Dawno nie było takiej fali hejtu, jak ta która wylała się na prof. Przemysława Czarnka. I choć użyto wszelkich metod, by udaremnić jego nominację, wczoraj prezydent Andrzej Duda dokonał zaprzysiężenia ministra edukacji i nauki. Skąd ta próba zaszczucia człowieka, który ma szansę nareszcie odwrócić fatalne trendy w polskiej edukacji? Pierwsza decyzja nowego szefa resortu jasno pokazuje, że nie będzie miękkiej gry i relatywizowania szkodliwych działań. Zdymisjonowana została odpowiedzialna za podstawę programową i treść podręczników Alina Sarnecka. Ważny sygnał. Trudno więc dziwić się tej histerycznej nagonce. Kręgi liberalno-lewicowe najbardziej boją się uzdrowienia polskiego szkolnictwa. Bo to tam zaczyna się ich ideologiczny, „długi marsz przez instytucje”.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ NEWS. Mocne wejście prof. Czarnka do MEN! Odwołał dyrektor odpowiedzialną za podstawę programową i podręczniki
Kto atakuje ministra Czarnka?
„Dyletant”, „mizogin”, „szowinista”, „homofob”, „ksenofob”, „seksista” – to najdelikatniejsze określenia kierowane pod adresem Przemysława Czarnka przez jego przeciwników. Wyrwane z kontekstu wypowiedzi miały być dowodem na ich prawdziwość. Najgłośniej protestowały lewicowe feministki, które od lat próbują wdrażać genderowe programy do szkół – od Wandy Nowickiej po Krystynę Szumilas. Joanna Scheuring-Wielgus stwierdziła wręcz, że nastał „czarny dzień edukacji”, a „przeklęty rząd gotuje nam wszystkim, a młodym w szczególności, piekło życia w kraju zacofanym, wewnętrznie skłóconym i z instytucjami państwa, które znaczą tylko tyle, ile jest wart interes jednego czy drugiego politycznego bandyty”.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Oskarżenia i insynuacje są tak sugestywne, że osoby, które nie śledzą wydarzeń politycznych mogą im łatwo ulec. Warto więc przypomnieć sobie jak destrukcyjnym procesom poddawane było polskie szkolnictwo przez całe dekady. W ostatnich coraz mocniej infekowane neolewicową ideologią, przemycaną pod płaszczykiem równouprawnienia i walki z dyskryminacją.
Lewicowy marsz przez instytucje
Od czasów, gdy 100 lat temu Antonio Gramsci ogłosił strategię „długiego marszu przez instytucje”, szkolnictwo wszystkich szczebli poddane zostało procesowi stopniowej demoralizacji. Oczywiste jest bowiem, że dobrze wyedukowane społeczeństwo, wyrosłe na klasycznych wzorcach stanowi poważną przeszkodę w realizacji celów ideologicznego przewrotu. Klasyczna szkoła nie tylko kształci, edukuje, ale także formuje, wyposażając uczniów w wiedzę o narodowych bohaterach, o idei dobra wspólnego, o cnotach, zasadach, wartościach, wspólnocie czy narodzie, osadzając ich w konkretnym kodzie kulturowym. Właśnie dlatego kluczowym elementem demoralizacji państwa (głównego elementu wojny informacyjnej) jest edukacja. Nauka ma przebiegać w taki sposób, by ludzie na pozór wykształceni – z tytułami, fakultetami i dyplomami – okazali się ignorantami niezdolnymi do odróżnienia prawdy od fałszu.
Już bolszewicy dostrzegli, że państwowe szkolnictwo to potężne narzędzie wpływu na kształtowanie nowej, komunistycznej mentalności. Opracowane przez nich sposoby przemodelowania edukacji przejęte zostały przez Nową Lewicę i wykorzystywane w imię oświeceniowej wolności i globalnego postępu. Anatolij Łunaczarski, ludowy komisarz oświaty w latach 1917–1929, zagorzały orędownik państwowej opieki nad dziećmi i młodzieżą, przekonywał, że w procesie zastępowania rodziny organizacjami społecznymi należy wykorzystać szkołę. Ta z kolei powinna przejść przez system reform, dostosowując się do wymogów rewolucji. W swoim referacie „Jak szkoła potrzebna jest państwu” podkreślił, że w pierwszej kolejności trzeba ją uwolnić „od przedmiotów jawnie scholastycznych, jakimi dla olbrzymiej większości dzieci i młodzieży były języki starożytne”. Następnie wylicza wiele zmian, które miały przenicować kształcenie klasyczne na „politechniczną szkołę pracy”. Wśród nich podaje likwidację „niedorzecznego, szkodliwego pedagogicznie, bezsensownego […] oddzielnego nauczania chłopców i dziewcząt”. Tak oto zniknęły ze szkół łacina i filozofia, a odnoszące wysoką skuteczność placówki niekoedukacyjne połączono w kołchozowe klasy zbiorowe. Postmoderniści „udoskonalili” te teorie własnymi, w wyniku czego demoralizacja edukacji przybiera coraz bardziej zaskakujące formy. I choć totalna opozycja przy każdej okazji próbuje porównać działania Prawa i Sprawiedliwości do działań komunistycznego reżimu, to ona realizowała założenia napisane przez czerwonych komisarzy. Do dziś zresztą reaguje rechotem na każdą próbę przywrócenia łaciny do szkół. Symptomatyczne.
