To, co spotkało Romana Giertycha miałoby być gorsze od wszystkich zbrodni ubecji i NKWD.
Listy otwarte tzw. autorytetów bywają już tak głupie, że często nie ma sensu się nimi zajmować – napisałem kilka dni temu. Ale niektóre są tak bardzo odzwierciedleniem stanu umysłów różnych grup społecznych, że dyskomfort czytania zawartych w nich głupot trzeba przeboleć. I te są najczęściej swego rodzaju manifestami politycznymi. Charakterystyczna jest też nomenklatura tych epistoł, czyli przede wszystkim semantyka charakteryzująca ich autorów i sygnatariuszy. Ten, któremu trzeba poświęcić chwilę uwagi napisali „więźniowie polityczni PRL-u”. I napisali, że „wyrażają solidarność z Romanem Giertychem”.
List „więźniów politycznych PRL-u”
Określenie „więźniowie polityczni PRL-u” sugeruje, że rzecz dotyczy całej grupy osób więzionych w PRL z powodów politycznych i że Romana Giertycha też można traktować jako więźnia politycznego, czyli ofiarę represji. Już takie postawienie sprawy jest groteskowe, bowiem przez wiele lat ten sam Roman Giertych był przez część sygnatariuszy (o ile nie zdecydowaną większość) traktowany jak ktoś, kto wsadzałby do pudła z powodów politycznych, gdyby miał takie możliwości. Sygnatariuszy omawianego listu by wsadzał. Różniło ich bowiem wtedy wszystko. Teraz stoją po tej samej stronie.
Zestawienie sygnatariuszy i Romana Giertych to dopiero początek. Dowiadujemy się, że „kiedy w PRL-u prokuratorzy stawiali nam zarzuty, były one oparte na naszych realnych działaniach”. Mamy więc od razu zapowiedź, że obecnie zarzuty prokuratury (właściwie w każdej sprawie) nie są oparte na „realnych działaniach” kogokolwiek. Oznacza to zarówno preparowanie zarzutów, jak i to, że pod rządami zjednoczonej prawicy jest gorzej niż w PRL. Dużo gorzej. Ciekawe, zatem, dlaczego nikt z sygnatariuszy nie siedzi? Dlaczego nie mają zarzutów i procesów?
Owszem, mieli zarzuty Władysław Frasyniuk i Stefan Niesiołowski, ale jeden za naruszenie nietykalności cielesnej policjanta na służbie, a drugi za żądanie i przyjmowanie korzyści osobistych oraz majątkowych. Frasyniuka uniewinniono. Sprawa Niesiołowskiego się wlecze, ale oczywiście nikt nie chciał go zatrzymywać, a tym bardziej aresztować. Frasyniuk zresztą demonstracyjnie przypisywał sobie status „świętej krowy”, skoro był więźniem politycznym PRL. Niesiołowski także, choć mniej nachalnie. W obu wypadkach (a także np. Józefa Piniora) trzeba by przyjąć, że status więźnia politycznego PRL czyni nie tylko bezkarnym w III RP, ale wręcz uprawnionym i wyznaczonym do łamania prawa.
„Więźniowie polityczni PRL-u” już na początku zaznaczyli swoją wyższość moralną i rację historyczną: „To my mieliśmy rację. System upadł. Zrodziła się wolna Polska”. I ta wolna Polska dała im wiarę, że „powstał system, w którym sędziowie będą niezawiśli, prokuratura będzie ścigała rzeczywistych przestępców, zaś policja będzie apolityczna”. „Tak było z grubsza przez większość istnienia III RP”, czyli wtedy, kiedy rządzili sygnatariusze albo ich koledzy. Niestety „obecna władza skończyła z tym przesądem, leżącym u podstaw cywilizacji europejskiej”.
Mamy kpinę (cienką), że praworządność jest dla obecnie rządzących „przesądem” oraz wniosek, że sygnatariusze są elementem cywilizacji europejskiej. Zatem ich polityczni przeciwnicy są tej cywilizacji wrogami. Nie dowiedzieliśmy się tylko (zapewne przez grzeczność i takt), jaki rodzaj dziczy reprezentują ich przeciwnicy. Zapewne są kimś pomiędzy bolszewikami, maoistami z czasów rewolucji kulturalnej a Czerwonymi Khmerami. A to dlatego, że „prokuratura została skrajnie upolityczniona”, zaś „na funkcje w kierownictwach sądów osadzani są posłuszni wykonawcy woli władz”. Najgorsze jest jednak to, że „powstały grupy sędziów-harcowników internetowych, anonimowo oczerniających uczciwych ludzi”. Skoro anonimowo, to skąd „więźniowie” wiedzą, że to sędziowie?
