocenia celebrytów i innych postaci łaknących sławy, jest to żałosny upadek tego, w czym Immanuel Kant upatrywał dowody wielkości. Zresztą dla nich istnieje zapewne wyłącznie „kant” (pisany małą literą). Tylko co to za przyjemność wykantować samego siebie, zrobić z siebie błazna i jeszcze się tym szczycić. Ale warto pamiętać, że rydwan czeka na swoich pasażerów. A trasa wiedzie na śmietnik historii, gdzie nadętych błaznów jest bez liku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/525254-wyscig-o-medale-w-konkurencji-najwieksze-zidiocenie