Gdy piszę te słowa, właśnie wiozą karetką do szpitala jednego z najbardziej zajadłych przeciwników partii rządzącej – mecenasa Romana Giertycha. Osunął się na podłogę podczas przeszukania jego józefowskiej willi przez CBA, niczym nastolatka porzucona przez ukochanego. A chłop jak dąb. Może choreńki? W każdym razie rewizję miano przerwać. Bez obecności podejrzewanego nie można bowiem jej kontynuować. Pytania same cisną się na usta. Schorowany człowiek czy może mecenas nie oczyścił domu z kwitów i gra na czas? Dlaczego przeprowadził się w sierpniu do luksusowej posiadłości z basenem nieopodal Castel Gandolfo we Włoszech, skoro pod Warszawą mógł się wylegiwać do woli i knuć przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu w iście pałacowych warunkach? Nie wiem, czy jak ten kawałek ukaże się w druku, będzie wiadomo coś więcej. Dziś wiem tylko jedno: koń by się uśmiał, bo od kiedy to konie mdleją?…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/523217-ogniem-na-wprost-co-sie-stalo-co-sie-dzieje