„Mamy do czynienia z pewnym zjawiskiem, które jest - mam nadzieję - bardzo głęboko negatywnie odczuwane przez wrażliwą część narodu polskiego, która identyfikuje się z polskością. Ci z kolei, którzy tę naszą pamięć historyczną i pamięć o naszych przeżyciach próbują trywializować, próbują instrumentalizować czy też wręcz atakować, moim zdaniem, są pozbawieni nie tylko elementarnej wrażliwości, nie tylko chęci do prowadzenia z Polakami dialogu, ale są właśnie gdzieś obok, gdzieś poza, nie wiem dokładnie jak to nazwać. To nie jest kwestia wykluczania, tylko samowykluczania” - mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl prof. Jan Żaryn komentując ataki feministek na kościoły.
wPolityce.pl: Czy niedzielne ataki feministek na kościoły, wtargnięcia do świątyń, przerywanie Mszy świętych możemy porównać do podobnych wydarzeń w historii Polski czy mają one charakter bezprecedensowy?
Prof. Jan Żaryn: Oczywiście porównania się nasuwają, ale nie są one dokładną ilustracją tego, co się dzieje. Nie są nią m.in. dlatego, że aktywiści – jak ich się powszechnie nazywa – naruszający czy próbujący naruszać sacrum są na szczęście zjawiskiem procentowo nielicznym, natomiast mają bardzo rozbudowanych protektorów, przede wszystkim w postaci mediów, ale jak się okazuje również polityków, którzy z racji uprawianego przez siebie zawodu czy misji mają autorytet w społeczeństwie i używają go w niecny sposób. Podobnie jak te media, które promują tego typu wydarzenia, nawet jeżeli są organizowane przez wąską grupę i oby jak najwęższa ona pozostała. To jest ta podstawowa różnica. A z czym się to kojarzy? Przede wszystkim, jeśli chodzi o Kościół Świętego Krzyża Warszawie, to rzecz jasna jest kościół z rzeźbą Chrystusa, który wpisuje się bardzo jednoznacznie w polską tożsamość, która była kilkukrotnie artykułowana. Mam tutaj na myśli oczywiście zwalonego Chrystusa na bruk w wyniku walk powstańczych, bo Niemcy w Powstaniu Warszawskim z 1944 r. próbowali zdobyć świątynię, która stała się barykadą. Podobnie jak naprzeciwko z kolei, można powiedzieć, budynek rozumu, czyli dzisiaj siedziba Polskiej Akademii Nauk – Pałac Staszica. Drugi obraz, który się bardzo mocno rysuje w tej polskiej pamięci, to oczywiście marzec 1968 r. i golędzinowcy (red. brygada ZOMO stacjonująca w Warszawie na Golędzinowie) biegnący z pałami za studentami, którzy chronią się właśnie w świątyni, bo tam wydaje się, że sacrum jest nienaruszalne i ta wolność po polsku, która jest tam właśnie realizowana – w świątyni, gdzie jest Chrystus i nikt przeciwko niemu. Trzeci obraz to słynna homilia Jana Pawła II z 2 czerwca 1979 r. wygłoszona na Placu Zwycięstwa, gdzie papież odwołując się do polskiej pamięci o Kościele Świętego Krzyża i Chrystusa zwalonego mówi, że Polaków nie da się zrozumieć bez Chrystusa, bez naszej martyrologicznej historii – historii Polski chrześcijańskiej. To oczywiście także stan wojenny, gdzie jak wiadomo, ludzie też chronili się m.in. w tym kościele, jeśli po Krakowskim Przedmieściu przejeżdżały skoty i ZOMO pałujące manifestantów. Sam takie obrazki pamiętam z własnego życia. Mamy do czynienia z pewnym zjawiskiem, które jest - mam nadzieję - bardzo głęboko negatywnie odczuwane przez wrażliwą część narodu polskiego, która identyfikuje się z polskością. Ci z kolei, którzy tę naszą pamięć historyczną i pamięć o naszych przeżyciach próbują trywializować, próbują instrumentalizować czy też wręcz atakować, moim zdaniem, są pozbawieni nie tylko elementarnej wrażliwości, nie tylko chęci do prowadzenia z Polakami dialogu, ale są właśnie gdzieś obok, gdzieś poza, nie wiem dokładnie jak to nazwać. To nie jest kwestia wykluczania, tylko samowykluczania. Póki jesteśmy