Gdybym był zwolennikiem aborcji, to wczoraj na proteście Marty Lempart i Klementyny Suchanow bym się z tego szybko wyleczył. Ostre zaburzenia, opętanie czy fanatyczna furia poprowadziły uczestników marszu w stronę ataków na policjantów, bluzgów, których w takim natężeniu życie publiczne w Polsce jeszcze nigdy (sic!) nie znało, wezwań do ataków na Kościół, księży i biskupów. Samozadowolenie organizatorek, które widziałem z bliska, pozwala mi jedynie współczuć z powodu jakiegoś głębokiego skrzywdzenia, które te kobiety doznały w życiu i w ramach odwetu i nienawiści do świata, chcą unieszczęśliwić większą grupę osób.
A to podobno narodowcy i kibole mieli być polską czernią, zagrażającą cywilizowanej części społeczeństwa. Dobrze jest zestawiać marsze patriotyczne, np. Marsz Niepodległości czy rocznice Smoleńskie, z niedawnymi Strajkami „Kobiet”, dzięki czemu łatwo zrozumieć na czym polega wojna cywilizacji, jakie cywilizacje walczą ze sobą.
CZYTAJ TAKŻE:
Lewactwo to nie tylko nienawiść do świata ale i pogrzeb logiki
Biało-czerwoni a tęczowi
Biało-czerwoni idą dla wspólnoty, ojczyzny, przodków i potomków, tęczowi dla siebie, swojej wygody i samozadowolenia.
Biało-czerwoni skandują o Bogu, Honorze i Ojczyźnie, tęczowi o „wypier…aniu” i „j..aniu”.
Biało-czerwoni mają tysiące flag narodowych, tęczowi mają wszystkie: flagi LGBT, partyjne, unijne, czerwone, anarchistów - widziałem dwie biało-czerwone - jedną trzymaną z tęczową, drugą przytroczoną do torby jak szmatę.
Biało-czerwoni szanują tradycję, tęczowi wpadali w wulgarną ekstazę na wezwania Lempart: „Idźcie w niedzielę do kościołów i im pokażcie”.
Biało-czerwoni za autorytety biorą Jana Pawła II, Piłsudskiego, Dmowskiego, tęczowi - kilka poranionych kobiet mających ubaw z rozrób i przekleństw.
Biało-czerwoni idą z miłości do ojczyzny, tęczowi z nienawiści do Kościoła i tradycji.
Samogonne Lempart i Suchanow
Tak jak przewidywał Herbert, także wczoraj to piekło było byle jakie, samogonne Lempart i Suchanow plus jeszcze inne „bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach” w gronie najgorętszych aktywistek protestu. Tym normalnym dziwię się mocno - nie ich poglądom, ale prowadzeniu dzieci wśród okrzyków „wyp## #dalać”, pokazującym jak bić brawo i dmuchać w trąbkę na hasło „j#bać biskupów”.** Stanowczo zdrowiej na umyśle jest jednak chodzić w kościelnych procesjach, niż pod wodzą nowego lumpenproletariatu.
Nie wierzę, że te przekleństwa to tylko ozdobnik czy folklor - rzucanie językowym mięsem to forma mobilizacji największego chamstwa, bez którego frekwencja nie byłaby liczna - policja z drugiego szeregu komentowała koło północy, że „może być nawet i 5 tysięcy osób” - niechże więc komentatorzy nie ekscytują się urywkami z TVN, pisząc o wielkim wzburzeniu, przypomnijmy, że Warszawa liczy 2 miliony mieszkańców. Było efektownie, chwilami z niezłą muzyką, choć uczestnikom chyba najlepiej tańczyło się przy „Sorry Polsko” Marii Peszek, był entuzjazm i energia, wielu młodych ludzi.
To zło zapuściło korzenie już dawno
Ale ten marsz prymitywów nie wziął się wcale z wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Nastolatki tańczące w rytm okrzyków „j..ać PiS” nie wczoraj odebrały takie wychowanie od rodziców, wykładowcy uniwersyteccy krzyczący „w…dalać” nie zasiedli na swoich wydziałach kilka dni temu, antypolska popkultura i chorobliwy antykatolicyzm nie powstały na potrzeby strajku. NeoPolacy i cywilizacja śmierci wydali po prostu kolejny zgniły owoc, ale korzenie tego nurtu były podlewane od dekad. Zapowiadana rewolucja, strajki, blokowanie miast czy całego kraju - jak ekscytowała się pani Marta Lempart - to tylko zgniła wisienka na zepsutym torcie. Praca nad normalnością wymaga sięgnięcia głębiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/523449-strajk-kobiet-a-marsz-niepodleglosci-wojna-cywilizacji