Ludzkości to się zdarza - tymczasowe szaleństwo, obłęd jakiejś pseudointelektualnej mody, doktryny która podnieca elity i schodzi do nizin społecznych. Przechodzą one potem i mało kto się do nich przyznaje, pozostają egzotycznym marginesem w niszowych pisemkach, sprzedawanym wykolejeńcom i dziwakom.
Dzisiejsi profesorowie „gender studies” są po prostu Mesmerami współczesności, Miczurinami XXI wieku, zaklinającymi się na wszystkie świętości, że potrafią hipnotyzować magnesem albo wychować wiśnię, żeby była jabłonią.
CZYTAJ TAKŻE: Lewactwo to nie tylko nienawiść do świata, ale i pogrzeb logiki
Tak było z „Oświeceniem”. Wiadomo że dziś kojarzymy je z Monteskiuszem czy Diderotem, ale XVIII wiek miał swój zachwyt na punkcie innych ideologów - hrabiego Cagliostro, Franza Mesmera czy Giacomo Casanovy - znanego wówczas bardziej jako „alchemika” i „czarownika” niż podrywacza. Ten pierwszy przekonał wielu możnych europejskich dworów, że ma 4 tysiące lat i osobiście pomagał królowi Salomonowi budować świątynię w Jerozolimie, a faraonom - piramidy. Mesmer miał uzdrawiać magnesem i elektryzowaniem włosów, a Casanova miał odmładzać podstarzałe arystokratki poprzez uprawianie seksu przy pełni księżyca. Tak jak dziś możemy się śmiać z totalnego zidiocenia „oświeconych”, tak i przyszłe pokolenia będą pytały, może nas samych, za kilkadziesiąt lat, jak to można było wierzyć, że jest ponad 50 płci, a pospolity menel i bandyta twierdzi że jest kobietą i piszą o nim w zachodnich dziennikach?
Tak było i w komunizmie. Intelektualiści nie tylko uwierzyli w marksistowską ekonomię, ale przecież i Stalin uwierzył w biologiczne brednie Miczurina i Łysenki, a jednym z protoplastów komunizmu był przecież Charles Fourier, który wierzył, że po zniesieniu prawa własności woda w morzach i oceanach zamieni się w lemoniadę a rekiny i wilki zostaną… wegetarianami! Miczurin kwestionował genetykę, krzyżował melona z kabaczkiem i próbował pszenicę „wychować” tak, by rosła na syberyjskim mrozie. Jeszcze w 1947 roku Trofim Łysenko uchodził za wychowawcę przyrody, bo w 1923 miał „przekonać” pospolity grab, by wypuścił gałąź z orzechami. Może i durne, ale raczej nie mniej niż przekonanie, że wydychanie dwutlenku węgla przez ludzi zniszczy planetę. Przyjdą pokolenia, które będą się z tego śmiać.
Rzecz jasna dzisiejsi Mesmerzy, Cagliostrowie, Miczurinowie i Łysenkowie, okupujący uniwersyteckie katedry, żrący granty z budżetów państw Zachodu, przekonują, że to my się rozpadniemy z naszym rzekomo rachitycznym systemem wartości. Próżne to jednak złudzenia - mesmeryzmy zostały wyrzucone z mainstreamu wraz z rozwojem medycyny, Łysenkę zdemaskował Aszot Ruchkian, a dzisiejsi genderolodzy i wege-wyznawcy już kłócą się między sobą - feministki lat 90-tych są już uznawane za skrajnie prawicowe - jak autorka „Monologów waginy” Eve Ensler - 30 lat temu superpostępowa, dziś oskarżana o dyskryminację… kobiet bez wagin.
Nam trzeba tylko wytrwać. Nie da się tej pleśni zatrzymać, bo wlewa się do kraju filmowymi produkcyjniakami, popkulturą demontującą wzorce męskości, honoru, rozróżniania dobra i zła, a ludzie te same mesmeryzmy i miczurinizmy łykają szybciej - bo przez Internet, którego w „Oświeceniu” i w komunizmie nie było. Ale te wszystkie ideologie miną, rozpadną się, bo urągają logice i rzeczywistości, a tradycyjne wartości od rodziny, własności zaczynając, na Kościele i wspólnocie narodowej kończąc mają za sobą setki i tysiące lat, nie ma więc szans, by pięćdziesiąta siódma płeć, jakaś np. seksoseksualność wytrzymała dłużej niż twarde zasady wspólnoty rodzinnej, którą ludzkość doskonali od rewolucji neolitycznej.
Tylko trzeba nam wytrzymać. Pięć, dziesięć, dwadzieścia lat - jak najdłużej. Gdy tęczowo-ekoterrorystyczny mit legnie w gruzach, będziemy mieli tyle wolności, ile normalności ocalimy w tym czasie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/522743-ile-jeszcze-wytrzymaja-dzisiejsze-lewackie-mity-10-lat-20