CBA jak SB?
Po preludium przyszedł czas na większe dzieło, czyli zdemaskowanie przez „więźniów” prawdziwego charakteru Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Dzięki „więźniom” my, naiwni albo sparaliżowani strachem, dowiedzieliśmy się, że „CBA, podobnie jak w przeszłości SB, stało się rodzajem policji politycznej”. A skoro CBA jest jak SB, to najwyraźniej prześladuje niewinnych, prowokuje, upodla i szmaci ludzi, szantażuje, odbiera pracę, łamie kariery, rozbija małżeństwa i rodziny, doprowadza do samobójstw oraz dopuszcza się politycznych mordów. Proste? Jak stylisko od szpadla.
W systemie, gdzie CBA jest jak SB jest nawet gorzej niż w czasach świetności bezpieki, bo „stworzono pseudosąd mający za zadanie karanie niewygodnych sędziów i prokuratorów”. „Więźniowie” musieli więc dojść do wniosku, że „Polska przestała być krajem demokratycznym. Powstaje system autorytarny, który zapewnia bezkarność przestępcom związanym z aparatem władzy, zaś ściga jego przeciwników”. Normalnie bierutowski terror do kwadratu. Jednym ze ściganych jest partyzant wolności i demokracji Roman Giertych, skromnie przedstawiony przez „więźniów” jako „adwokat znany z ostrego krytycznego stosunku do praktyk obecnej władzy”.
Partyzanta wolności i demokracji współczesna ubecja ściga tylko za to, że „jest to adwokat rodzinny Tuska zaprzyjaźniony z ważnymi politykami PO”. I tylko z tego powodu zdecydowała się „wkroczyć do domu adwokata w przededniu rozpatrywania sprawy jego klienta, zakuć go w kajdanki, zabrać materiały stanowiące tajemnicę adwokacką, a następnie wejść do szpitala w okresie epidemii, z którą rząd sobie nie radzi, by powołując się na zgodę anonimowych biegłych, którzy nie widząc pacjenta, ocenili jego stan, przedstawić zarzuty choremu człowiekowi”. Po prostu bierutowscy siepacze z lat 1945-1953, gotowi na tortury (na razie), a pewnie i strzelanie w tył głowy (później).
Oczywista jest konkluzja „więźniów”, że „są to standardy przekraczające w swej bezczelności PRL-owskie bezprawie”. Czyli to, co spotkało Romana Giertycha jest gorsze od wszystkich zbrodni ubecji i NKWD. Dlatego „więźniowie” wyrazili „solidarność z Romanem Giertychem”. Nawet nie warto mówić, jaką obrazą, chamstwem, bezczelnością, zniewagą i ohydą wobec ofiar bezpieki i NKWD jest ten pisany przez zaczadzone mózgi list. Chyba dotychczas nie było nic gorszego i bardziej parszywego w obiegu publicznym. Warto więc wymienić nazwiska sygnatariuszy tego obrzydlistwa: Konrad Bieliński, Seweryn Blumsztajn, Teresa Bogucka, Jan Ciesielski, Władysław Frasyniuk, Aleksander Gleichgewicht, Adam Grzesiak, Stanisław Handzlik, Piotr Kapczyński, Jarosław Kapsa, Jan Kofman, Sergiusz Kowalski, Krzysztof Król, Barbara Labuda, Bogdan Lis, Jan Lityński, Henryk Majewski, Adam Michnik, Piotr Niemczyk, Stefan Niesiołowski, Marek Niesiołowski, Edward Nowak, Mirosław Odorowski, Janusz Onyszkiewicz, Ryszard Pusz, Krzysztof Siemieński, Grażyna Staniszewska, Joanna Szczęsna, Barbara Toruńczyk, Mateusz Wierzbicki, Ludwika Wujec.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/522860-chyba-nie-bylo-wiekszej-obrazy-zniewagi-i-ohydy-jak