tutaj gospodarzami, na tej polskiej ziemi, tak długo gospodarz ma prawo do podtrzymywania swojej świadomości narodowej, a ona jest dzisiaj w różnorodny sposób przez tych aktywistów brutalnie łamana. Niech się więc nie dziwią, że stają się obiektem bardzo silnie negatywnych emocji, choć oczywiście ja osobiście próbuję się z tych negatywnych emocji wyzwalać. Natomiast zdarzało się w naszej historii, że prowokatorzy wygrywali. Przykładowo okupant niemiecki spotkał się z oporem ze strony struktur polskiego państwa podziemnego i egzekutorzy też się znajdowali. Nie chcę tego oczywiście porównywać w tych kategoriach, ale w kategorii trwania rdzenia, fundamentu, odczuwania polskości. Po naszej stronie oczywiście widać wyraźnie, że jest modlitwa i samozabezpieczanie się przed negatywną emocją i oby to samozabezpieczanie się trwało jak najdłużej. Natomiast po tamtej stronie nie tylko nie widać pracy sumienia, ale wręcz odwrotnie, widać wyraźnie, że ci ludzie prowadzą – pod auspicjami mediów i pewnej kategorii polityków – do tego, żeby przekraczać kolejne granice. Znamy te granice, wiemy gdzie one się znajdują. Mieliśmy już zabójstwo polityczne w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości, mieliśmy bardzo brutalne, z rękoczynami, atakowanie uczestników miesięcznic smoleńskich. Wiemy do czego to prowadzi. Jeśli opozycja tego nie powstrzyma i nie potępi, a wszystko wskazuje na to, że nie jest tym zainteresowana, a wręcz odwrotnie, używa swojego autorytetu do tego, żeby te skrajne emocje u różnorodnych aktywistów lewackich wydobywać, to czy im się to podoba czy nie, będą za to odpowiedzialni, oczywiście odpowiedzialni w sensie moralnym, ponieważ będą unikali odpowiedzialności jako tchórze. To jest dla mnie oczywiste.
Wspomniał pan profesor, że Polacy szukali schronienia w świątyniach m.in. przed funkcjonariuszami komunistycznych władz. Sugerowałoby to powszechną zgodę, co do nienaruszalności sfery sacrum. Czy patrząc z tej perspektywy aktywiści nie posunęli się o krok dalej?
To jest ten sam krok dalej, jaki także znamy z rożnych obrazów, np. ze stanu wojennego. Bazylika Mariacka została wtedy zaatakowana przez funkcjonariuszy ZOMO i sprawujący Mszę świętą ks. Lauer otrzymał niedaleko głowy pocisk wystrzelony przez nadmiernie rozemocjonowanych ZOMO-wców, którzy przekroczyli granice. Taka jest logika niepowstrzymywania. Tak samo, jak ekipa Jaruzelskiego i Kiszczaka nie była zainteresowana tym, żeby powstrzymywać i potępiać, bo sama była ekipą sprawującą władzę i w jej ramach sprawującą kontrolę nad tego rodzaju naruszaniem sacrum, podobnie jak ekipa Gomułki w 1968 r., tak uważam, że nie są tym zainteresowani współtwórcy tego dzisiejszego zła, a widzę ich po stronie lewicowych mediów i lewicowych autorytetów. Trudno, żeby dla lewaków autorytetem był głos arcybiskupa prymasa Polski, kardynała Nycza czy polityków prawicy. My po tej stronie nie jesteśmy dla tych ludzi żadnymi autorytetami, wręcz odwrotnie, jesteśmy co najwyżej śmieciami, więc trudno, żeby oni słuchali śmiecia. Natomiast mam wrażenie, że właśnie te autorytety, które dla nich są realne powinny jednoznacznie powstrzymać tę nawałnicę zła, czyli wciskanie się na teren sacrum. Oczywiście jako wierzący mam też świadomość, że jest bardzo ważny zapis ewangeliczny – Chrystus nie tłumaczył się wchodząc do świątyni i wypędzając tych, którzy postanowili ją dewastować, nie tłumaczył się dlaczego ich wygania, tylko ich wygonił. I to nie jest brak tolerancji, tylko to jest Chrystus, który jest najbardziej tolerancyjnym z tolerancyjnych, ponieważ oddał za nas życie. Powinniśmy też mieć świadomość, że są takie miejsca, w które nie można cezarowi wchodzić – tym miejscem jest ołtarz.