Nauczanie pozorne jako etap demoralizacji
Spójrzmy na kwestię nauczania w kontekście wojny informacyjnej wymierzonej przez Rosję w Amerykę, a ujawnioną przez Thomasa Schumana, byłego agenta KGB blisko 4 dekady temu. Opisałam to zagadnienie szeroko w książce „Pułapka gender”.
Wśród metod degradacji szkolnictwa Schuman wylicza nauczanie pozorne, polegające na wprowadzeniu nowych, nieprzydatnych przedmiotów, które nie przekazują wartościowej wiedzy, lecz jedynie markują nauczanie. Szkoła postmodernistyczna ma przestać uczyć krytycznego myślenia, a w zamian karmić relatywizmem. Ma odstąpić od przyczynowo-skutkowego nauczania historycznego, a ujawniać jedynie fragmenty dowolnie wybranych wydarzeń z przeszłości. W miejsce rzetelnej wiedzy ma wprowadzać całe pakiety przydatnych, chociaż nierozwojowych przedmiotów, jak zdrowe odżywianie czy budżet domowy. Istotna jest tutaj oczywiście edukacja seksualna, o którą środowiska genderowe tak usilnie zabiegają.
Realizowana za poprzednich rządów reforma szkolnictwa w Polsce doskonale wpisuje się w ten element strategii. Mieliśmy do czynienia z drastyczną redukcją lekcji historii, listy lektur, z zaniżaniem standardów oceniania i wprowadzenie testowych systemów weryfikowania wiedzy, co sprawiło, że poziom wykształcenia Polaków staje się coraz niższy. Nie sprawdziło się nauczanie pod „klucz”, standaryzacja i unifikacja wiedzy. Kolejne roczniki zostały pozbawione zdolności logicznego myślenia, dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych, problematyzacji rzeczywistości, widzenia jej wieloaspektowości. Postrzeganie świata zostało zredukowane do prostych schematów. Prof. Ryszard Legutko w 2010 roku zwrócił uwagę na panoszącą się w procesie nauczania egalitaryzację, która prowadzi do pospolitości – znosi wyraźny podział na kulturę wyższą i niższą. Jako przykład podaje odejście od kształcenia kla¬sycznego, które przez wieki stanowiło fundament edukacji.
„W koncepcji klasycznej dzieła dawne są tymi, z których czytelnik się uczy i na których się wychowuje, natomiast w modelu nowożytnym i współczesnym są to dzieła, o któ¬rych młody człowiek się uczy, a które nie pozostają w żad¬nym oczywistym związku z wychowaniem, o ile nie potwier¬dzają obowiązujących aktualnie poglądów”.
Wychowanie do relatywizmu i rozmontowanie tożsamości
Zacieranie granic między wartościowym a niewartościowym znajduje swoje odzwierciedlenie w programowym wychowywaniu do relatywizmu, będącym jednym z wiodących zadań postmodernistycznej szkoły. Ma oswoić uczniów z przekonaniem, że każdy ma swoją prawdę, a najwyższą formą szlachetności jest bezkrytyczna i szeroko otwarta tolerancja. Towarzyszy jej absolutyzacja indywidualizmu, jednostkowej tożsamości i wolności. Pod płaszczykiem zasady neutralności światopoglądowej wprowadzana jest do nauczania i wychowania najbardziej demoralizująca postać postpedagogiki lub antypedagogiki. Wymuszenie pełnej tolerancji religijnej, światopoglądowej, kulturowej i płciowej nie ma nic wspólnego z neutralnością. Powoli z podręczników usuwa się treści związane z przynależnością narodową i wykreśla się elementy budujące tożsamość indywidualną oraz kulturową dorastającego człowieka. Nie może być mowy o uznawaniu narodowych wartości za wiodące, bo to przecież ksenofobia lub faszyzm. Pojęcie patriotyzmu ma zostać zastąpione patriotyzmem europejskim, a najlepiej globalnym. Ten plan masowego przerabiania mentalności Polaków przy pomocy zastępów nauczycieli wyedukowanych na kursach gender studies ujawniła już kilka lat temu Magdalena Środa, wielka orędowniczka genderyzmu.
