Nie tylko lekarze przekonywali mamę do aborcji. Przyjeżdżała do nas do domu nawet milicja i naciskała na rodziców. Mojemu tacie grozili, że jeśli mama umrze podczas porodu, to on pójdzie do więzienia. Tata stał jednak za mamą. Zawsze ją wspierał. Bardzo jej pomogło, że byli jednością – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl biskup Pawło Honczaruk, ordynariusz diecezji charkowsko-zaporoskiej na Ukrainie
wPolityce.pl: Ksiądz Biskup urodził się na terenie Ukrainy w Związku Radzieckim w rodzinie wielodzietnej. To nie była wtedy tam norma.
Biskup Pawło Honczaruk: Kiedy moja matka urodziła pierwsze dziecko, wszyscy wokół się cieszyli. Kiedy po drugiej ciąży przyszły na świat bliźnięta, mamie zaczęto współczuć. Kiedy zaszła w trzecią ciążę z czwartym dzieckiem, zaczęto się w niej w wiosce śmiać. Piąty byłem ja. Kiedy mama nosiła mnie w łonie, sąsiedzi z niej już otwarcie szydzili. Mówili: „patrzcie, locha idzie”.
Prawdziwy problem zaczął się jednak przy kolejnym dziecku, kiedy lekarze wykryli u niej pewien ginekologiczny problem. Zaczęli mówić, że dziecko może urodzić się nienormalne albo matka lub dziecko mogą umrzeć podczas porodu. Przekonywali ją, żeby dokonała aborcji, ale ona się upierała, że tego nie zrobi. Przyjeżdżała do nas do domu nawet milicja i naciskała na rodziców. Mojemu tacie grozili, że jeśli mama umrze podczas porodu, to on pójdzie do więzienia. Tata stał jednak za mamą. Lekarze z powiatu odmówili opieki nad ciążą, więc mama musiała jeździć do szpitala wojewódzkiego.
Taka sytuacja powtórzyła się sześć razy –na świat przyszło jeszcze sześcioro zdrowych dzieci. Mama miała jeszcze jeden poród, trzynasty: chłopiec był zdrowy, ale podczas porodu lekarze rozcięli mu czaszkę i umarł. Rodzice dali mu na imię Andrzej.
Dziś jest nas dwanaścioro rodzeństwa: wszyscy zdrowi, normalni, niektórzy mają własne firmy, warsztaty, są na kierowniczych stanowiskach. Gdy się zjeżdżamy razem na jakieś święta, to ci, którzy kiedyś się z mamy naśmiewali, często są dziś samotni i mówią z zazdrością, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. W tym roku moi rodzice obchodzili 50-lecie małżeństwa.
A czy znane są późniejsze reakcje lekarzy?
Kiedyś wezwali mamę na konsultacje i zastanawiali się, jak to możliwe, że urodziła tyle dzieci i wszystkie zdrowe. W końcu jedna z lekarek doszła do wniosku, że gdyby mama choć raz w życiu dokonała aborcji, to wszystkie następne ciąże musiałyby się zakończyć poronieniami.
Dlaczego mama Księdza Biskupa nie poddała się presji lekarzy i milicjantów i jednak urodziła?
Bo wiedziała, że to jest dziecko. A zabicie dziecka to grzech. Poza tym miała wsparcie ojca, który zawsze stawał w jej obronie. Bardzo jej pomogło, że byli jednością.
Mówienie o grzechu sprawia jednak, że wiele osób uważa, iż aborcja to problem religijny.
To nie jest problem religijny. Zakaz zabijania jest zakazem nie tylko religijnym. Obowiązuje we wszystkich kulturach, obowiązuje też w państwach świeckich. Jest bowiem wpisany w naturę człowieka. Wiele razy byłem jako kapelan wojskowy na froncie w Donbasie i rozmawiałem z żołnierzami, którzy zabijali ludzi. Mogli się powoływać na słuszne racje, że bronią swojej ojczyzny albo swojego życia, ale zawsze bardzo ciężko to przeżywali, nie mogli zaznać wewnętrznego spokoju, tak bardzo ich to męczyło, bo tak bardzo jest to wbrew prawu naturalnemu wpisanemu w serce człowieka.
Problem polega na tym, że dziś wiele osób nie uznaje dzieci nienarodzonych za ludzi. Niektóre kobiety mówią: „To jest moje ciało”. Oznacza to, że w ogóle nie znają anatomii człowieka albo ignorują podstawowe fakty biologiczne. Płód w łonie matki to odrębna istota ludzka, tylko na wczesnym etapie rozwoju.
Pojawia się więc pytanie: kto dał człowiekowi prawo do zabijania innego człowieka, i to tego najsłabszego, który nie może się bronić? Otóż nikt nie ma prawa odbierać życia drugiemu człowiekowi, nawet jeśli tamten jest chory lub kaleki. Poza tym – jak obserwuję także wśród znanych mi rodzin – niepełnosprawni potrafią dać swoim najbliższym tyle ciepła i miłości, że rekompensują im poniesione trudy.
Poza tym zdarzają się często przypadki, że lekarze mylą się w swoich prognozach. Tak było nie tylko z moją mamą. Znam wiele takich historii. Na przykład na parafii, gdzie byłem proboszczem, kobieta zaszła w ciążę i nosiła w swoim łonie bliźniaki jednojajowe. W trzecim miesiącu jedno z nich obumarło. Lekarze nalegali na jak najszybsze wyabortowanie obu dzieci, ponieważ w przeciwnym wypadku matka umrze. Kobieta jednak szukała wszelkich sposobów, by uratować to drugie żyjące dziecko. Wtedy jedna doświadczona ginekolog, nota bene osoba niewierząca, poradziła jej, żeby się wstrzymała i obserwowała swój organizm. Gdyby zaczęła się podnosić jej temperatura, to powinna jechać do lekarza i poddać się smutnej konieczności. Ale dopóki nie będzie gorączki, niech nic nie robi. Kobieta donosiła ciążę i urodziła jedno żywe zdrowe dziecko, a drugie wyciągnięto z jej łona zmumifikowane. Okazało się, że organizm samoczynnie zmumifikował jej dziecko w trzecim miesiącu ciąży. Na jego przykładzie wszyscy mogli zobaczyć, że nie był to żaden zlepek komórek, ale prawdziwy malutki człowiek.
Rozmawiał: Grzegorz Górny
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/523959-nasz-wywiad-bp-honczaruk-moja-mame-namawiano-do-aborcji