Dlaczego postanowiono zaatakować właśnie kościoły, jakie są źródła tego typu zachowań?
Myślę, że jest to złożony problem, bo w ogóle decyzja Trybunału Konstytucyjnego jest decyzją, która dopiero może skutkować zmianami w prawie stanowionym, a na razie nie widać takiej woli, ani specjalnie jednoznacznych przygotowań, więc jest niewielki związek przyczynowo-skutkowy między decyzją TK, a domniemaną przyszłością, w której na dodatek rola Kościoła jest w tym sensie znikoma, że nie jest bezpośrednim sprawcą. Kościół nie wszedł na cesarski grunt, żeby już trzymać się tej metafory. Natomiast niewątpliwie nauczanie Kościoła katolickiego w Polsce i w polskiej tradycji ma swoje konsekwencje, ponieważ mimo usilnych starań – czy to ze strony zaborców, okupantów, czy dzisiaj propagandy antypolskiej – Polacy, być może niestety w coraz mniejszym stopniu, ale chcą być wychowywani przez nauczanie Kościoła. To jest nasz polski wybór, a nie przymus uczestnictwa w tradycji oddziaływania nauki Kościoła na nas, na nasze rodziny, na styl naszego życia, na wychowanie, a przede wszystkim na podtrzymywanie naszych sumień. Po prostu tacy jesteśmy i mamy do tego pełne prawo. A zatem jeżeli ktoś uderza w Kościół, to można powiedzieć, że uderza w pewien typ polskości, który ma pełne prawo do funkcjonowania wedle demokratycznych reguł życia. Chyba, że katolik nie może być posłem, nie może być senatorem, nie może być ministrem, to jak władza lewacka dojdzie do głosu, to pewnie rzeczywiście będzie zdolna do próby stworzenia takiego systemu totalitarnego. W Związku Sowieckim nie można było Kościołowi funkcjonować, nie wolno było nauczać, podobnie rzecz jasna, jeśli chodzi o ograniczanie funkcjonowania Kościoła polskiego np. na ziemiach włączonych do Rzeszy w 1939 r. Ale na to lewactwo musi jeszcze poczekać, bo na razie władzy nie zdobyło i do obozów koncentracyjnych nas tak szybko nie zaprowadzą. Mam nadzieję, że jako Polacy nadal jesteśmy narodem historycznym i w związku z tym istniejemy w tych skojarzeniach kulturowych, literackich, malarskich, architektonicznych. W tej naszej kulturze dominuje bezwzględny szacunek do sacrum, nawet jeżeli jest znaczna część osób niewierzących, to w warunkach normalności systemowej – czyli nie w warunkach zaborów, okupacji czy PRL-u – Polacy rośli i stawali się lepsi w tych momentach, kiedy tę kulturę polską, jej dorobek wzajemnie szanowali. Dzisiaj niestety lewa strona idzie zdecydowanie w kierunku systemów totalitarnych, które spadały nam na głowę i rujnowały także naszą komunikację wewnątrzspołeczną. Ta strona czyni bardzo dużo zła, nie wiedząc o tym.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/523736-wywiad-prof-zaryn-o-profanacjachlewicowe-media-wspolwinne?fbclid=IwAR1s5ie8eVevyWFJ2Je06LvFuyD_vCgkdCve3aoqHvqKLD64ujYs85mjzqI