W 2008 roku Fundacja Feminoteka wydała raport pt. „Ślepa na płeć edukacja równościowa po polsku”. We wstępie do tego dokumentu Magdalena Środa nakreśliła wizję nowej edukacji, która przeciwstawi się normom etyki chrześcijańskiej i nie będzie powielać patriotycznych stereotypów. Jak podkreśliła, kluczowym zadaniem reformy powinna być wizja nowego społeczeństwa. Zdaniem Środy, obecna szkoła jest nie do przyjęcia, ponieważ rewitalizuje XIX-wieczne wzorce aksjologiczne i wychowawcze.
Można je wyrazić w haśle: „Jednostka niczym bez rodziny i narodu, a naród niczym bez tradycji i religii”. Polska szkoła wychowuje – i zapewne jeszcze długo wychowywać będzie – ku społeczeństwu patriarchalnemu i narodowemu, gdzie męską dominację uznaje się za rzecz naturalną, gdzie wysoko ceni się niepodlegającą żadnej krytyce martyrologiczną przeszłość, a mniej – europejską przyszłość, gdzie promuje się narodowy patriotyzm, a nie poczucie przynależności do kultury i europejskiej wspólnoty, gdzie świętością jest rodzina, a nie jednostka, gdzie każda płeć ma swoje powołanie i każdy „obcy” zna swoje miejsce, gdzie moralność sprowadzona jest do religijnych deklaracji i rytuałów, a za przyczynę wszelkiego zła uważa się krytycyzm, nieposłuszeństwo autorytetom oraz seks.
Dalej prof. Środa pisze, że zadaniem szkoły jest przygotowanie uczniów „do aktywnego, dającego poczucie godności i satysfakcji życia w społeczeństwie, które może przybrać różne formy”. Tekst brzmi jak XXI-wieczna adaptacja „Manifestu komunistycznego”, w której nowa szkoła to ideologiczna kuźnia genderystów.
Powinniśmy przygotowywać młodych ludzi do życia na miarę ich własnych, różnorodnych ambicji i celów, powinniśmy przygotowywać do życia w otwartym społeczeństwie ludzi wolnych i równych. Społeczność przyszłości to społeczność otwarta (a nie konglomerat narodów), to społeczność spluralizowana (a nie homogeniczna), multikulturowa (a nie monokulturowa), zindywidualizowana (a nie rodzinocentryczna), laicka (a nie fundamentalistyczna) oraz egalitarna (a nie hierarchiczna). I szkoła powinna przygotowywać do bycia członkiem takiej właśnie społeczności. Tymczasem polska szkoła jest narodowa, konserwatywna, unifikująca, a jedyne uznanie dla „różnicy” widać w uznaniu różnicy płci: szkoła socjalizuje bowiem młodzież do zajmowania tradycyjnych ról płciowych. Polska szkoła jest najważniejszym i najskuteczniejszym miejscem reprodukcji patriarchatu: dziewczynki już od „zerówki” wiedzą, że mają do wykonania pośledniejsze role społeczne, że ich przeznaczeniem jest macierzyństwo, chłopcy wiedzą, że są przeznaczeni do władzy, prestiżu i przygody”
– przekonuje Magdalena Środa, przypominając, że Unia Europejska promuje społeczeństwo otwarte i egalitarne, zgodne z wymogami sprawiedliwości społecznej. Swój manifest kończy apelem o jak najszybsze nadrobienie strat, jakie polska edukacja ma w zakresie gender mainstreaming. Zaleca napisanie podręczników na nowo, a przy tworzeniu programów edukacyjnych uzwględnienie zaleceń Genderowych.
I pisano nowe programy, przemycano nowe treści w podręcznikach. O tym, jak konkretne rozwiązania wdrażano do polskiej edukacji pisałam już w poprzednich tekstach. Nie chodziło jedynie o wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół, ale o totalne przeformatowanie programów nauczania tak, by służyło tworzeniu nowego społeczeństwa.
Trudno więc dziwić się tej potężnej fali hejtu wobec nowego ministra edukacji i nauki. Oba resorty, połączone dziś w jeden, wymagają działań naprawczych. W trybie pilnym należy zająć się szkolnictwem wyższym, które sparaliżowane wdrożoną przez ministra Jarosława Gowina Konstytucją dla Nauki, nie realizuje w pełni swoich założeń. Ministra Czarnka czeka potężna praca. Oby pierwsza decyzja, którą podjął już wczoraj, była zwiastunem dobrych zmian.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/522905-po-pierwszej-decyzji-min-czarnka-wiadomo-skad-ten-hejt