Kulturalna mowa to będzie największa obscena tego świata. Najobrzydliwsze będą określenia poprawne i gładkie.
Straszny cios bojownikom walki z mową nienawiści zadają ci, którzy w ostatnich dniach protestują na ulicach. Te wszystkie organizacje typu Stowarzyszenie „Nigdy Więcej”, Kampania Przeciw Homofobii czy Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych mogą się tylko wkurzać i właściwie „wypier…ać”. W kosmos. Nieprzypadkowo właściwie nikt nie wspomina o tzw. mowie nienawiści i nie egzaltuje jej zwalczaniem, skoro na ulicy mamy wielki festiwal mowy nienawiści. Ale ta akurat mowa nienawiści jest mową miłości. Miłości do siebie jako nienawistnika.
Można powiedzieć, że słowa niebędące wulgaryzmami są zaledwie przerywnikami w potoku bluzgów. Tylko ten kij ma dwa końce. Łatwo można sobie wyobrazić groteskowość zarzutów za użycie określeń „pedał”, „murzyn”, „czarny” czy „Eskimos”, za nieużywanie feminatywów, za „zaiwanić”, „podjudzać” czy „oszwabić”, kiedy dniem i nocą mamy tylko „jeb…ć”, „wypier…ać”, „pier…ić się”, „mieć wyje…ne”. Mamy walki z „chu…mi” (czasem jeszcze „je…nymi”) i „ku…wami”, „za…ebywanie” wrogów itp. A do tego dochodzi obsceniczność zachowań i ordynarne chamstwo jako wzorzec z Sevres ulicznej kultury.
Najbardziej groteskowe w tym obrzydliwym obdzieraniu kota ze skóry i zakładaniu jej futrem do środka jest interpretacyjne uszlachetnianie rynsztoka. Robienie z bluzgów wręcz mowy salonowej czy pałacowej (jaki pałac, taka mowa). Przy okazji jest to oczywiście zabawne, bo mamy do czynienia z modelowym wręcz zabiegiem robienia z siebie idiotów. Rozkoszne są zawijasy i wykrętasy interpretacyjne, aby z rynsztokowych „jeb…ć” i „wypier…ać” uczynić słowa piękne, wzruszające i tak semantycznie głębokie jak stąd do granic widzialnego wszechświata.
Kiedy zarumieniona pensjonarka po raz pierwszy rzuci „ku…wą”, musi przeżywać podobne uniesienia i egzaltacje jak np. profesorka polonistyki ze Szczecina Inga Iwasiów. Jak ona zyskała na prestiżu i głębi swej humanistycznej omnipotencji oraz omnikompetencji, gdy na ulicy w Szczecinie powiedziała („nie jako profesorka, tylko jako kobieta”) „je…ać i wypier…ać”. W tych pozornie prostych, menelskich słowach zawiera się piękno, pozytywne emocje i precyzja równań matematycznych.
Oto przekonuje uduchowiona profesorka Iwasiów (w naczelnym organie uduchowionych, czyli „Gazecie Wyborczej”), że bluzgi „nie są ani czystą agresją, ani ostrzeżeniem przed atakiem. Stanowią bardzo precyzyjne zdefiniowanie sytuacji, w której nie ma już czasu na nic innego poza ‘wypier…..cie’”. To słowo jest nie tylko piękne w swej głębokiej strukturze, ale też „daje możliwość prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy. Na gruzach komunikacji, odbywa się jednak jakaś komunikacja”. Jakże bogata leksykalnie i znaczeniowo, choć pozornie ograniczona do dwóch słów.
Wszyscy bojownicy z mową nienawiści muszą się teraz przestawić o 180 stopni, skoro „nie ma nic bardziej obscenicznego i wulgarnego niż ta mowa hipokryzji, którą posługuje się PiS. Niż ta - jak im się wydaje - przebiegła mowa kamuflująca intencje”. Od tej chwili żaden bluzg czy niepoprawne określenie, z zapartym tchem śledzone przez profesorów w rodzaju Rafała Pankowskiego, nie będzie już tym, czym było. Najobrzydliwsze będą określenia poprawne i gładkie. Kulturalna mowa to będzie największa obscena tego świata. Bo jest perfidna i podstępna. Nie to, co piękne słowa na „j” i „w”, zasługujące na pokazywanie w najwspanialszych muzeach świata.
Profesorka Iwasiów natychmiast powinna zostać zgłoszona do Nobla (dziedzina nieważna) i mieć ulice oraz place swego imienia we wszystkich miastach Polski, a nawet świata. Choćby za to genialne zdanie: „To nie ‘wypie…laj’ jest agresją, ale wypowiedziane poprawną polszczyzną ‘brońmy kościołów’”. I to jest zaproszenie do badań, grantów czy projektów naukowych, które zasadniczo zmienią świat. Dość oportunizmu świata nauki! Dość neutralności! Dlatego profesorka Iwasiów uważa, że kto się brzydzi słów na „j” i „w”, opowiada się za „uległością” i „serwilizmem”. Wielu mięczaków z tytułami naukowymi „sądzi, że broni w ten sposób swoich badań, pozycji uniwersyteckiej”. Bzdura. Obronią dopiero wtedy, gdy będą za „je…ać” i „wypier…ać”
A kiedy już wszyscy zrozumieją, jak wspaniałe jest opowiedzenie się po właściwej stronie, czeka nagroda: ukojenie, nirwana i ekstaza. Taka, jaką przeżyła profesorka Iwasiów: „Ja po pierwszym dniu protestu zauważyłam, że mnie te wulgaryzmy wzruszają. Jakby się coś uwolniło”. Uwolniło i spłynęło. Tylko, co teraz zrobią ci wszyscy, którzy z walki z mową nienawiści uczynili cel życia, całkiem dobrze opłacany. Mają się pochlastać czy „je…ać” i „wypier…ać”?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/524587-bojownicy-walki-z-mowa-nienawisci-maja-przerabane