Dla politologów to banał - mniejszości społeczne, także narodowe, zwyczajnie obawiają się wzmocnienia wspólnoty dominującej, ze względu na ryzyko zmarginalizowania własnych interesów. To dlatego prawicowe Podlasie w gminach przy granicy z Białorusią głosuje lewicowo - tamtejsza ludność, inna kulturowo, czuje się zagrożona przez mocną, skuteczną, rosnącą polskość, więc woli partie rozwadniające patriotyzm.
To nie jest ocena, to jedynie opis pewnego politycznego mechanizmu.
Nie jest więc tajemnicą, że emigranci z odmiennych kulturowo kręgów nie wspierają, a nawet są aktywnie przeciwni, wspólnocie narodowej, u której się kwaterują. Stąd europejska lewica tak chętnie zaprasza muzułmanów, którzy nabywając francuskie czy brytyjskie obywatelstwo, w przygniatającej przewadze nie poprą Marine Le Pen czy partii o tradycjach torysowskich.
W Polsce jednak od dekad jest inaczej. Nie tylko nasz antykomunizm, katolicyzm, rola św. Jana Pawła II, nasza historyczna martyrologia ale właśnie i narodowa homogeniczność, sprawiły, że - mimo napięć politycznych - antywspólnotowe działania takie jak zdejmowanie krzyży w kościołach czy przyjmowanie emigrantów z Bliskiego Wschodu nie wywoływały wymarzonego przez salony entuzjazmu. Może mniejszość niemiecka popierać Ruch Autonomii Śląska (rozbijacza wspólnoty), a Litwini czy Białorusini przy wschodniej granicy głosować na SLD, ale wielkiej polityki się na tym nie zrobi.
A jednak z neoPolakami, fajnoPolakami, lewactwem jest inaczej. Wychowani w nurcie obrzydzania wszystkiego co polskie, stali się kimś na wzór emigrantów z „tenkraju”, którzy nienawidzą wspólnoty, w której kwaterują.
CZYTAJ WIĘCEJ: Dlaczego zamiast słowa: Polska, mówią „ten kraj”. Maria Dąbrowska odkryła dlaczego
Chcąc mieć prawo do totalnego „róbta co chceta”, do aborcji na życzenie z powodu tego, że nie chciało się w trakcie seksu założyć prezerwatywy, nie chcą zgłębiać polskiej kultury, brać na siebie odpowiedzialność poprzednich pokoleń, bronić wartości patriotycznych, nie chcą wytrzymywać presji Brukseli przy obronie naszej suwerenności. Powoli stają się w Polsce tym, co obcy kulturowo emigrant w zachodniej Europie: mieszkańcem, buntownikiem o roszczeniowej postawie. Muzułmanie oburzający się na obecność Krzyża świętego w przestrzeni publicznej, sprzyjający (do pewnego momentu) lewicy w ateizacji państwa, są podobni do naszych lewaków, którzy chcą tego samego: osłabienia wspólnoty narodowej.
Buntują się, ale nie wiedzą dlaczego
Mamy więc wychowanków „Gazety Wyborczej” i TVN-u, którzy wiedzą o polskiej kulturze tyle co przybywający do Paryża algierski pastuch o kulturze francuskiej: że ciemiężcy, że źle, że można czy trzeba ją tępić.
Przecież dzisiejsze ataki na kościół są zasilane ogromnym paliwem niewiedzy i ignorancji - lewacka młodzież nie wie nawet, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie zakazuje aborcji. W ostatnich dniach byłem w tym tłumie dwukrotnie i z rozmów wokoło dowiadywałem się, że mężczyźni teraz będą gwałcić kobiety i kazać im rodzić - przecież to jest równe teoriom spiskowym wśród murzyńskich slumsów Nowego Jorku, że CIA dodaje do oranżady środki na bezpłodność, żeby czarnoskórzy nie mogli się rozmnażać (por. Daniel Pipes, Potęga spisku, Warszawa 1998). Pogratulować liberalnym mediom, że tak ogłupiły część społeczeństwa
Obecne prowokacje, które zresztą trudno nazwać strajkiem kobiet, skoro dominują w nich gejowscy aktywiści, są więc często wynikiem nienawiści do polskiej kultury, ale i niezrozumieniem sytuacji prawnej w Polsce. Aby dać tym rozhisteryzowanym dzieciakom pozory wyjaśnienia, feministyczne cwaniary nauczyły ich okrzyków: „wyp…dalać” i „j…ć biskupów” - i poskutkowało. Te profanacje w kościołach są jeszcze słabe - swoim muzułmańskim odpowiednikom we Francji nie dorastają do pięt - co nie znaczy, że nie są narastającym problemem.
Powyższa opinia nie sugeruje, żeby takich poglądów, niewiedzy czy głupoty zakazywać. Wolno być głupim w naszym kraju, wolno być też antypolskim i antykatolickim. Ale wolno też takie postawy nazywać - i gorąco do tego zachęcam.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/523611-lewactwo-pelni-role-mniejszosci-rozbijacza-wspolnoty